Po debacie…

Poznań i Kraków łączy dzisiaj dwupasmowa arteria komunikacyjna dająca taką oto możliwość, że od pomysłu wypicia kawy pod Sukiennicami do zrealizowania tej myśli, miną zaledwie cztery godziny a już słyszysz hejnał z Wieży Mariackiej (jeśli wyjechałeś przed ósmą rano).

W sobotę 14 stycznia 2023 roku, Kraków połączył się niemal z każdym miejscem w Polsce poprzez wspólnotę myśli patriotycznej. Zmierzaliśmy w stronę królewskiego miasta i czuliśmy, że coś niezwykłego wisi w powietrzu. I nie o smog tu chodzi bo akurat to zjawisko już dawno niezwykłym być
przestało. To raczej coś nieuchwytnego ale bardzo odciskającego się po lewej stronie mostka. Coś co
każdy kogo to dopadnie, opisuje jako uczucie zatykające pierś.
Hotel „Sympozjum”, Kraków. Kilka samochodów na parkingu i ten widok! Białe bluzy z wizerunkiem Wilka, skupienie, serdeczność, powaga, praca, oczekiwanie. Coś tu się święci! Duża sala, kilkaset pustych jeszcze krzeseł i gdzieś tam z tyłu głowy myśl. Przyjdą, nie przyjdą? Jakaś para zasiadła
nieśmiało w połowie sali przywitana uśmiechami. Jeszcze tylko biało czerwona flaga, jakiś baner, kwiaty i wizytówki prelegentów na stole, smakowite co nieco w kawowym kąciku, jak zawsze wszystko własnego wyrobu. Jeszcze tylko program Konferencji „Czy grozi nam niebezpieczeństwo?” przyklejony w widocznym miejscu i właściwie jesteśmy gotowi. Sala zapełnia się i brakuje miejsc. Serce rośnie.

Piotrek Szlachtowicz zaczyna. Jego słowa niosą się na koniec sali, a oczy Gości skupiają się na
poruszających obrazach przedstawiających śmierć zadaną Polakom przez Ukraińców w okrutny sposób.

Czy grozi nam niebezpieczeństwo? To zderzenie obrazu i słowa jest niezwykle wymowne. Zabrakło mi odwagi aby skupić wzrok na szczegółach wystawy. Może później.

Co nam grozi za sprawą ludzi tak nieodpowiedzialnie zarządzających Polską? Co nas czeka jeśli tego nie zatrzymamy? Słuchając kolejnych prelegentów myślałem tylko o jednym. O przyszłości moich dzieci i wnuków. Czy to coś nadzwyczajnego? Jasne że nie. To normalne, że martwię się o los tych którym dałem życie, tak samo jak moim Rodzicom i Dziadkom mój los nie był obojętny. Nie ma nic złego w tym, że w obliczu zagrożenia jestem gotów na poświęcenie. „Ordo caritatis” to zasada, której hołduję a która wprost wypływa z przykazania miłości. Zacytuję tu Księdza Pawła Siedlanowskiego: „Ewangeliczna miłość do siebie, swoich najbliższych to nie jest egoizm, ale wyraz wdzięczności za dar życia, miłość i za
inne dary, które człowiek otrzymał od Boga.”
Wciśnięty w krzesło, w ścianę albo wykładzinę, w zależności od tego gdzie akurat udało się przysiąść, zapadałem się w sobie i myślach o tym Kraju pięknym jak z pocztówki, o tych ludziach co nie zasługują na to co poza tą salą widać, co tak jęczy w telewizorach.
Doktor Kulińska, Dr Sykulski, Dr Kowalski, Prof. Zapałowski, Prezes Listowski, wreszcie Nasz Andrzej, sprawili, że przez te kilka godzin telewizory przepadły, przegrały z normalnością w jakiej chcielibyśmy żyć. Żyć w Kraju w którym pamięta się o historii i historię tę tworzy tak jak człowiek tego do życia potrzebuje. No i te przerwy kawowe, które legendą już obrastają za sprawą czegoś co można określić jednym słowem „domowe”. Jakże inaczej
smakuje jadło kiedy czujesz serce włożone w jego przygotowanie. Jakże właściwie zabrzmią tu słowa Anzelma Bohatyrowicza kiedy z dumą mówił do Justyny Orzelskiej:„wszystko to z naszego własnego starania”. Rozmowy, rozmowy, rozmowy „oko w oko” to coś co próbowano nam odebrać a czego odebrać sobie nie daliśmy i nie pozwolimy. My wiemy jaką bezcenną wartość one mają. I kiedy dzwonek obwieszczał a nasza Straż dopilnowywała końca przerwy, dyscyplina zwyciężała z niedosytem.
Koniec musiał nadejść i nadszedł a nasi Goście gdyby tylko wiedzieli że przed nami Zlot i kontynuacja, z pewnością zazdrościliby nam.
Teraz logistyka, zorganizowanie i dyscyplina musiały wziąć górę nad emocjami, nad tym ładunkiem niesamowitej, pozytywnej energii z jaką opuszczaliśmy miejsce naszej Konferencji.
Cel – Zembrzyce. To tam spotykamy się na XI Zlocie Watah Głosu Obywatelskiego. Było ciemno ale i tak wszyscy widzieli coraz to bardziej górzysty teren. W niewielkiej odległości od Krakowa znaleźliśmy miejsce magiczne, jak się potem okazało, nie tylko ze względu na krajobraz. W ten sobotni wieczór czasu i sił wystarczyło na wspaniały posiłek, zakwaterowanie i…, jasna sprawa że, rozmowy. Krótko po północy, z nielicznymi wyjątkami, wszyscy już grzecznie spali.Wiedzieliśmy, że kolejny dzień
rozpoczynamy wysiłkiem ale nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Rano między domkami zaroiło się
od białych bluz. Gwar rozmów niósł się i budził śpiochów a nad świerkami wzmagał się wiatr, który jak
się okazało zwiastował deszcz. Na szczęście prognoza spełniła się dopiero wieczorem.
Czekała nas wyprawa a na jej końcu nagroda – pyszne śniadanie. Zaraportuję tylko tak. Widoki wspaniałe, droga kręta i pod górę a maruderów prawie nie było widać. Różnica wzniesień 184 metry.
Z najwyższego miejsca widać było Jezioro Mucharskie, które powstało jako zalew na rzece Skawie.
Marsz w dół uruchamia inne partie mięśni ale o ich obecności dowiadujemy się zazwyczaj następnego
dnia. Szybko znaleźliśmy się na stołówce gdzie czekały na nas różne sery, wędliny, kiełbaski, jajecznica
i co tam dusza, no i brzusio zapragną. I znowu gwar rozmów (a podobno przy jedzeniu się nie
rozmawia), zagłuszał brzęk sztućców. Wszyscy wyczekiwaliśmy już kolejnych prelekcji a znamienici
goście gwarantowali wysoki poziom zarówno wiedzy jak i emocji.
No i nie zawiedliśmy się. Najpierw Pan Witold Listowski, Prezes Światowego Związku Kresowian zabrał
nas w podróż, w którą każda polska szkoła powinna zabierać polskich uczniów. Było to głośne wołanie
tych, którzy już krzyczeć nie mogą. Wołanie o pamięć o Rzezi Wołyńskiej i pamięć o wszystkich
zamordowanych przez Ukraińców Polakach. I dziękuję tu Panu Wojciechowi Habeli za słowa, które
trafnie oddają nasz obowiązek wobec dzieci broniących Lwowa: „Powiedz czemu Kamienne Lwy mają
w oczach polskie łzy?”. „Jeśli my zamilkniemy to kamienie wołać będą”, napisała na czacie Małgosia
z Warszawy. Nie wolno nam zapomnieć!
Zaraz potem Pan Janusz Krzywoszyński odsłonił w swoim pięknym stylu tajniki dyplomacji, ludzkich
słabości i piękna duszy, nawet w sytuacjach beznadziejnych dających nadzieję na człowieczeństwo
i zwycięstwo dobra nad złem.
Wojciech Habela, artysta którego nie znałem, przeniósł nas do polskiego Lwowa. Kilka wierszy i kilka
piosenek wystarczyło aby poczuć ten klimat. Intrygujące były słowa Pana Wojciecha, słowa przed
ostatnią piosenką. Okazało się, że mimo tej rozrywkowości jaką jej przypisał, niosła ważne przesłanie.
Nie wolno nam myśleć tak, jak ten obcy nam świat by chciał, że polskość i słowiańskość to coś gorszego.
Nośmy dumnie głowy do góry bo jest wiele ku temu powodów.
I wreszcie Dariusz Jaworowski. Jego wykład odebrałem jak prztyczek w nos. Uzmysłowiłem sobie, że
słowa bohatera filmu Strzelec: „jeśli wydaje Ci się że coś wiesz to jesteś w błędzie”, mają sens. Ciągłe
poszukiwanie prawdy to najlepsze co można zrobić jeśli chcesz się do niej zbliżyć. Totalna cisza która
towarzyszyła jego słowom była niezwykle wymowna.
Czy jestem twardym facetem? Z pewnością nie na tyle aby powstrzymać łzy kiedy małe dziecko daje
wspaniały dowód patriotyzmu, kiedy z dziewczęcych ust nagle wyrywa się:
„Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Nie damy pogrześć mowy!
Polski my naród, polski ród,
Królewski szczep piastowy!
Nie damy, by nas gnębił wróg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!”,
i kiedy wszyscy dołączają się do śpiewu odruchowo stając w wyprostowanej pozycji należnej
Hymnowi.
Mała Milenka! Czy aby rzeczywiście mała?

Ukradkiem ocierane łzy, cisza, i coś takiego w powietrzu co nie pozwala Ci się ruszyć z miejsca bo nie chcesz aby to się skończyło. Gdzie jesteście ci którzy powinniście to zobaczyć i przeżyć?
Pozwalam sobie tu na przywołanie własnego wpisu z czatu:
„Mam odczucie, że wziąłem udział w czymś absolutnie niezwykłym. W tej chwili są wielkie emocje
związane z żywymi obrazami i słowami ciągnącymi się przez każdy przejechany kilometr od Zembrzyc.
Niemniej tak na gorąco powiem, że nie może zginąć Kraj i Naród, w którym wciąż mimo tego ogłupienia,
marazmu i wszechobecnego poczucia bezsiły, znajdują się takie pokłady patriotyzmu, chęci walki
i zdobywania wiedzy historycznej i każdej innej. Żyją ludzie którzy mówią i dają to co najcenniejsze dla
przyszłych pokoleń chcących aby Wielka Polska trwała i rosła. My tylko musimy przejąć pałeczkę i nieść
dalej.”
I kilka innych:
@Ursa Kraków – „Musimy przyznać ,że Milenka pokazała nam najwyższy poziom.
Teraz wypada nam tylko jedno – utrzymać go.
Jeszcze mi się serce ściska.
Wspaniała Dziewczyna. Piękna Polka.”
@Lucyna Szczecin – „”Święto patriotyzmu” za nami. Emocje z nim związane na długo będą jeszcze z
nami ale intonacja Roty przez naszą małą wilczycę wywołała takie wzruszenie, że na zawsze zostanie w
moim sercu i umyśle, miałam łzy w oczach i “kluchę” w gardle, ledwie mogłam śpiewać. Gosia stojąca
za mną rozpłakała się ze wzruszenia. Milenko, dziękujemy. Dziękujemy za te chwile, dla nich warto żyć
i spotykać się. W związku z tym mam pewien pomysł do realizacji u nas w Szczecinie, ale muszę pogadać
ze swoją watahą.”
@Kasia Skarżysko – „Kochani! Jak zawsze wracamy do domu zmęczeni a jednocześnie naładowani
ogromną energią. Tę Konferencję i Zlot należy zaliczyć do najbardziej udanych i przepełnionych duchem
patriotyzmu
Dziękujemy całemu WGO, a w szczególności @Andrea WGO @Monika Kraków @Andrzej
Poneta za to, że mogliśmy uczestniczyć w tym doniosłym wydarzeniu.
Niesamowite jest tworzyć historię razem z Wami.”
I ja tam byłem, kawę i wodę piłem (miodu i wina nie było ). Co widziałem i co słyszałem na papier
przelałem. Co zaś sercem poczułem, między wierszami znajdziecie.
Eugeniusz Nowak #WGO

3 thoughts on “Po debacie…”

    1. Eugeniusz, jeśli pozwolisz, kopiuję, drukuję, kolportuję, rozsyłam wśród znajomych, którzy o WGO często słyszeli, wiedzą, dopytują o to co robimy, na czym polegają nasze działania, ale czerech liter jakoś im ciężko ruszyć. Może ten tekst, ta relacja, coś w nich skruszy. Może po tych słowach zapragną „też tam być”, na własne oczy, i uszy, zobaczyć jak dzieci, takie małe, a jakże wielkie jednocześnie, Milenki potrafią uczyć nas dorosłych.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *