„…. a orkiestra grała do końca”

Jakieś takie dziwne odczucia panoszą się we mnie ostatnimi czasy. Użyłbym nawet tekstu ze słynnego skeczu z udziałem Jana Kobuszewskiego i Kazimierza Brusikiewicza, a brzmi on: „mam zbiegowisko w głowie”.

Sporo ostatnio jeżdżę, spotykam się, rozmawiam, obserwuję i tak jakoś nic mi nie pasuje do informacji, jakimi jesteśmy bombardowani zewsząd, a składających się na obraz
domniemanego, zbliżającego się końca świata. I tak. Tu ktoś planuje budowę domu, tu z kolei ktoś bierze ślub, spodziewa się lub myśli o potomku albo dzieli się marzeniami, które nie zakładają żadnych ograniczeń. Z telewizora wylewają się co prawda wieści, o których jeszcze niedawno powiedzielibyśmy, że są z gatunku jakiegoś tam dowolnego
fiction ale są podawane w taki sposób jakby to była normalka. Mało tego, ludzie zachowują się jakby to co ich otacza i osacza było właśnie tą normalką.

Na słynnym statku, który nie dopłynął do celu i gdzie orkiestra grała do końca, sytuacja
też była tragiczna, a stopień świadomości jakże podobny do tego, który tak jęczy w naszym społeczeństwie. Oto mamy elity mające pełną świadomość tego co się dzieje, oczywiście z wyjątkami tych niebieskich ptaków, których pełno zawsze i wszędzie, bawiących się i wydających pieniądze bez umiaru. Mamy też część całkowicie nieświadomych, podążających za głosem płynącym z góry, z boku, z dołu, nieważne.
Byle był na tyle wiarygodny aby zwolnił z myślenia. To chyba sort dominujący.

No i mamy tych przebudzonych, świadomych, próbujących działać.
Na Titanicu wiadomo było jak to się skończy. Na okręcie, którym my wszyscy płyniemy, niewiadomych jest tak dużo, że równanie wydaje się nie do rozwiązania. Ta obserwacja, o której wspominam na początku do miłych nie należy. Wrażenie mam takie jakby nikt nie zauważał, że woda jest już w połowie okien i do tego sporo jest takich, którzy jak filmowy Jack Dawson mają kajdanki na rękach i mimo wiedzy i chęci nic nie mogą
zrobić. Wydaje się, że tym co w tej sytuacji jest dobrym wyjściem, to znalezienie osób, które znajdą siekierę i nawet mimo śmiertelnego zagrożenia uwolnią takich zakneblowanych ze związanymi rękoma. Wojowników nigdy za wiele. Nigdy też za wiele takich spryciarzy, którzy w każdej sytuacji i pod presją największego zagrożenia potrafią znaleźć wyjście tak jak Rose. Ona miała motywację jedną z największych możliwych czyli miłość. Ale czyż dzisiaj brakuje motywacji?

Zagrożone są wartości najważniejsze, prawo do życia, do godności osobistej, do wolności, do stanowienia o sobie i swoim
ciele, nawet do życia w rodzinie.

Jak wielu z nas skorzysta z tej motywacji? Czy iskra trafi w lont?

Eugeniusz Nowak #WGO
15 września 2022

1 thoughts on “„…. a orkiestra grała do końca””

  1. W firmie, w której pracuję, zatrudnionych jest około dwustu osób. Na palcach jednej ręki można policzyć niezadowolonych z kierunku, w jakim zmierzamy. Z owych kilku osób niezadowolonych na demonstracje chodzę tylko ja. Wiedzą o tym moi współpracownicy, wiedzą bezpośredni przełożeni, zwykle pytają mnie: jak było? Ja opowiadam. Kiwają głowami. Odnoszę wrażenie, że w ich oczach mam po prostu osobliwe hobby. Oni są zadowoleni! Nie mówię o poglądach politycznych (bo te mają różnorodne) ani o wizji Polski (bo jej nie mają). Narzekają czasem na to, czy na tamto, ale… “przecież widać, że ludziom żyje się lepiej, jako społeczeństwo się wzbogaciliśmy”. To im wystarczy, naprawdę. Często czuję się jak dziwadło. Chcę czegoś innego, chcę normalnego świata, w którym każda żywa istota ma swoje miejsce, swoją przestrzeń na radość, na bycie sobą. To zbyt wiele? A może to tylko niepoważne bzdety jakiejś oderwanej od życia idealistki, która marzy o wolnej Ojczyźnie, a nie ma nawet własnego domu i samochodu…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *