Marazm

Wczoraj, 5 sierpnia 2023 roku, byłem na obchodach Rocznicy Urodzin i Imienin Romana Dmowskiego. Tak

Czytaj więcej »

Wołyń

Prawie równo rok temu, sprowokowany niezwykłym snem, skreśliłem kilka słów o Wołyniu. Cały czas pamiętam

Czytaj więcej »

Dąbrowa

Budzik zadzwonił o 5:00 rano w niedzielę, więc w pierwszym odruchu chciałem go, delikatnie mówiąc,

Czytaj więcej »

Demony

Ostatnie trzy lata to okres, który z całą pewnością będzie opisywany w podręcznikach historii, jako

Czytaj więcej »

Duch Zlotu

Zaledwie wybrzmiało ostatnie słowo na Konferencji w Zielonej Górze a już w powietrzu unosiła się

Czytaj więcej »

Pod Giewontem

Całkiem niedawno, gdzieś na Discordzie, pomiędzy wieloma zwykłymi wiadomościami, pozdrowieniami, linkami, materiałami i zdjęciami, zauważyłem

Czytaj więcej »

Strach

“Największą wartością jest Twoje zdrowie.” To brzmi jak frazes, jakże często nadużywany z niezrozumieniem. To

Czytaj więcej »

Nocne mary

Różne myśli przychodzą człowiekowi do głowy kiedy spać nie może, nie chce albo się obudził w środku nocy i nie wie, czy przymknąć oko i spać dalej czy zabawić się w marka i coś poczytać, posłuchać albo pooglądać. Podparty pod brodę, z szumem w uszach, który powoduje, że odgłosy
z kuchni (ktoś też się tam kołacze), dobiegają przytłumione i niewyraźne, rozpoznaję jakiś serial w telewizji, a przez to wiem, kto też spać nie zamierza.
To wtedy najlepiej myśli się układają w słowa i zdania i to wtedy zastanawiasz się nad sensem, głębią, potrzebą, istnieniem… . I to w zderzeniu z tym co w ciągu dnia do ciebie dotarło z rozmów, czytania, z biegu między jednym a drugim i trzecim tym co cię spotkało. I zawsze myśl wraca w jedno miejsce gdzie brzmi głośniej i głośniej pytanie, po co?
I wszystko co dalej od tej odpowiedzi zależy. Czy nagle pojawi się siła, której nie spodziewasz się w ogóle, czy znienacka pojawi się pomysł który Cię zaskoczy, czy pomiędzy tym co w kuchni gdzieś majaczy a tym co w uszach szumi zaświta to co rankiem spowoduje, że zwleczesz nogi z łóżka i powędrujesz dalej. Na spotkanie z tym co już znasz i z tym co nieznane i tajemnicze los Ci przygotował. A ty przyjmiesz, wchłoniesz i wykorzystasz albo wcale nie zauważysz i nawet nie będziesz wiedział co. Bo wtedy tylko poznasz wartość tego co chciało cię z Twojej przyczyny ominąć jeśli palec boży zadziała, jeśli pozwolisz mu się dotknąć.
Jakże straszna jest ta myśl o tym nieznanym, co z Twojej przyczyny Cię ominęło bo dotknąć się
nie pozwoliłeś. Za chwilę skrawek myśli odpycha to nieprzyjemne poczucie straty czegoś czego
wartości poznać nie mogłeś. I dlaczegóż to? Bo Ci się nie chciało, bo akurat było coś ważniejszego, lepszego, przyjemniejszego, albo zwyczajnie w tym właśnie momencie nie myślałeś o niczym. Każdy tak czasem ma. I układasz sobie te chwile które kojarzysz jako ominięcie szansy, nie schwytanie pomysłu na lepsze,
nie ten wybór właściwej drogi czy zbędne wejście w zakręt, z którego wyszedłeś ale sponiewierany.
Dopiero teraz to widzisz bo wtedy młodość i skłonność do chaosu, jakże czasami pięknego,
zasłaniała umiejętność dobrego wyboru. Nie żałuj złych wyborów, nie obwiniaj się o zakręty, nie
dręcz się myślami o palcu którego dotknięcia unikałeś. To pewnie nie był ten czas.
Jakże piękne jest życie z tym poczuciem, że mimo wszystko dobrze wybierałeś, że i tak nie wiesz i nie dowiesz się nigdy co by było gdyby. Nie skrzywdzę się siebie oglądaniem się wstecz
w poszukiwaniu tego co być mogło a nie było.
Jakże piękne jest życie kiedy możesz patrzeć w te niesamowite ufne oczy małej istoty, którą do
życia powołały Twoje wybory, te momenty o których wiesz, że to wtedy pozwoliłeś się dotknąć.
To jest jedna z wielu, może najważniejsza z odpowiedzi na pytanie: po co? To pytanie które tak się nieznośnie pojawia pomiędzy jednym, drugim czy trzecim tym co Cię dziś spotkało.
Patrzysz w te oczy widząc swoje odbicie, tę nadzieję którą w sobie masz i pielęgnujesz. W tych
oczach jesteś bohaterem, który musi bo taki ma obowiązek, podać rękę i poprowadzić tego małego człowieka, który tak bezgranicznie Ci ufa.
Dzięki temu może będzie miał mniej zakrętów, z których wyjdzie mniej poobijany.
Może częściej pozwoli się dotknąć.
Eugeniusz Nowak #WGO

Ale co ja mogę?!

Świadomość to słowo, które ostatnimi czasy słyszymy wszędzie. Podnośmy świadomość,
uświadamiajmy innych, tylu ilu zdołamy. Wszystkich nie zbawimy ale róbmy co można aby jak
najwięcej ludzi wiedziało co się tak naprawdę dzieje. My, którzy sami o sobie mówimy, że wiemy więcej, czujemy swego rodzaju frustrację. Mówimy, spotykamy się, piszemy w mediach społecznościowych,
lajkujemy lub stawiamy inne znaczki graficzne, które odzwierciedlają nasz stosunek do czegoś i wciąż się wkurzamy.

Ale co ja mogę?! Daj spokój, nic nie możemy! Oni zrobią co chcą, szkoda czasu. Po co to robisz, już
jest pozamiatane! I tak nie damy rady! I takie tam wkoło Macieju.

Czyż z tym właśnie nie spotykamy się każdego dnia? Tak właśnie. I tracimy energię, tracimy to co mamy najcenniejszego i do tego nie doceniamy wartości tego co jest w nas.

A co jest w nas? Jeśli tylko potrafisz, jeśli tylko znajdziesz w sobie spokój, jeśli tylko na chwilę się zatrzymasz i spojrzysz chłodnym okiem to zobaczysz siebie. Zobaczysz człowieka który wie kim jest, wie co zrobić, wie co powiedzieć innym. Mów więc kim jesteś, pokazuj że wiesz co zrobić, mów co uważasz, że powiedzieć powinieneś. Jeśli jednak nie jesteś pewien tego co robisz, nikogo za sobą nie porwiesz bo ludzie czują fałsz. Tylko prawdziwy Ty, pełen wartości jakie masz w sobie tylko czasem o tym nie wiesz, potrafisz nimi zarazić innych.

Od prawie trzech lat dzieją się rzeczy z pozoru niewytłumaczalne. One rzeczywiście takimi są dla tych
nieświadomych. O tę nieświadomość sprawcy tego niewytłumaczalnego zabiegali przez dziesiątki jeśli
nie setki lat, z wielkim sukcesem jak widać. „Cała prawda, całą dobę” brzmi motto jednej z telewizji.

Ja mam na tyle dużo lat, że pamiętam inne: „Prawda czasu, prawda ekranu”. Tak nazywał się radziecki cykl filmowy, z którego śmiali się ci sami ludzie, którzy dziś przyjmują za prawdę lejące się z ekranów telewizyjnych bzdury. Za te „prawdy”, pochodzące od pięciu największych agencji światowych mających ten sam kapitał założycielski, Twoi niektórzy znajomi gotowi są przegryźć Ci krtań. Więc i Ciebie dopada czasem zwątpienie i pytanie. Ale co ja mogę?!

I tu nie będę ani odkrywczy ani oryginalny. Ba, nawet może to zabrzmieć banalnie.

Możesz i powinieneś zadbać o siebie. Zadbać o swój rozwój duchowy i fizyczny. Zadbać o swoje zdrowie i ekonomię własnego Domu i Rodziny. Możesz i musisz zadbać o harmonię własnego ducha
i ducha swojego partnera. Na to jest tylko jeden sposób. Miłość i przyjaźń. Postaraj się, choć jest to niezwykle trudne, pozbyć się własnego ego. To ono przeszkadza nam wznieść się wyżej w relacjach z ludźmi. To ono jest przez nas samych pielęgnowane w sposób niewytłumaczalny, prowadzący do rozpadu rodzin, związków i przyjaźni. Jak się tak głębiej zastanowić to wygląda na to, jakby komuś bardzo zależało na budowaniu naszego ego do granic absurdu.

Ale co ja mogę, słyszysz zewsząd tym głośniej im głośniej to słyszysz w sobie. I to pytanie co ja mogę, zagłusza prawdziwy przekaz, odbiera pewność siebie i zniechęca do działania.

Gdzieś kiedyś usłyszałem coś, co z pozoru wydaje się dziwne. Ktoś mi powiedział, że jeśli nie wierzysz w siebie, to powinieneś zaufać komuś kto wierzy w Ciebie bardziej niż Ty sam. Moim zdaniem jest to tajemnica sukcesu wielu udanych małżeństw.

Naprawdę możesz!

Eugeniusz Nowak #WGO

Luźne obserwacje

Pomiędzy łóżkiem, a łazienką, dystans jest niewielki, ale wystarczy na poranną burzę myśli. A już najwięcej
tego zastanowienia nad codziennością, masz podczas tej prozaicznej czynności szczotkowania zębów.
To z pozoru takie bezmyślne i bezowocne, a jednak. Dopiero kiedy już wsiądziesz do auta i kluczyk przekręcisz, łapiesz się na tym, że od momentu kiedy otworzyłeś oczy, coś się pod kopułą kłębi.

I próbujesz to uporządkować jakoś kiedy jedziesz do pracy, a tu przerywa ktoś kto akurat postanowił wymusić pierwszeństwo. A przyszło Ci do głowy, że on też tak od rana próbuje okiełznać te myśli, które z pozoru bezładnie mu się kłębią?

W jednym z filmów bohaterka przechodzi przez ulicę i mówi: „a gdzie ten naród tak gna?”. Jadą, trąbią na siebie, widząc tylko na odległość samochodu w którym siedzą. A każdy z nich pomiędzy łóżkiem a łazienką też zaczął tę batalię myśli jak codziennie. I jedni złapią sens a inni nie złapią, i pozostaną w tej nieokreślonej rzeczywistości, na którą próbują mieć wpływ. Czy każdego dnia, na pełnym biegu będąc, złapiesz tę ulotną chwilę kiedy nad sensem pomyślisz? Czy każdego dnia spróbujesz się zatrzymać choć na chwilę i tę chwilę złapać, zapisać? A potem wieczorem wrócić do niej i znowu spróbować w jakiś porządek ułożyć?

A jak już dotrzesz tam dokąd z rana wyruszyłeś, do pracy zazwyczaj, to ten czas wydaje się hamować tę burzę która początek miała pomiędzy łóżkiem a łazienką. Bo tam, w pracy zazwyczaj, masz obowiązki, nie możesz zawalić, nie możesz zawieść swojego poczucia bycia potrzebnym. I dobrze. Czyż nie jest to ważne aby czuć, że ktoś nas potrzebuje, potrzebuje tej naszej codziennej krzątaniny wokół spraw swoich i cudzych.
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim, łapiesz szczątki informacji z ekranu komputera przed którym siedzisz, z rozmów które słyszysz, z radia które w codziennej rutynie ktoś włączył a i tak nie słucha. Ktoś do Ciebie mówi a właściwie pyta, czy słyszałeś w telewizji że …..? A Ty podnosisz wzrok i musisz prosić aby powtórzył bo nie złapałeś sensu. Bo akurat wróciłeś myślami do tego co było pomiędzy łóżkiem a łazienką albo kiedy ktoś wymusił pierwszeństwo. I te wieści które skleiłeś ze szczątków bo jakoś
dotarły do Ciebie, układasz w obraz codzienności i znowu chcesz złapać sens. Gdzieś z głębi próbuje się przebić myśl bezładu ale Twoje poczucie bycia potrzebnym nie dopuszcza jej na powierzchnię. Czy robisz to świadomie? Dobrze jeśli tak, ale wcale nie jest złym kiedy nieświadomie, intuicyjnie.
Przedostatniej nocy, gdzieś między drugą a trzecią, obudzony myślą o spotkaniu na którym coś trzeba powiedzieć, najlepiej z sensem i na temat, usiadłem i napisałem to co sensowne i na temat mi się wydawało. Wyszło zrymowane a tytuł dopisałem na końcu:Trybik
Taki jestem mikrus, malutki, maciupki. Tak się wokół kręcę. Czy ktoś zauważy? Widzę tych co bliżej, czasem tych co dalej. Czy ktoś mnie posłucha, spojrzeniem obdarzy? Obok mnie są inni, malutcy, maciupcy. Też się wokół kręcą. Ja ich czasem widzę.
Chcę by ktoś usłyszał, chcę by ktoś zobaczył. A sam niedosłyszę, a sam niedowidzę. Tam kawałek dalej, są więksi, są wielcy. Też się obracają, w kierunku właściwym.
I tak sobie myślę, tak się zastanawiam, pomiędzy obrotem szybkim i leniwym. Czy dobrze się kręcę w poprawnym kierunku? Czy w tempie obrotów podołam?
Tak mi się wydaje z mojej perspektywy. Tak mi się wydaje z mojego grajdoła.
Kto nadaje tempo? Kto wskaże kierunek? Gdzie jest to największe koło zamachowe?
Maszyna się kręci, maszyna nie zwalnia, nawet kiedy sprawdza czy są drogi nowe.
Czy ja tak się kręcąc dobrze odczytuję? Czy ja tak wirując kierunku nie zmieniam?
Maszyna się kręci, maszyna nie zwalnia, nawet kiedy czasem trybiki wymienia.
Taki jestem mikrus, malutki, maciupki. Czy aby na pewno trybik bez znaczenia?
Ty sam nadajesz obrotów znaczenie. Sam decydujesz o tempie kręcenia.
Spróbuj się zatrzymać, może piaskiem sypnąć. Maszyna zazgrzyta lecz tylko na chwilę.
Nie jesteś więc mikrus, nie jesteś malutki. Masz moc pchnąć maszynę o kolejną milę.
Eugeniusz Nowak
#WGO

Wybaczyć?

Zdarzało się, że ktoś pytał, czy był moment, który szczególnie wpłynął na to kim się stałem.

To zawsze było i nadal jest proste pytanie. Pewnego dnia dzięki kobiecie, w której zakochał się mój starszy brat, zyskałem nieograniczony dostęp do biblioteki. Tak się złożyło, że zanim wyjechałem z domu na długie pięć lat nauki w szkole średniej z internatem, miałem już za sobą lekturę całego Tomasza Mannai Fiodora Dostojewskiego. Stało to na półce i kusiło więc wziąłem i czytałem. Oczywiście były inne rzeczy ale tych właśnie dwóch autorów wykuło mnie i rzuciło w dorosłość.

Wyjechałem więc z małej wiochy pod Poznaniem uzbrojony w zbytnią pewność siebie na zewnątrz i jednocześnie niewielką wiarę wewnętrzną w to, czy jestem dostatecznie wartościową osobą. Takie typowe rozterki nastolatka. Ktoś teraz może spytać, do czego on właściwie zmierza? Cóż to wszystko
ma wspólnego z wybaczaniem?
Ta kobieta, o której było na wstępie została żoną mojego brata i przez to była i wciąż jest w moim życiu tak czy inaczej. Nie bez znaczenia jest to, że jest głęboko wierząca i praktykująca co przy moim powierzchownym traktowaniu wiary, stanowiło widoczny kontrast podczas rozmów jakie toczyliśmy.
Muszę tu zawczasu dodać, że nie uznaję częstego wśród wierzących a przynajmniej deklarujących wiarę, tego co nazywam bezwarunkowym wybaczaniem. Odpuszczaniem jawnego draństwa tylko
dlatego, że tak nakazuje wiara. Ja nigdy nie nadstawię drugiego policzka bezwarunkowo.
Bardzo cenię sobie to, że los postawił na mojej drodze osobę, dzięki, której zakochałem się w literaturze, i z którą jednocześnie się tak totalnie nie zgadzam w kwestii wybaczania. Jakże często doprowadzałem ją do wzburzenia kiedy przytaczałem warunki sakramentu pokuty: rachunek sumienia, żal za grzechy,
mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

Uniwersalizm tych warunków jest porażający i może dlatego tak mało przestrzegane są te zasady
prowadzące do wybaczenia. I to ja, taki nijak wierzący i jeszcze mniej praktykujący, ośmielam się pouczać kogoś tak głęboko wierzącego i zanurzonego w życie wspólnoty kościelnej. A jednak to Ona dała mi to okno na świat, ten kaganek który młoda Pani Profesor od polskiego uznała za przedwcześnie odpalony. Dostojewski i Mann w takim wieku?

Tak właśnie uważam, że drań musi usłyszeć że jest draniem i ja mogę mu wybaczyć ale…, no właśnie.

A to co boli najbardziej to krzywdy wyrządzone przez bliskich i presja, że wybaczyć należy tylko dlatego, że to przecież brat, siostra, ojciec. No nie.

I tu chyba jest czas na pytanie, czy my jako Naród nie za bardzo jesteśmy skłonni do nadstawiania drugiego policzka, do bezwarunkowego wybaczania, zapominania, pomagania, do czegoś co w innych kulturach może być odebrane jako frajerstwo? Czyż nie jest to jedna z wielu przyczyn naszego
położenia? Czy teraz kolejny raz nie jesteśmy świadkami poświęcenia dla innych, bez nawet cienia obietnicy zapłaty?

Może czas na mądrość, pilnowanie własnego interesu, dbałość o nasze zasady,tradycję, historię, bohaterów i pełnoobjawowy patriotyzm?

Zaraz, gdzie ja to słyszałem?
Ja mogę kochać i wybaczać wiedząc, że w moim ogrodzie stoi czołg, a moja kobieta w razie czego jest gotowa skoczyć do gardła każdemu kto odważyłby się zakłócić rodzinny spokój. To wspólnota takich Rodzin, myśli i idei jest fundamentem nie do skucia.

I wtedy jestem gotów wybaczyć sobie wszystko.

Eugeniusz Nowak #WGO

Po tamtej stronie

Gdzie byłeś w ostatnich dniach?

Zadaję sobie pytanie i właściwie nie czekam na odpowiedź.

Wiem i nie wiem gdzie byłem.

Byłem w pokoju obok, byłem w pracy, byłem w dziwnym nastroju i miejscach, nie do końca
wiadomych. Mam dziwne uczucie, że przez kilka chwil byłem tam gdzie nikt się nie śpieszy,
gdzie nikt nie czuje, nie widzi i nie słyszy. Bałem się, że nie wrócę.

Czy zdajemy sobie sprawę, że mamy siłę aby zrobić rzeczy, które są konieczne i oczywiste?

Dowiadujemy się, że tak, kiedy taka potrzeba nas znienacka dopadnie. Nagle mówisz trzymając Ją za rękę aby się nie bała bo jesteś tu, żeby nie czekała na tych którzy nie przyjdą i nie wezmą jej za rękę. I wiesz, że musiałeś to powiedzieć. Nic się nie bój! Te szeroko otwarte oczy, które jeszcze niedawno tak przygasły i zdawały się nie widzieć. Ta dłoń zaciśnięta na twojej dłoni z taką siłą, której się nie spodziewałeś. I wiesz, że tej siły za chwilę już nie będzie w tej dłoni, że ona będzie w twojej bo musi tam być aby pomóc przejść.

To takie realne i nierealne zarazem. Miałeś inne plany na ten dzień. Nie chciałeś aby kolejny
raz dotarło do ciebie, że jest druga strona. Miałeś być w lesie wśród drzew, wypatrywać
brązowych barw pod nogami, schylać się i wrzucać do koszyka wypatrzoną zdobycz. Przecież
tak lubisz grzybobranie. Kiedyś dawno temu pokonywałeś z Mamą wiele kilometrów, z koszem przewieszonym przez łokieć. Czy po tamtej stronie też są grzyby?

Tego dnia, ktoś mi powiedział że to jest magiczne. Przez chwilę byłem zły na te słowa. Jak to
magiczne? Ale za moment pomyślałem tak samo.

To tylko słowo magia tak cię poruszyło bo wydawało ci się, że nie pasuje. Czy rzeczywiście?

Byłem z Nią kiedy przechodziła na drugą stronę. Świat się nie zatrzymał. To jedna z największych lekcji pokory jaką można dostać.

Czy byłem po tamtej stronie?

Tylko przez tę sekundę kiedy powieki przykryły oczy.

Nieznany autor napisał: „Nie umieraj ze swoimi zmarłymi, czyń im honor, żyjąc swoim życiem
tak, jak oni by tego chcieli. Pozwól im przekroczyć granicę. A ty żyj dalej.”

Tak wiele mamy do zrobienia.

Świat postanowił odebrać nam nawet tę magię, a nam nie wolno
się na to zgodzić. Mamy prawo do magii, do cierpienia, uczuć, do miłości, wiary, do trzymania
kogoś za rękę kiedy przyszedł czas przejścia na drugą stronę.
Mamy się godzić na to aby świat stał się taki zimny i bezduszny i aby Ci, którzy przechodzą na
tamtą stronę, nie mogli trzymać za rękę i patrzeć w oczy bliskiej osoby? Mamy się godzić na
to aby nasze dzieci i wnuki nie mogły mieć planów, marzeń, możliwości wyboru, prawa do
błędów i porażek a także radości z sukcesów? Mamy się na to wszystko godzić? Nie wolno
nam tego zrobić!!!

Tym, których żegnamy wybaczamy wszystko. Żyjmy tak aby tym, którzy będą nas żegnać, nie dawać zwątpienia.

Mamy tyle do zrobienia po tej stronie.

Eugeniusz Nowak #WGO

Normalność
Nie wiem czy tylko ja to czuję i zauważam, ale mam takie chwile, kiedy zaczynam marzyć o powrocie normalności, cokolwiek by ona nie znaczyła. To właśnie znaczenie tego słowa,które każdy pewnie zdefiniuje inaczej, wpływa na treść tych skrawków myśli, jakichś odlotów,kawałków kliszy filmowej jawiących się jako marzenie o tym co było lepsze i do czego się nam ckni.Czy jest tak, że czas szczęścia, nieważne w jakim okresie historii osadzony, określa zawartość tej tęsknoty, która nas od środka rozpala? Czy jest tak że nawet czas opresji, niewygód, walki
o rzeczy podstawowe dla egzystencji, jeśli tylko jest w niego wpisane uczucie silniejsze,zagłuszające cierpienie, określamy po latach jako wspaniałe chwile? Nieraz słyszymy od
naszych dziadków i rodziców pamiętających wojnę, jak wspominają ten czas z rozrzewnieniem.
Dzisiaj jadąc do domu po pracy, taka nostalgia zawiodła mnie do ulubionej restauracyjki w moim mieście. Jakoś tak samo się to stało, że ten który siedział za kierownicą, ten gość który właśnie dzieli się z Wami tymi słowami, zaparkował auto przy Powstańców Wielkopolskich 2
gdzie jest nasza „Kawerna Pod Orłem”. To tu można posłuchać dyskretnej muzyki z lat osiemdziesiątych minionego stulecia i to tu spotykają się Kibice po meczach naszego
ukochanego Klubu, i to tu kiedy zamówisz kotleta, to za chwilę słyszysz dobiegający z kuchni
dźwięk tłuczka, i to tu zawsze zobaczysz flagę Powstania Wielkopolskiego i skosztujesz do obiadu Powstańczej Nalewki. Tutaj także spotkasz na piątkowym wieczorku, śpiewającego
swoje teksty gitarzystę i to tutaj wspaniali Właściciele Restauracji przysiądą się do Ciebie i zwyczajnie pogadają. Czy to jest normalność? Dla mnie tak.
Czy nie powinniśmy wszyscy każdego dnia znaleźć chwili na takie powroty do normalności?
Co za głupie pytanie. Całym sobą czuję, że powinniśmy zrobić wszystko aby nie musiały to być powroty i aby nie musiały to być chwile. Czyż nie daliśmy sobie odebrać tego do czego tak
tęsknimy i zadowalamy się tylko powrotami? A czemuż to niby ma tak być? Ktoś nam tak urządził nasze życie i naszą Ojczyznę, czy może raczej pozwoliliśmy na to z wygody, z lenistwa i przez zapomnienie o tym czym są wartości?
Kiedy tak siedzieliśmy zasłuchani w piosenkę, nie pamiętam co to było, spotkały się nasze spojrzenia i prawie jednocześnie, z wyrzutem wobec siebie samych stwierdziliśmy, że byliśmy
tu ostatnio dwa miesiące temu. O nie, tak nie może być! Sami sobie to robimy, że nie chcemy słyszeć ubijania kotleta i krzątania w kuchni, snującej się z sufitu muzyki i ciepłych słów
Przyjaciół z Kawerny Pod Orłem.
Dlaczego nie chcemy normalności?
Cóż to jest ta normalność? Dla mnie to ciepło domu i serca.

Eugeniusz Nowak #WGO 13.10.2022

Czy jest z czego?
Jadę samochodem, słucham mojego ulubionego radia i nagle mam efekt z bajki „Pomysłowy
Dobromir”. Kulka odbija się kilkukrotnie od mojej głowy, rozpryskuje się jak fajerwerk i olśnienie. Mam
tyle powodów do tego aby się cieszyć życiem, że wpadanie w jakiekolwiek dziwne nastroje mogące
skutkować zjazdem w stronę depresji albo innych stanów tego typu, byłoby delikatnie mówiąc
mazgajstwem.
No i tak.
Codziennie budzę się na tyle sprawny fizycznie i umysłowo, że chce mi się wstać i zrobić parę rzeczy
mogących uchodzić za pożyteczne. Mam się do kogo uśmiechnąć i przytulić mając pewność, że ona też
tak czuje. Nie zastanawiam się czy moje dwa 26 i 28 letnie łobuzy pamiętają o staruszku ponieważ
zazwyczaj przynajmniej raz w tygodniu czegoś potrzebują i dzwonią. Ja wtedy trochę się oszukując
myślę, jak to fajnie że chłopaki pamiętają. Dworuję sobie trochę oczywiście i w tym miejscu wspomnę
o rozmowie jaką odbyłem niedawno z tym starszym, który dał nam nieźle w kość jako nastolatek.
Powiedział mi tak. Tata, ja często się z Tobą nie zgadzam. Ja mu na to, i całe szczęście. No i tu kiedy
pomyślę co powiedział dalej to ściska mi gardło i dusi w klacie. Cicho ale wyraźnie walnął, że gdyby co
to skoczyłby za mną w ogień. Usłyszeć coś takiego od syna na którym połamałem kiedyś kij od miotły
i który uciekając przede mną przeskoczył spory żywopłot, to wielka sprawa. To przecież znaczy, że
mimo wielu błędów i porażek kierunek był słuszny. Oboje ukrywaliśmy zaszklone oczy ale wiedzieliśmy,
że coś ważnego się wydarzyło.
On, ten starszy, ma Kubę i Gabrysię a młodszy syn Stasia. Ja wiem, że oni zrobią to samo co ja. Popełnią
mnóstwo błędów ale dobrze wychowają te kochane urwisy i kiedyś, czego im życzę usłyszą, Tato
skoczyłbym za Tobą w ogień.
I właściwie tylko to wystarczy aby cieszyć się i mieć w nosie jakieś tam problemy codzienności. No ale
przecież są inne rzeczy i ludzie. Od niemal roku cieszę się czymś niezwykłym czego się nie
spodziewałem. Zyskałem nową Rodzinę. Jak to jest, że łapię za telefon aby napisać „Czołem!” i wstawić
wilka? Jak to jest, że mi zależy, że sprawdzam, że piszę, że o kimś pomyślę i że czekam na reakcję?
Planuję że będę, porozmawiam, przywiozę placek, kupię książkę, wejdę do Czytelni, spotkam się
i zrobię coś, czego jeszcze nie tak dawno bym pewnie nie zrobił.
I wiecie co? Nie wiem czy tak do końca wiemy co tworzymy. Czy jest potrzeba aby nazywać coś co
wszyscy czują? Odważę się w tym miejscu na wyznanie. W ciągu kilku miesięcy znów obudziła się we
mnie cecha, o której kiedyś mówiłem że jest nieznośna i głupio myślałem, ze przeszkadza mi w życiu.
To lojalność. Czy wpadłem w górnolotność i patetyczny ton? No chyba, ale tak właśnie czuję.
Tytułowe pytanie ma prawo zyskać odpowiedź. Tak, jest z czego się cieszyć.

Eugeniusz Nowak #wgo

Być ponad, nie pomiędzy!

„Jest pewien grzech przeciwko siódmemu przykazaniu, z którego Polacy zazwyczaj
nie zdają sobie sprawy, chociaż bardzo ciężki. Najgorszą społecznie ze wszystkich kradzieży
jest kradzież czasu, gdyż demoralizuje okradzionego. Jest to specjalność biurokracji
względem obywateli, wybujała oczywiście najbardziej tam, gdzie biurokracja najbardziej
się rozrosła, tj. w Polsce. Im więcej urzędów, tym więcej czasu się marnuje; im liczniejsi są w
jakimś urzędzie urzędnicy, tym wymyślniejsze formy przybiera rabunek czasu.” – F. Koneczny.

Poświęcając uwagę Feliksowi Konecznemu oraz jego twórczości, czytelnik z całą
pewnością nie złamie przykazania siódmego. Wiele można o tym człowieku powiedzieć, ale
zasadniczo trzeba oddać, że była to postać nietuzinkowa i wszechstronna. Nie wchodząc dziś w spory dotyczące samej osoby, jaki i zasadności jego tez, postanowiłam przybliżyć odrobinę naszym Czytelnikom nie tylko jego postać, ale też jeden z głównych wątków, które poruszał w swoich dziełach. Rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam wszystkich do lektury

Feliks Koneczny urodził się w Krakowie w szczególnym dniu, kiedy wszyscy
obchodzimy uroczystość Wszystkich Świętych, a konkretnie 1 listopada 1862 roku. Studiował na
Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego i już w 1888 roku bronił rozprawy
doktorskiej zatytułowanej: „Najdawniejsze stosunki Inflant z Polską do roku 1393” . Uczestniczył w ekspedycji Akademii Umiejętności do Rzymu, w której Koneczny w okresie od 1 stycznia do 30
sierpnia 1890 roku miał wgląd do Tajnego Archiwum Watykańskiego udostępnionego przez
papieża Leona XIII ludziom nauki. Był członkiem Klubu Słowiańskiego, w którym to był
redaktorem miesięcznika „Świat Słowiański”. Z czasem stał się specjalistą w dziedzinie Historii
Europy Wschodniej, a w swoje 60 urodziny, mianowany został przez samego ministra Tadeusza
Łopańskiego profesorem zwyczajnym. Wedle prawa w dwudziestoleciu międzywojennym
osiągając wiek emerytalny 65 lat Koneczny nie mógł dalej wykładać. Jednak Rada Wydziału
Humanistycznego Uniwersytetu Stefana Batorego zwróciła się do Ministerstwa Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego o to, aby mógł kontynuować swoją pracę dydaktyczno-
naukową, zgodę tę uzyskując. Był to 1927 rok, Feliks Koneczny nie tylko przedłużył swoją karierę,
ale również wygłosił odczyt pt: „Polska między Wschodem a Zachodem”, a miało to miejsce na
Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Co ważnego powiedział do zgromadzonych krakowski
profesor?

Polska położona jest między Wschodem a Zachodem. To położenie, nie tylko jak pisał
Koneczny geograficzne, ale i duchowe, a co za tym idzie religijne i cywilizacyjne. Próbę syntezy tych dwóch różnych „światów” odbierał jako dalece niekorzystną, zwracając przy tym ważną
uwagę, że mieszanina cywilizacyjna jaka miała miejsce na terenie Polski była świadectwem upadku
cywilizacji, ponieważ może być ona (cywilizacja) albo czysta, albo w ogóle nie istnieć. I tu warto
przytoczyć sławne słowa profesora: „nie można być cywilizowanym na dwa sposoby”. Dlaczego
jest to dziś ważne? I dlaczego wracamy do Konecznego? Nie sposób jest dalej nie dostrzegać
skutków połączenia polityki wielokulturowej z polityką globalizacji, z polityką uniwersalizacji na
terenie Europy. Skutki te w zależności od stopnia intensywności wdrażania polityk w
poszczególnych regionach Europy są różnorodne. Jedni, jak np. Francja – opłacają dziś to
stopniowym upadkiem dominacji wiary katolickiej, dzieje się to jednak nie z własnej woli narodu
francuskiego, a pod presją obcej dla Europejczyków, cywilizacji muzułmańskiej, która w wyniku
fatalnych posunięć politycznych, przedziera się do starego kontynentu masowo. Gdzie dwóch się
ściera, tam ktoś musi w końcu ustąpić. Ustąpiła tak np. Szwecja, której minister finansów
Magdalena Andersson kilka w grudniu 2017 roku powiedziała: „integracja nie przebiegła
tak jak powinna”, chodziło o integrację imigrantów z Bliskiego Wschodu ze Szwedami, oficjalnie
w liczbie 163 tysięcy osób. Ta omyłka rządu Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej
będącej w koalicji z Partią Zielonych przyniosła Szwecji wzmożoną liczbę gwałtów, napadów oraz
dewastacji miejsc publicznych i prywatnych posesji. Przykład Szwecji sprzed kilku lat, dobitnie pokazuje, że obecnie Polska powinna zdobyć się na poważne rozważania na temat tego, czy wszechobecne słowne wartości europejskie mają cokolwiek wspólnego z wartościami polskimi. Czy otwarta polityka migracyjna nie sprawi, albo już nie sprawiła, że za chwile kolokwialnie mówiąc „nie obudzimy się z ręką w nocniku”. Idąc dalej, czy Polska w obliczu otaczających nas wydarzeń chce być częścią europejskiej cywilizacji w jej obecnym kształcie? Czy chcemy podążać za wartościami, które rujnują pod względem społecznym coraz więcej krajów Europy zachodniej? A może należy zadać jeszcze bardziej prowokacyjne pytanie: czy obecnie promowane są w Europie jakiekolwiek wartości, które oparte są na poszanowaniu natury, człowieczeństwa, naszych korzeni?

Położenie między wschodem a zachodem, między dwoma cywilizacjami nie jest rzeczą łatwą i żaden naród nie wie tego tak dobrze jak Polski. Warto jednak pamiętać, że każda cywilizacja będzie istnieć tylko wtedy, jeśli będzie opierać się na prawdzie historycznej, prawdziwych wartościach i nie będzie uznawać za swoje czegoś, co zupełnie do niej nie należy i nigdy nie należało. Dopóki to nie zostanie dopuszczone do umysłów ludzi, żadna cywilizacja wschodnia, czy zachodnia nigdy nie zaistnieje, a Polska będzie jak była „rozbujana” między dwoma światami nie należąc do żadnego z nich. I Polska zdaniem Konecznego nie powinna dokonywać syntezy Wschodu z Zachodem, ponieważ jednak próbowała to już niegdyś zrobić w przeszłości, to z tego właśnie powodu utraciła niejednokrotnie swoją tożsamość. Historia czasami niestety lubi się powtarzać. Od tej myśli wypowiedzianej na KULu minęło 90 lat. Przez ten okres Polska znów była rozszarpywana na różne strony.

Temat pozycji Polski między Wschodem a Zachodem jest cenny z uwagi na swoistego
rodzaju syntetyczno-historyczne podejście do zagadnienia. To za co należy docenić Konecznego, to
rzetelne prześledzenie historii obu cywilizacji. Udowadnia, że początek chrześcijaństwa na terenie
Polski to obrządek rzymsko-słowiański, a nie bizantyjski. To u naszych zachodnich sąsiadów
należy szukać tego drugiego. Cesarstwo Niemieckie powstało na podstawie wpływu z Bizancjum.
Otton Wielki nie tylko urządził dwór na wzór Bizantyjski, ale sam jego syn ożenił się z
cesarzówną bizantyjską. Teofania wprowadziła bizantyjski ceremoniał i przepych. Wraz z
uczonymi z Bizancjum tworzyła skrupulatnie odrębną myśl polityczną. W efekcie tego Niemcy
były krajem, w którym mieliśmy do czynienia z dualizmem cywilizacyjnym, wytworzyła się swego
rodzaju kultura bizantyjsko-niemiecka. Tak jak w Niemczech działo się tak wbrew woli Papiestwa,
tak u nas przy Jego pomocy, a my graniczyliśmy z Niemcami jako z krajem cywilizacji
bizantyjskiej, a nie łacińskiej. I znów kolejna różnica. Bizantyjskie państwo niemieckie istniało
tylko dzięki temu, że opanowało państwo, które zależne było od kościoła, w przeciwieństwie do
łacińskiej kultury. Mimo, że Cesarstwo opanowało ziemie polskie za czasów Bolesława
Kędzierzawego to nie poddało się wpływom bizantynizmu niemieckiego. Ze strony Wschodniej w
XIII wieku czekał nas najazd mongolski, z rozbudowaną administracją, regularną armią i prawem,
choć miał on miejsce dlatego, że byliśmy w sojuszu wojskowym z Węgrami, które to były celem
Mongołów. W efekcie czego wschodnia słowiańszczyzna weszła w krąg cywilizacji turańskiej, z
której to poprzez rozwiniętą administrację powstało Wielkie Księstwo Moskiewskie. Tak więc z
jednej strony kultura bizantyjsko-niemiecka, z drugiej turańsko-słowiańska, a pośrodku my, i już
przez następne stulecia zastraszani, podpuszczani, wplątywani pod obce nam cywilizacje i kultury,
czego skutki czuć po dziś dzień. Można z tego wysnuć wniosek jednak, że wszystkim w około nie było na rękę, aby kraj nasz stał się samodzielną potęgą, która wytworzyłaby własną unikatową kulturę, czy cywilizację.

Historia lubi się powtarzać i jest wielce prawdopodobne, że znów zatoczy koło, ponieważ
pomimo upływu lat, powtarzane są wciąż te same błędy i problemy. Historia pokazuje też, że gdzieś
w Polsce musi istnieć wola naprawienia tego co mamy oraz odnalezienia swoich prawdziwych korzeni i na ich
podstawie zbudowania niezależnego państwa od różnych czynników przychodzących do nas z
zewnątrz. Jeśli pojawiają się takie głosy, lub pojawią, to powinny być one słyszalne i tworzyć
podstawę działań elit politycznych, ponieważ gdybanie o problemach bez tworzenia równocześnie
strategii wybiegających dalece w przód jest znów błędnym kołem. Aby cywilizacja zaistniała należy połączyć prawdę i wolę w narodzie, dlatego nigdy nie powinniśmy ograniczać się poprzez
myślenie, że leżymy między Wschodem a Zachodem, tylko działać z myślą o tym, że kiedyś
Wschód i Zachód będą ograniczać się przez myśl, że sąsiadują z nami. A jak powiedział Eric-
Emmanuel Schmitt: „Nikt nie ma władzy nad okolicznościami, ale każdy ma władzę wyboru”.
Feliks Koneczny ma na swoim koncie wiele ciekawych książek, publikacji oraz własnych
teorii. Zajmował się takimi pojęciami jak: cywilizacja, historia, ład, państwo czy prawo.Poruszał
kwestie po dziś dzień kontrowersyjne, jak choćby relacje polsko-żydowskie czy polsko-rosyjskie.
Był znawcą dziejów Śląska i jak sam mówił: „o Wrocław bym się bił” . Przez jednych uważany za antysemitę, przez drugich za postać wybitną, lubiany i nielubiany za życia, jak i po śmierci. Z całą pewnością jest to jednak postać ponadczasowa, a swoją wiedzą i inteligencją mógłby obdzielić
wielu, wielu ludzi. Dlatego warto dziś sięgnąć po „Konecznego” i zobaczyć jak aktualne są po dziś
dzień niektóre jego wizje i przemyślenia, jak choćby te o biurokracji czy też słowa: „Nie ma syntez;
są tylko trujące mieszanki. Cała Europa choruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj; oto przyczyna
wszystkich a wszystkich „kryzysów”. Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w
Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek
społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę,
czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie
niezdatność do kultury czynu. Następuje kręcenie się w kółko, połączone ze wzajemnym zżeraniem
się. Oto obraz dzisiejszej Europy!”. Kto wie może dziś Feliks Koneczny odważyłby się poruszyć
kwestie wysoce kontrowersyjne jak choćby kwestia jaką jest poprawność polityczna. Jednak tego
nie wiemy, pytanie jednak czy mamy dziś, lub czy będziemy mieć w niedalekiej przyszłości,
nowego Feliksa Konecznego, który ożywi i zachwieje sceną nie tylko akademicką, ale i polityczną
oraz kulturową.

Andrea #WGO 05.10.2022

Gdzie tak pędzisz człowieku!

Każdego z nas, nieważne czy zdolnego do refleksji i głębszych przemyśleń w sposób
świadomy, czy może nie do końca przyznającego się do umiejętności odkrycia w sercu tego co
dobre, dopada kiedyś znienacka taka chwila. Zmusza Cię abyś przystanął, spojrzał w siebie
przez zamglone, odchodzące oczy bliskiej Ci osoby i odkrył, że nie jesteś zdolny do złości, do
pamiętania o tym co Cię skrzywdziło i co nosiłeś bez sensu jak balast i przez co nie mogłeś
wzlecieć.
I pomyślałeś. Gdzie tak pędzisz człowieku niosąc ciężar o którym wiesz, że nie musiałeś go
nieść, który na swoje plecy sam załadowałeś. I nie umiesz się zatrzymać aż zobaczysz w tym
kogo żegnasz swoje odbicie. Biegnąc spojrzałeś w tę twarz, swoją twarz i coś Cię złapało za
cugle. I dobrze.
I już wiesz, że to co gdzieś z daleka było tylko cieniem a co przeczuwałeś, że jest istotą Ciebie
a mimo to przebiegałeś obok, teraz zaistniało bez maski i ogarnia Cię całego. Nadal się boisz,
nadal się bronisz choć wiesz, że to na nic. To zawsze wygrywa nawet jak nie do końca
zobaczysz i usłyszysz. Gdzieś w Tobie, mimo blokady i oporu zwycięża.
Gdzie tak pędzisz człowieku nie widząc i nie słysząc tych, którzy już wołać nie mają siły
i którzy powiek unieść nie mogą. Zatrzymaj się i krzycz. To wszystko co zgromadziłeś
wykrzycz i wyrzuć, pozbądź się strachu.
Jakże niewidoczna jest granica między złością i tkliwością, jak skaczesz między krzykiem
a szeptem. I nie wiesz czy te słowa tylko w głowie czy już wypowiedziane i czy tylko Ty
słyszysz czy ktoś jeszcze?
Doświadczam w tych dniach czegoś czego się nie spodziewałem. Przeczuwałem ale się nie
spodziewałem. Dotyka mnie uczucie nie nazwane. Ja go nazwać nie umiem. Wstaję, idę do
pokoju obok i nie wiem co oznacza ulga. Myję się, ubieram, wchodzę do pokoju obok i nie
wiem co oznacza ulga. Wychodząc z domu, zaglądam do pokoju obok i nie wiem co oznacza
ulga. I wiem że wrócę i wejdę do pokoju obok, licząc na ulgę.
I nie chcę mieć do siebie żalu, że czuję za mało. I gdzieś ta myśl mnie dręczy że jednak za mało.
I boję się, że czuję tak wiele a tak niewiele rozumiem. Wiem chociaż jedno.
Ja już nie pędzę!
Eugeniusz Nowak #WGO

Wywiad z dr Janem Przybyłem, teologiem, wieloletnim wykładowcą akademickim, komentatorem życia społeczno-politycznego.

– W czasach Polski Ludowej żartowano, że skrót PKP należy odczytywać jako „Polska kraść pozwala”. Była to gorzka kpina z siermiężnej rzeczywistości realnego socjalizmu, w której rządzący odbierali obywatelom ogromną część dochodu a następnie wydzielali „wszystkim po równo”. Rezultat był taki, że ci którzy zajmowali się dzieleniem, otrzymywali więcej a reszta nie chciała być gorsza, więc starała się wyszabrować dla siebie z majątku publicznego tyle, ile się dało. Kradli więc niemal wszyscy od dyrektora do sprzątaczki.

– To, jak bardzo nas okradano, poczułem na własnej skórze w roku 1988, gdy po raz pierwszy udało mi się wyjechać na tak zwany „Zachód” i to od razu do wymarzonej dla większości Polaków „Hameryki”. W Polsce zarabiałem wówczas równowartość 20 dolarów amerykańskich miesięcznie, za które w Nowym Jorku mogłem sobie kupić… 4 hamburgery. Znajomy rodak opowiedział mi wtedy, jak to załatwił swemu koledze z Polski pracę za… 22 dolarów NA GODZINĘ a ten kolega wyleciał z niej z hukiem po 2 dniach, ponieważ przyłapano go na kradzieży narzędzia za… 60 dolarów…. Gość zarabiał tyle, że przeciętny Polak z Nowego Jorku mógł o takich zarobkach tylko pomarzyć, ale nawyk kradzieży przywieziony z PRL okazał się silniejszy…

Pamiętam też jak w klasie maturalnej (1977) moją klasę zaprowadzono na tzw. „prace społeczne”. Pakowaliśmy koszule w łódzkich zakładach „Wólczanka”. Takich koszul nie widziałem dotąd poza sklepami PEWEX-u, więc zapytałem pracowników, co to za towar i dowiedziałem się, że w Polsce ich nie kupie, ponieważ jest to towar eksportowany chyba do Holandii (dokładnie już nie pamiętam, ale chyba tak). Oczywiście poinformowano mnie, że taka koszula „jest do załatwienia”, ponieważ oni „wynoszą”.

– Jest rzeczą bardzo ciekawą, iż ludzie dokonujący różnych kradzieży w swoim zakładzie pracy wcale nie uważali siebie za złodziei i uznali by za straszliwą zniewagę, gdyby ktoś powiedział im, że kradną.

– Oni starali się usprawiedliwić proceder, w którym uczestniczyli i zwyczajną, prostacką kradzież starali się ubierać w przeróżne neutralnie brzmiące eufemizmy. Nie mówiono zatem, że ktoś ukradł jakiś przedmiot z zakładu pracy, ale że go „wyniósł”. Jednocześnie używano też innych określeń, takich jak „załatwić”, „skombinować” czy ”zorganizować”.

Obok oczywistego złodziejstwa mieliśmy też do czynienia z symulowaniem pracy. Kursowało wówczas popularne powiedzenie: „Rząd udaje, że płaci – my udajemy, że pracujemy”… To przypominało znane z opowieści obozowych historie o tym, jak starzy więźniowie uczyli młodych sztuki przetrwania: oszczędzaj siły i o ile tylko możesz, udawaj, że pracujesz.

W praktyce wyglądało to tak, że robotnik machał łopatą tylko wówczas, gdy na niego patrzył ktoś z „biurowych”. Widziałem to na co dzień, gdy obok bloku, w którym mieszkam, budowano szkołę… Robotnicy krzątali się po placu byle przetrwać do 13.00 (od tej godziny sprzedawano wówczas alkohol). Potem jeden „skakał” po piwko, później „po łyku” i symulując pracę czekamy do 15, kiedy to „zmywa się” administracja. Później podjeżdżały „żuki” a przez ogrodzenie śmigały worki cementu, które następnie trafiały na prywatne budowy…

– Epoką największej kradzieży był jednak okres tzw. „transformacji ustrojowej”, kiedy to dawni komuniści zorientowali się, że czasy realnego socjalizmu dobiegają końca i zamienili „Kapitał” Marksa na kapitał wyszabrowany z majątku publicznego.
Ten okres zapisał się w naszej historii jako czas „złodziejskiej prywatyzacji”.

– W początkach lat 90-tych szabrowano całe państwowe zakłady. Zakupione parę miesięcy wcześniej maszyny lekko uszkadzano (na przykład waląc młotem w obudowę), po czym przeznaczano do złomowania i podstawiony nabywca kupował to w cenie złomu… W taki sposób powstawały fortuny.

Kierownicy państwowych zakładów, którzy pomogli w ich upadłości, zostawali pełnomocnikami likwidatorów a później byli zatrudniani na dobrze płatnych stanowiskach przez tych, którzy po przejęciu przedsiębiorstwa za bezcen uruchamiali w nim często zupełnie inną produkcję.

W tamtych czasach liczyły się układy z ludźmi z systemu bankowego. Żeby nie mając nic kupić zakład, trzeba było dostać kredyt ale jak dostać kredyt, gdy nie ma się niczego, co mogłoby służyć za zabezpieczenie tegoż kredytu? Okazało się, że można. Ponoć kosztowało to 5% wręczone „komu trzeba”. Jeśli już kupiło się pierwszy taki zakład, można było dostać kredyt, dając jako zabezpieczenie ten dopiero co kupiony zakład. Potem następny pod poprzednie dwa i tak dalej… Ale trzeba było mieć układy…

Wiele o tym słyszałem od naszych krajowych „biznesmenów” w białych skarpetkach noszonych do ciemnych butów. W tamtych czasach tytułowało się takiego „prezesem”. Oni uwielbiali ten tytuł prezesa… Wielu spośród tych pierwszych polskich biznesmenów nie znało żadnych języków obcych ani prawa gospodarczego obowiązującego w krajach skąd przychodziły zamówienia, więc ich zagraniczni partnerzy traktowali ich tak, jak pewnie traktowali plemiennych kacyków afrykańskich biali kolonialiści przyjeżdżający do Afryki ze skrzyniami pełnymi szklanych paciorków i lusterek. Przywozili całe walizki elektronicznych gadżetów, którymi nasi „biznesmeni” bawili się jak dzieci… Poza tym wszyscy z mojego rocznika pamiętają słynne hasło głoszące, że pierwszy milion trzeba ukraść…

– Obecne państwo odziedziczyło po PRL rozwinięty system fiskalizmu i redystrybucji. Duża część dochodów obywateli nadal trafia do budżetu i tam jest dzielona przez polityków. Nie zmieniło się również powszechne nastawienie do mienia publicznego, które jest uważane za niczyje. A ludzie nadal wyłudzają od państwa różne świadczenia i nie czują się winni kradzieży.

– Mama miała znajomą z pracy, która za „kopertę” wręczaną lekarzowi dostawała skierowanie do sanatorium…Przez wiele lat jadąc autobusem na działkę w Chodczu, spotykałem TYCH SAMYCH LUDZI jadących do Ciechocinka… Wyglądali mi bardziej na rozbawionych wczasowiczów niż ludzi potrzebujących opieki medycznej…

Ze swoistym dziedzictwem PRL mamy do czynienia po dziś dzień. Wśród Polaków nadal pokutuje przekonanie, że państwo powinno mieć budżet jak największy, żeby obficie „rozdawać ludziom” – oczywiście rozdawać, czyli dawać ZA NIC, „darmo”, bo przecież „ludziom się należy”.

Polacy kopiują socjalne państwo opiekuńcze z Zachodu ale fundują to rozdawnictwo na kredyt, bo Zachód rozdawał to, co zgromadziły poprzednie pokolenia, podczas gdy my obecnie wydajemy to, co następne pokolenia będą musiały dopiero wypracować. Rozmawiałem niedawno z emerytami, którzy byli na mnie oburzeni, gdy im mówiłem, że właśnie zadłużają własne wnuki i prawnuki. Oni nie widzą nic złego w tym, że zaciągają dług, który obciąży kilka kolejnych pokoleń. Do nich nie dociera, że długi zaciągnięte przez Gierka są niczym w porównaniu z ODSETKAMI od obecnego długu. Oni się tym nie przejmują a jeden z nich z rozbrajającą szczerością oznajmił, że jego już nie będzie…

– Po 1989 roku dużo mówiło się o konieczności budowania krajowej klasy średniej i część ludzi naprawdę w to uwierzyła. Ci, którzy zaczynali od handlu z wystawionych na ulicy łóżek polowych, szybko dorabiali się „szczęk”, które później zamieniali na porządne sklepy. Sprzyjały temu uchwalone jeszcze w ostatnich latach PRL „ustawy Wilczka”, które koncesjonowaną działalność gospodarczą ograniczały do kilku branż. Nie trwało to jednak długo. Urzędnicy zapewne uznali, że nie może być tak, że bez ich zezwolenia i stosownych pieczątek człowiek może cokolwiek przedsięwziąć. Może politycy najzwyczajniej uznali, że obywateli należy trzymać w ekonomicznym niedorozwoju, aby byli zależni od łaski i niełaski władzy i głosowali na tych, którzy rozdają, nie wymagając pracy?

– Dla człowieka o mentalności PRL-owskiego urzędasa po dziś dzień jest rzeczą nie do pomyślenia, by ktoś bez zgody takiego czy innego urzędu postawił na własnej działce dom, wykopał studnię czy wyciął drzewa…

Brak UCZCIWEJ REPRYWATYZACJI a przede wszystkim ZWROTU MIENIA skutecznie odsunął od udziału w odbudowie kraju dawnych właścicieli i ich spadkobierców, sprawiając, że rzekomo demokratyczne państwo niejednokrotnie stawało się PASEREM, sprzedającym to, co ukradła komuna… Dlatego w życiu gospodarczym brylowali zatem ludzie, którzy dopiero co się dorobili i brakowało im etosu pracy, którym charakteryzowały się przedwojenne kręgi przemysłowców… Dla nowobogackich liczył się szybki zysk i konsumpcja, której zazdrościli sąsiedzi.

Ponieważ – jak już powiedziałem – do udziału w życiu gospodarczym w olbrzymiej większości nie dopuszczono przedwojennych przemysłowców i ich spadkobierców (choćby poprzez brak ZWROTU MIENIA zagrabionego przez „Polskę Ludową”), etyka biznesu to coś, co musimy budować od podstaw. Ważnym zadaniem powinno stać się uzdrowienie postaw naszych rodaków i wykorzenienie szkodliwych nawyków z czasów PRL.

– Niestety nasze szkolnictwo nie stoi na wysokości zadania i nie wychowuje Polaków na przedsiębiorczych wizjonerów ale na pracowników najemnych. Duże partie polityczne głoszą etatyzm a większość wyborców woli dostać od władzy kolejną zapomogę zamiast niskich podatków.

Po 1989 roku taka Unia Polityki Realnej, głosząca że „państwo jest bogate bogactwem jego obywateli” czy postulująca, by ludziom nie dawać ryby (zasiłków) ale wędkę (niskie podatki), by mogli sami tę rybę złowić, nie odnosiła sukcesów wyborczych. Większość Polaków wolała i nadal woli dostać gotową rybę, którą ktoś za nich złowił, oskrobał, wypatroszył, przyprawił i usmażył… Większość ludzi niestety woli SOCJALIZM… czyli de facto wybiera kradzież i „darmochę” przyprawioną szumnymi hasłami „sprawiedliwości społecznej”…

Wywiad przeprowadził Marcin Janowski.

Kosztowna ściema?

Wyobraź sobie człowieku sytuację, kiedy z jakichś względów, ktoś chce całkowicie zakłamać
prawdę historyczną i mówiąc wprost, odwrócić kota ogonem. Jak to zrobić aby społeczność
międzynarodowa, w większości leniwa i zmanipulowana przez media, uwierzyła w inny niż
historyczny przekaz? Sprawa jest banalnie prosta acz kosztowna. Wystarczy zainwestować
w kilka lub kilkanaście dzieł filmowych, produkcji pełnometrażowych czy seriali.

Jest jeden warunek. Muszą one mieć rangę uznanych dzieł. To także banalnie proste. Nie ma żadnego problemu aby te dzieła otrzymały nagrody typu Oscar, Nagroda Festiwalu w Cannes czy inne Złote Globy, itd., itp. Po takiej promocji i wylaniu rzeki łez w kinach lub przed telewizorami,
bez znaczenia czy ze śmiechu czy z powodu żalu i smutku, prawda historyczna przestaje mieć
znaczenie. Po latach prawdą staje się historia z ekranu. Jak zwykle skupiłem się tutaj na moim
ukochanym kinie ale inne formy przekazu podlegają tym samym prawidłom.

A wszystko rozbija się o intencje. Jeśli intencje twórcy są czyste, problemu nie ma. Jeśli jednak
za dziełem stoją złe intencje, problem jest ogromny. I tu dochodzimy do sedna. Odpowiedź na pytanie czy intencje obrzydliwie bogatych wrogów człowieczeństwa są dobre jest oczywista. Inne pytanie, które zaraz się nasuwa to to, jakich
profitów oprócz zwykłego zysku finansowego spodziewa się ten, kto inwestuje przez dziesięciolecia miliardy dolarów w formowanie dusz? Na przestrzeni dziejów zawsze był tylko jeden powód. Żądza władzy. Teraz dochodzi do tego chorobliwy strach i związane z tym nerwowe działania, podobne do tych jakie wykonuje zagoniony w matnię zwierz. I to wcale nie jest dziwne. Jeśli cały wysiłek finansowy, organizacyjny i intelektualny (?), poświęca się na
to aby urządzić sobie gniazdko czyli cały świat po swojemu, to oczekiwania są ogromne. Nie
będą więc im tutaj jakieś kundle, bo tak o nas myślą te „elyty”, bruździć i zakłócać realizację
tego zbożnego celu jaki sobie wyznaczyli.

Swoją drogą czy to jednak nie amatorzy skoro całkiem spora grupa ludzi, rozszyfrowała ich
plany i jeszcze o zgrozo uświadamia wciąż szersze kręgi?

Wielokrotnie w historii mieliśmy
przykłady, kiedy skrupulatnie ukrywana prawda i tak wychodziła na jaw. Jest sporo symptomów mówiących o tym, że teraz też tak będzie, a odwieczne starania tych co mają chorą ambicję zarządzania ludzkimi duszami, zostaną spłukane do szamba.

Jeśli tak się stanie, będziemy świadkami jak z wielkim hukiem najkosztowniejsza w dziejach
ściema, rozbija się o coś czego oni nie są w stanie zrozumieć. Swoje wredne pyski rozwalą o najpiękniejsze wartości jakie niesie człowieczeństwo: miłość, prawdę, wolność i marzenia.

EUGENIUSZ NOWAK #WGO
24.09.2022R.

Co tam Panie w polityce?

Można odnieść wrażenie, że jesteśmy jak we wrześniu 1939 roku w stanie wojny światowej. Bogu dzięki wojna kinetyczna nas nie dotyczy, ale żniwo tej wojny jest porównywalne…

Pewnie zastanawiacie się, o czym ja mówię??

Dane. Po prostu, dane.

200 000 nadmiarowych zgonów, to ofiary tej hybrydowej wojny, która rozkręca się w zastraszającym tempie. Jest to wojna o umysły, o ciała i o ducha ludzi na całym świecie. Bronią podstawową jest propaganda i cenzura oraz podatki, a także broń biologiczna i elektrosoniczna.

Sekta psychopatów i zwolenników religii ochrony środowiska, zmusza nas do przyjęcia dogmatów tej nowej religii, nie czyniąc zgoła nic w celu rzetelnej ochrony środowiska i prawidłowgo zagospodarywania bogactw Ziemi.

CO2 nagle stało się wrogiem numer JEDEN.

Już w szkole podstawowej dzieci uczą się, że z dwutlenku węgla i wody przy wykorzystaniu energii światła słonecznego powstają związki organiczne i tlen, będące pokarmem dla roślin.

Jakie to proste. Z CO2 i H2O powstaje tlen, a ludziom nakładają podatki za wytwarzanie podstawowego nośnika fotosyntezy.

Dodajmy do tego smugi chemiczne wytwarzane przez samoloty (co ciekawe, już w 2015 roku Hiszpanie na łamach Parlamentu Europejskiego przyznali się do oprysków w czterech regionach) – program wdrożony na początku XXI wieku jako zabezpieczenie przed szkodliwym promieniowaniem słońca. Czyli ograniczając dostęp promieni słonecznych, spowalniamy proces fotosyntezy.

W naszym kraju zatruwa się wodę.

Ścieki warszawskie w Wiśle, zatruta Odra i wiele innych rzek w pomniejszym stopniu. W innych krajach są nieporównywalnie większe katastrofy od dawna. W Kazachstanie, w Chinach, w Niemczech, w każdym kraju gdzie wydobywa się złoża pierwiastków ziem rzadkich, gdzie rozwinięty jest przemysł chemiczny i gdzie rządzi ideologia zysku w miejce rozumu.

Do fotosyntezy potrzebne jest CO2 i woda. Zatruwając wodę zatruwamy produkty roślinne. Dorzucając glifosat i środki ochrony roślin mamy gwarancję, że ludzkość będzie zatruta wcześniej czy później.

Wycina się na potęgę lasy. Padła ofiarą puszcza amazońska, lasy tropikalne i podzwrotnikowe. Teraz przyszła kolej na polskie lasy. No bo trzeba zmniejszyć ilość tlenu produkowanego przez kompleksy leśne, żeby móc wmawiać ludziom, że CO2 jest szkodliwe. Żeby płacili haracz bez szemrania.

Komu służy ta kłamliwa propaganda?

Myśląc skrótowo można powiedzieć, że służy głównie tym, których stać na wytwarzanie CO2 za pomocą prywatnych odrzutowców, właścicielom drogich rezydencji po kilkatysięcy m2 powierzchni z podgrzewanymi basenami oraz drogich, nieekonomicznych aut.

Pogłębiając temat z punktu spojrzenia geopolitycznego, możemy też wyciągnąć inne wnioski.

Ameryka północna, kraj zdominowany przez kolonialistów, którzy bezlitośnie wymordowali ludność rdzenną, za pomocą broni biologicznej i palnej oraz alkoholu, rozszerzała swoje wpływy kolonialne na cały świat i tym samym sposobem pod pretekstem wprowadzania demokracji i obrony praw człowieka prowadziła działania wojenne niemal w każdym zakątku świata. Dokonując przewrotów i stymulując wojny domowe, mordowała rzesze nieświadomej i manipulowanej ludności. Kto pamięta dzisiaj okropności wojny w Wietnamie? Bombardowania napalmem? Handel heroiną czy kokainą uprawiany przez armię amerykańską?

Całe populacje w Indiach, Afryce i innych miejscach na Ziemi padały ofiarą tak zwanych szczepień, skutkujących bezpłodnością, kalectwem, zgonami. Nikt nie odważył się zakwalifikować tych szczepień do wyrafinowanej broni biologicznej.

Na szczęście natura broni się sama. Spalone lasy odrastają, biocenoza się odradza. Zmasakrowany Wietnam ma obecnie około 100 milionów ludności i dzietność na poziomie przekraczającym współczynnik 2 więc naród się rozwija i odradza. Indonezja- kraj o czerwono-białej fladze rozsypany po wyspach Pacyfiku ma 275 milionów i również dzietność powyżej 2. Malezja, kraj porównywalny do Polski pod wzgledem powierzchni i ludności ma współczynnik dzietności 1,98. Dewizą tego kraju jest hasło” W jedności siła.” Hymn Malezji, Pieśń Nagaraka co oznacza moja Ojczyzna – zaczyna sie od słów:
Ziemia, na której przelała się moja krew, gdzie mieszkają ludzie
Zjednoczeni i postępowi z danym od Boga Błogosławieństwem szczęścia…”

Pozazdrościć takiej świadomości narodowej.

Cywilizacja światowa zmieniła swój punkt ciężkości. Kraje Pacyfiku, Chiny, Indie i wszystkie pozostałe są w ciągłym rozwoju. Dzięki etosowi pracy.
Amerykanizacja krajów tak zwanych rozwiniętych pogrążyła świat zachodu w stan agonii.
Finansjera światowa skoncentrowana głównie w USA i GB postanowiła zniszczyć Europę, zbyt zasobną, zbyt kulturalną, zbyt roszczeniową, by następnie zdominować kraje azjatyckie i zarazić amerykanizmem kraje Pacyfiku.
Udało im się to w Polsce. Z kraju będącego w pierwszej dziesiątce krajów wysokouprzemysłowionych staliśmy się zacofaną kolonią z długami. W ciągu 30 lat za pomocą tchórzliwych, chciwych polityków bez wizji, dokonali więcej zniszczeń niż wojna. Drenaż umysłów, (kilka milionów wyjechało), drenaż zasobów, niewolnictwo podatkowe i legislacyjne.

Nasi sąsiedzi, którymi straszą nas politycy, nasi odwieczni wrogowie – Niemcy, przy pomocy swoich własnych przywódców przymierzają się do samobójstwa.
Vif Expres podał informację, że ponad 14 milionów Niemców żyje poniżej progu ubóstwa.
Francja- niegdyś córa Kościoła- kraj wojen religijnych, dziś staje się powoli muzułmańskim kalifatem. Ludność biednieje z roku na rok, odżywia się w restauracjach serca dla ubogich, płaci coraz większe podatki i nie rozumie dlaczego mając 56 central atomowych ma stale podwyżki cen energii, dlaczego ich zakłady przemysłowe są sprzedawane, dlaczego jest coraz mniej miejsc pracy, dlaczego ich armia jest uszczuplana – np. piechoty mają tyle co Szwajcaria. Dług wynosi 120% ich PKB.
Włochy już nie kryją się z zamiarem opuszczenia tonącej łajby jaką jest Unia Europejska. Niemcy skorzystały na wprowadzeniu euro, Włochy upadły z kretesem na tej zamianie walut. Ich dług wynosi 150% ich PKB. Nie do spłacenia w tym systemie. Dlatego spozierają na Chiny. Złośliwi mówią, że ruch 5 Gwiazd powstał dzięki chińskim gwiazdom.

Chińczycy nie napadają, nie kolonizują innych krajów wzorem Anglosasów, Niemców, Francuzów czy Hiszpanów. Oni kolonizują ekonomicznie. Kupili od zadłużonych Greków port w Pireusie. Zainwestowali w biedne kraje afrykańskie. Wynajmują areały pod produkcję żywności, bo mają sporo ludzi do wyżywienia.
Niestety, ani Chiny, ani Indie, ani inne kraje azjatyckie nie dbają o środowisko. Nie w sensie ogłupiającej ideologii dwutlenkowej, w sensie ograniczenia produkcji śmieci. Kiedyś ubrania, buty, produkty codziennego użytku cechowała trwałość. Zastąpiona została bylejakością, taniochą, ideologią jednorazowego użytku.
Zarówno Pacyfik jak i inne oceany i zbiorniki wodne są coraz bardziej zanieczyszczone. To daje tej sekcie zbawców ludzkości pretekst do działań w celu wyeliminowanowania znacznej liczby ludzi w imię ratowania Ziemi. Mówią o tym otwartym tekstem na łamach ONZ , UNESCO i WHO. Większość tych organizacji jest podległa ekonomicznie i ideologicznie sekciarzom, którzy nakradli i naprodukowali tyle kasy za pomocą lichwy i grabieży wojennych, że manipulują bez żadnych ograniczeń ludźmi na ich żołdzie.

Świat powoli staje się obozem koncentracyjnym, w którym rolę kapo spełniają politycy, dziennikarze, pracownicy budżetówki i wszyscy ci, którzy nie mając świadomości, służą temu sytemowi. Absurdalne gdy pomysleć, że tylko na powierzchni samego stanu Texas, który ma niecałe 700 000 km2 mogłaby zmieścić się cała siedmiomiliardowa rzesza mieszkańców Ziemi i każy miałby do dyspozycji 100m2…

Krakowska Niewiasta #WGO
20.09.2022r.

„…. a orkiestra grała do końca”

Jakieś takie dziwne odczucia panoszą się we mnie ostatnimi czasy. Użyłbym nawet tekstu ze słynnego skeczu z udziałem Jana Kobuszewskiego i Kazimierza Brusikiewicza, a brzmi on: „mam zbiegowisko w głowie”.

Sporo ostatnio jeżdżę, spotykam się, rozmawiam, obserwuję i tak jakoś nic mi nie pasuje do informacji, jakimi jesteśmy bombardowani zewsząd, a składających się na obraz
domniemanego, zbliżającego się końca świata. I tak. Tu ktoś planuje budowę domu, tu z kolei ktoś bierze ślub, spodziewa się lub myśli o potomku albo dzieli się marzeniami, które nie zakładają żadnych ograniczeń. Z telewizora wylewają się co prawda wieści, o których jeszcze niedawno powiedzielibyśmy, że są z gatunku jakiegoś tam dowolnego
fiction ale są podawane w taki sposób jakby to była normalka. Mało tego, ludzie zachowują się jakby to co ich otacza i osacza było właśnie tą normalką.

Na słynnym statku, który nie dopłynął do celu i gdzie orkiestra grała do końca, sytuacja
też była tragiczna, a stopień świadomości jakże podobny do tego, który tak jęczy w naszym społeczeństwie. Oto mamy elity mające pełną świadomość tego co się dzieje, oczywiście z wyjątkami tych niebieskich ptaków, których pełno zawsze i wszędzie, bawiących się i wydających pieniądze bez umiaru. Mamy też część całkowicie nieświadomych, podążających za głosem płynącym z góry, z boku, z dołu, nieważne.
Byle był na tyle wiarygodny aby zwolnił z myślenia. To chyba sort dominujący.

No i mamy tych przebudzonych, świadomych, próbujących działać.
Na Titanicu wiadomo było jak to się skończy. Na okręcie, którym my wszyscy płyniemy, niewiadomych jest tak dużo, że równanie wydaje się nie do rozwiązania. Ta obserwacja, o której wspominam na początku do miłych nie należy. Wrażenie mam takie jakby nikt
nie zauważał, że woda jest już w połowie okien i do tego sporo jest takich, którzy jak filmowy Jack Dawson mają kajdanki na rękach i mimo wiedzy i chęci nic nie mogą
zrobić. Wydaje się, że tym co w tej sytuacji jest dobrym wyjściem, to znalezienie osób, które znajdą siekierę i nawet mimo śmiertelnego zagrożenia uwolnią takich zakneblowanych ze związanymi rękoma. Wojowników nigdy za wiele. Nigdy też za wiele takich spryciarzy, którzy w każdej sytuacji i pod presją największego zagrożenia potrafią znaleźć wyjście tak jak Rose. Ona miała motywację jedną z największych możliwych czyli miłość. Ale czyż dzisiaj brakuje motywacji?

Zagrożone są wartości najważniejsze, prawo do życia, do godności osobistej, do wolności, do stanowienia o sobie i swoim
ciele, nawet do życia w rodzinie.

Jak wielu z nas skorzysta z tej motywacji? Czy iskra trafi w lont?

Eugeniusz Nowak #WGO
15 września 2022

Czy jeszcze warto ? Czy jest dla kogo ?

Wypaleni problemami rodzinnymi, zawodowymi, finansowymi oraz przede wszystkim bezradnością wobec wydarzeń ostatnich dwóch lat, tracimy siłę i zapał do wszystkiego. Zaczynają się pojawiać powoli i po cichu myśli „czy warto?”, „dla kogo?”, „nic nie zmienimy”, „to nie ma sensu”, „po co ja się tak męczę?”. Następnie próbuje wejść niepostrzeżenie „wygodnictwo”, „ucieczka w”, rezygnacja. Mniejszość kontra większość, wydaję się, że jest to bariera nie do pokonania. Czy właśnie tak jest?

Żyjemy wygodnie, bardziej lub mniej, ale wygodnie. Wszystko mamy podane, zrobione, gotowe, na już. Klikamy, przełączamy, zmieniamy. Działamy mechanicznie. Przytłoczeni codziennymi obowiązkami, rozleniwieni dostępnością wszystkiego co kryje w sobie fast i smart, zaczynamy faktycznie żyć w nowej rzeczywistości. Jednak nikt nie zadaje sobie kilku podstawowych pytań. Czy jest to dla nas zdrowe? Czy jest to zgodne z naszą naturą? Czy naprawdę wystarczy nam tzw. życie „od – do”? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego jako społeczeństwo przestaliśmy szanować więzi międzyludzkie? Dlaczego nie staramy się wygospodarować czasu na zdobywanie wiedzy, na intelektualne burze mózgów, wymianę doświadczeń, edukację i wreszcie wymianę międzypokoleniową? Co się stało z ideą rozwoju człowieka nie tylko na poziomie cielesnym, ale i duchowym? Dlaczego nie zwracamy uwagi na język jakim się posługujemy? Dlaczego przestajemy szanować naszą tożsamość narodową? Czy rzeczywiście jest nam to obojętne kto posiada legitymizację władzy? Zdecydowanie jest to temat na dłuższy artykuł, do którego z pewnością powrócę, ale dziś zależy mi na tym, aby każdy z nas spróbował sam odpowiedzieć sobie na te pytania. Abyśmy zadali te pytania swoim najbliższym, ludziom, z którymi spędzamy czas. Żyjemy w pewnego rodzaju zawieszeniu, niepewni jutra i tego jak świat będzie dalej wyglądał. Można się głęboko zastanowić nad tym jakie już zaczynają być i są przed nami konsekwencje wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce i na świecie w ciągu ostatniego roku.

Zacznijmy jednak od tego, co tak właściwie się wydarzyło?

Przede wszystkim zostaliśmy odcięci w pewien sposób od relacji międzyludzkich, od naszej pozornej stabilności, od możliwości samodecydowania w pełni o sobie. Dotychczasowy pęd i chaos jaki nas otaczał został uzupełniony o stały niepokój oraz lęk o jutro, o nasze życie i o życie drugiego człowieka. Daliśmy się złapać w pułapkę. Nie wykonujemy kroku w przód, nie potrafimy utrzymać też tego co mieliśmy dotychczas. Pomimo zamknięcia nie wykorzystaliśmy racjonalnie czasu. Oczywiście nie wszyscy. Jednak jako społeczeństwo nie zdaliśmy egzaminu (cytując klasyka). Jeszcze bardziej niż przed rokiem 2020 porzuciliśmy naszą kulturę i wartości, które wzmacniały naszą tożsamość. Uśpieni za pomocą przekazu medialnego, mass mediów i nowej technologii zaczęliśmy jeszcze mocniej odcinać się od sensu życia. Przestaliśmy całkowicie zwracać uwagę na to co przekazywane jest naszym dzieciom w szkołach i na Uniwersytetach, na to jakie treści promowane są w środkach masowego przekazu, na to co kupujemy i gdzie kupujemy, na co poświęcamy czas, o czym rozmawiamy. Nie szanujemy się. Nie wzmacniamy w sobie silnych podstawowych zasad i wartości. Przebywamy wśród ludzi udając, że tak samo postrzegamy świat jak oni, bojąc się jednocześnie wyrazić własne zdanie. Zaczyna nam być wszystko jedno, byle by…

Nagle budzimy się w nowej rzeczywistości, w której króluje brak poszanowania zasad, chaos, zobojętnienie, bierność, odejście od filarów utrzymujących z pokolenia na pokolenia nasze rody, a potem dziwimy się, że jest jak jest, a nie jest inaczej. Gdzie podziały się domy kultury z prawdziwego zdarzenia, instytuty wiedzy, dlaczego nie ma przestrzeni do wymiany międzypokoleniowej. Nie zwalajmy winy na ostatnie globalne wydarzenia. Przestańmy siebie usprawiedliwiać. Zastanówmy się czy takiego świata chcemy. Czy rzeczywiście nie potrzebna nam kultura przez duże K czy faktycznie wystarczy nam klikanie, przełączanie, zmienianie? Otwórzmy się na myślenie, zacznijmy rozmawiać i wymagać, zacznijmy od samych siebie.

Przywróćmy u siebie zdolność do racjonalnego myślenia, pobudzania intelektu, szukania przyczyn otaczającej nas rzeczywistości oraz budowania społeczności, która zna swoją wartość i nie jest bierna.

Możemy wszyscy odpuścić, możemy pilnować własnych czterech liter, możemy żyć z „duchem” czasu. Możemy ulec bierności, bylejakości, standardowi, uniwersalizmowi, żyć od-do, korzystać z „dóbr” współczesności. Możemy być wreszcie jak wszyscy, przecież nikt nam nie broni. O co nam chodzi? O co się tak wściekamy? Czy nie możemy po prostu się dostosować? Nie wychylać? Czy naprawdę nie możemy?

Uśmiecham się tu w tym momencie do Was

A no właśnie, NIE MOŻEMY (!)

…bo czy jest to nasz świat? Sztucznie wykreowana rzeczywistość, w której mamy żyć?

Świat, w którym wszystko odwracane jest do góry nogami?

Trochę ze smutkiem przyglądam się jak akceptowana jest damska-zniewieściała wersja mężczyzny, i męska-niedelikatna wersja kobiety. Chyba w końcu trzeba powiedzieć to na głos, że odchylenie-choroba-zaburzenie zostaje podniesione do rangi czegoś wyjątkowego, niemal cudownego, pełnego miłości i akceptacji, w miejsce stwierdzenia faktu, że coś jest nie tak z daną osobą i należy się tym zająć, a nie jedynie usprawiedliwiać, i dodatkowo stawiać wyżej od zwykłego, normalnego Kowalskiego, dany „przypadek”.

Czy jest to nasz świat, w którym nie ma szacunku do kultury, do przodków, do korzeni, do tradycji, do wartości, do nauki (tej prawdziwej), do zasad, do rozmowy, do drugiego człowieka, do respektowania pewnych uwarunkowań dzięki, którym przetrwały i umacniały się całe pokolenia i społeczeństwa? Czy świat, w którym nie wolno zadawać pytań, dociekać, analizować, dyskutować jest naszym światem? Czy dobrze jest żyć w świecie gdzie ktoś mówi Ci jak możesz (masz/powinieneś) teraz żyć? Czy nasze życie skupiać się ma jedynie na pracy, próbie przetrwania, imprezie/wakacjach i jedzeniu oraz piciu? Czy nie potrzebujemy czegoś więcej od życia? Jak jest z Tobą? Czy Ci się jeszcze chce czy już nie? I czy jeśli nie, to czy jesteś z tego dumny/a? Czy masz za sobą kilkadziesiąt lat walki i ciężkiej pracy w tym temacie? Bo jeśli nie, to masz wybór, albo będziesz „jednym z” – wielu – masą społeczną – jednolitą – bez smaku – albo, weźmiesz się w garść i uratujesz swój kręgosłup moralny. To Twój wybór!

I tak już na sam koniec. Przed drugą wojną światową były duże rodziny, majątki, własność, pewne schematy i tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenia. Są ludzie, którzy potracili dosłownie całe rodziny, majątki i wszystko co mieli. Ale mimo tego, co się wydarzyło, ktoś z rodziny przetrwał i krew z pokolenia na pokolenia płynie dalej. Dlatego następnym razem jak usłysz COVID – INFLACJA – WOJNA – UFO – I inne…a – to przypomnij sobie, że pomimo tego, że nad ludźmi wisiało widmo zagłady to Ty żyjesz, idź do lustra i zadaj sobie pytanie na głos: czego jeszcze nie zrobiłem dla siebie i mojej Ojczyzny, a potem przeczytaj nagłówek tego artykułu, weź głęboki wdech i wydech, i weź się do roboty, ku chwale Ojczyzny!

Andrea #WGO 10.09.2022

Moje filmowe impresje

Autentycznie mam jakieś skrzywienie filmowe. Bardzo lubię kino i to najróżniejsze. Oczywiście kocham musicale i muzykę filmową i tym gatunkom poświęcam najwięcej
czasu. A skrzywienie? No cóż, ciągle szukam nowych przekazów i myśli płynących z ekranu.

Dopiero co oglądałem stary polski film z lat 60-tych „Szatan z siódmej klasy”. No wiem, milicja, Adaś bohater, trochę propagandy i tak dalej. Ale co innego mnie zaprzątnęło.

Ja mam swoje lata i pamiętam jeszcze tę sielskość, ciszę
i spokój wiejskiego krajobrazu, wakacyjną beztroskę i wszechobecną życzliwość. To
oczywiście przypadek, że akurat ten film mi o tym przypomniał i jednocześnie uświadomił co wszyscy utraciliśmy, goniąc za nowoczesnością. Goniąc albo przyjmując jako dobro podawane nam gadżety. Tymczasem spójrzcie jak my teraz żyjemy. Zamiast w piękne pejzaże gapimy się w ekrany, a zamiast rozmawiać piszemy „krótkie wiadomości tekstowe” okraszając je namiastką emocji w postaci obrazka. Nikt nie jest bez winy. Pamiętam jak sam wpadłem w ten wir zachwytu technologią. Nawet koledzy
synów mówili, jaki ten wasz tata „mobilny”, mając na myśli „obeznany z nowinkami”. I musiało minąć dobre 20 lat zanim do mnie dotarło, że brniemy w odczłowieczenie.

Może wspomnę o jeszcze jednym polskim filmie. „Człowiek z magicznym pudełkiem”
objawił mi się wczoraj. Wiecie jak to jest kiedy człowiek leży chory i książka go parzy. Odruchowo sięgamy po pilota. Włączam patrzę a tu jakieś polskie Si-fi. Jakoś dziwnie mnie zainteresowało i okazało się, że słusznie. Warszawa, rok 2030. Jakieś dziwne obrazki podobne do ulic z okresu pandemii. Zamaskowane służby, policja. Mamy rządy
jakiejś wielkiej korporacji, podział klasowy na tych którzy mieli i na tych co nie mieli na tyle szczęścia aby znaleźć się wyżej w hierarchii, chipy wszyte w dłoniach, kredyty
na nich zapisane i służące do płacenia za wszystko. Brzmi znajomo? Film jest z 2017
roku i opowiada o podróży w czasie, wolnym duchu, którego zdławić się nie da, tęsknocie za bliskością między ludźmi. Tak mnie jakoś ścisnęło za gardło jak to
oglądałem. Gdzieś tam nasi twórcy czują podskórnie, że człowiek może drugiemu człowiekowi
zgotować niemiły los, powodowany żądzą władzy, chęcią zysku czy przerośniętym ego. I dają nam też wskazówki co może powstrzymać takich ludzi.

My właśnie to robimy. Nie pozwalamy odebrać sobie godności, wolności i praw
nabytych od urodzenia, prawa do uczuć, popełniania błędów i wielu innych spraw.

Najłatwiej opisać to tak:
Walczymy, o paradoksie z ludźmi, o prawo do tego aby być ludźmi.

Eugeniusz Nowak #WGO
8 września 2022

 Jawa czy sen?

Obudziłem się, którejś czerwcowej nocy, niedawno, z tym dziwnym uczuciem, kiedy nie wiesz czy to co przeżyłeś przed chwilą było jawą czy snem. Zazwyczaj mija trochę czasu zanim doświadczony takim zjawiskiem zapanujesz nad mieszanką strachu, zdenerwowania i dezorientacji. W każdym razie po dłuższej chwili, już w zasadzie uspokojony, zacząłem „przewijać taśmę”. Odtwarzałem po kawałku, ten jak się okazało koszmar.
Otworzyłem oczy w jakimś pokoju, do którego zaglądało słońce. To co mnie zdziwiło to ściany
z drewnianych bali. Nie jestem u siebie, pomyślałem. Za oknem było słychać krzyki, ale nie zdołałem stwierdzić kto krzyczy i w jakim języku. Po chwili usłyszałem jednak wyraźne: uciekać!!! Nie wiedziałem co zrobić. Wyjść
i zobaczyć co się dzieje czy może dać sobie spokój bo przecież tak naprawdę co mogło się dziać? Kiedy usłyszałem strzały poczułem w gardle dziwne ściskanie. Nie mogłem przełknąć śliny.
O takich sprawach jak przełykanie śliny normalnie przecież nikt nie myśli a ja miałem w głowie w tej chwili
tylko tę myśl. Jak przełknąć.

Druga seria z automatu musiała dosięgnąć ścian domu w którym byłem bo dało się słyszeć dźwięk, który pamiętałem z czasów służby wojskowej kiedy strzelałem do tarczy. Tym razem postanowiłem wyjrzeć na
zewnątrz. Obraz jaki mi się objawił był bardzo podobny do efektu, który każdy kto był
w dobrym kinie 3D dobrze zna. Miałem wrażenie bycia wewnątrz jakiejś scenografii, którą w przybliżeniu umiejscowiłem na jakiejś wsi na wschodzie. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem toczącą się akcję.

Uciekających ludzi, mężczyzn, kobiety i dzieci. Panował straszny chaos, a przestrzeń wypełniały krzyki. W tym
momencie zorientowałem się, że nikt mnie nie widzi. Po wykrzyczanych z trudem słowach: hej ludzie co się tu dzieje, dotarło do mnie, że nikt mnie też nie słyszy. Obrazy które kolejno przesuwały mi się przed oczami były jak wyjęte z filmu wojennego ale po chwili było już jasne, że jedni ludzie byli ofiarami, a inni oprawcami. Nie było żołnierzy. Wszyscy ci ludzie, niezależnie po której byli stronie, znali się bo wykrzykiwali do siebie imiona
i nazwiska.

Teraz dopiero wyraźnie zobaczyłem, że wielu miało w rękach jakieś narzędzia. Siekiery, widły, tasaki i co tam jeszcze można znaleźć w wiejskim obejściu. Ale ci ludzie nie rąbali drewna, nie przerzucali gnoju czy siana i nie przecinali tusz wieprzowych. Oni zabijali. Zabijali wszystkich których udało im się złapać, znaleźć, dogonić. Umierały dzieci, kobiety i mężczyźni. Moje przerażenie narastało ale nie
z powodu strachu o siebie. Byłem przecież widzem, niemym i niewidocznym świadkiem strasznych rzeczy. Niech to się skończy, niech to się już skończy, huczało mi głowie.

Obrazy przesuwały się jednak dalej. Kiedy zatrzymywałem wzrok to miałem wrażenie stopklatki, tak jakby projektor w kinie się zatrzymał. Miałem odczucie, że te nieruchome kadry stoją mi przed oczami całą wieczność. Nie chciałem patrzeć na odcięte głowy,
ręce i nogi, na wnętrzności wylewające się z brzucha, a zwłaszcza na wykrzywione twarze z otwartymi oczami, w których widać było tylko przerażenie. Zacząłem krzyczeć, gdzie ja jestem, co ja tu robię, to nie kino. To nie było kino i jednocześnie było.

Kiedy w 2016 roku wszedł na ekrany „Wołyń”, obiecywałem sobie że nie zdecyduję się go obejrzeć. To było takie dziwne uczucie strachu pomieszane z płynącym z wnętrza głosem wołającym, musisz. Bałem się znając historię, że twórca nie będzie oszczędny. I nie był, co stwierdziłem kiedy w końcu obejrzałem film.

Ta czerwcowa noc, która tak odcisnęła się na mojej świadomości, na długo pewnie w niej zostanie.

Zwyczajnie jak każdy polski patriota szukałem informacji, czytałem, oglądałem jakieś obrazy i filmiki. Nie mogłem przypuszczać, że moja podświadomość zafunduje mi tak realistyczną podróż.

Wczoraj był 11 lipca. Dzień, który polskie Państwo ustanowiło Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego na Obywatelach Rzeczpospolitej Polskiej, w latach 1943-1945 przez ukraińskich oprawców. Nasuwa mi się jedno proste słowo.

Pamiętajmy!!!

#Eugeniusz #WGO

Wołyń !! Komu zależy żebyśmy zapomnieli? – Dr Lucyna Kulińska & Andrzej Poneta: https://youtu.be/df0awTnmAc4

Dołącz do Watahy GO! Zapraszamy! Nasz komunikator -> DISCORD GO: https://discord.gg/ZsMryWYa8J

Moje małe dumne Wilki ❤️

Brzmi jak nazwa stowarzyszenia, może jakiejś partii politycznej, ale zastanawiając się nad każdym słowem to dla mnie 
WATAHY WILKÓW co mają i chcą mieć głos, wyją 🐺💪🇵🇱
 
 
A kto chce usłyszeć to wycie. W końcu usłyszy.
 
 
Watahy GO to tworzenie wspólnoty, rodziny.
 
 
Znamy się, spotykamy, rozmawiamy, szanujemy i dobrze wspólnie bawimy.
 
 
Są w naszej rodzinie najwyższe świętości – NASZA POLSKOŚĆ, NASZA HISORIA i WARTOŚCI RODZINNE.
 
 
Mocno czuję w końcu, że jestem tam gdzie powinnam, wśród swoich!
 
 
Standardowo pojawiają się ludzie co jątrzą, potrzebują czerpać energię i poniższe zdjęcie, na którym są trzy moje małe wilczki skomentowano, że WATAHY WYKORZYSTUJĄ dzieci do tworzenia wizerunku.
 
 
Te wilczki moje małe same tam poszły, bo chciały, nawet my rodzice im nie kazaliśmy. Jeden to w ostatniej chwili doszedł robiąc krok za krokiem i w końcu dołączył 😍
 
 
Niezaplanowane, a nic się bez przyczyny nie dzieje i uwielbiam to zdjęcie i jestem dumna jak pochylają głowę przed pomnikiem poległych partyzantów♥️🇵🇱🐺🇵🇱 A i oni jako dorośli ludzie spoglądając na to zdjęcie przypomną sobie jakie wartości przekazali im rodzice 🇵🇱🇵🇱🇵🇱
 
 
Pomnik Czynu Partyzanckiego na Porytowym Wzgórzu pod Janowem Lubelskim

#WIOLA
#WGO

Najwyższą siłą sprawczą w tworzeniu historii jest siła woli! 

Historia uczy nas, że siłą woli nielicznych władców, upadały cywilizacje i tworzyły się nowe. W chwili obecnej jesteśmy świadkami upadku cywilizacji łacińskiej i supremacji białego człowieka.  Dotychczas wszystkie cywilizacje powstawały w oparciu o przemoc. Ginęły ogromne armie i ludność cywilna. Niszczycielska siła przemocy raniła również przyrodę. Ogniem i mieczem. W XX wieku także bardziej śmiercionośnymi metodami wykuwano nowe zasady dominacji, nie licząc się z mieszkańcami tego globu, ani z prawami natury. W XXI wieku deep state opanował rządy większości  rozwiniętych “cywilizacyjnie” krajów i narzuca NOWY ŁAD. Za pomocą manipulacji, fałszu, szalbierczego prawa narzucanego całemu światu, dominacji medialnej i grabieży niszczona zostaje Ziemia i jej mieszkańcy. Znajdujemy się w okresie przełomu cywilizacyjnego, tak jak to miało miejsce wielokrotnie w historii, ale tym razem stawka jest o wiele wyższa. Istnienie cywilizacji ziemskiej w całym zakresie może być unicestwione, gdyż człowiek odrzucił etykę i moralność. Zastąpiła ją oślepiająca żądza zysku i dominacji. Militarne siły destrukcji rozrastają się w zawrotnym tempie, nowe technologie dążą do kontroli umysłu każdego mieszkańca Ziemi i podporządkowania całej ludzkości poprzez transhumanizację człowieka. Imperium Zła zagraża całemu Światu. My Polacy Słowianie, zwracamy się do wszystkich z przesłaniem: Stwórzmy razem nową cywilizację pokojowego współistnienia opartą na wzajemnym poszanowaniu i ochronie Matki Ziemi oraz bezwzględnym stosowaniu zasad etyki we wszystkich dziedzinach życia i nauki. Nie zrobimy tego jednak bez wyrażania prawdy stanowczo i głośno oraz bez rozliczenia naszej historii i naszych oprawców. Uznajmy nasze błędy w sposobie gospodarowania zasobami naturalnymi. Natura sama się odradza, ale nie umie sobie poradzić z nowym kontynentem śmieci plastikowych na Pacyfiku, ze śmiercionośnym promieniowaniem zakłócającym migracje gatunków, zanieczyszczaniem wód i gleby chemią oraz odpadami przemysłu zbrojeniowego, także nuklearnego. Za pomocą manipulacji medialnych przekonuje się ludzi, że rzekomo CO2 jest szkodliwe i opodatkowuje się ludność wielu krajów, których rządy ulegają naciskom deep state, by pozyskane środki wykorzystywać przeciw człowiekowi za pomocą broni bakteriologicznej kreując sztuczną pandemię i dyktaturę sanitarną. Do tego transformuje się ludzkie DNA, by tworzyć nową rasę posłusznych niewolników, niszczy się ludzi i zwierzęta zatrutą żywnością, narzuca się niebezpiecznie zawyżone normy promieniowania w celu wywołania nowych chorób cywilizacyjnych i depopulacji, manipuluje się nawet pogodą. Powszechna cenzura, destrukcja szkolnictwa, manipulacja umysłami od najmłodszych lat, odejście od tradycji i mądrości przodków jest równią pochyłą, po której stacza się ludzkość. Ten stan rzeczy został stworzony poprzez światową lichwę i fałszywy pieniądz fiducjarny. Świat pod rządami psychopatów i zboczeńców jest zagrożony. Dlatego potrzebujemy nowej cywilizacji opartej na prawdzie i odpowiedzialności za czyny i słowa. Siła woli jest siłą twórczą historii. Walczmy o to, by siłą woli pokonać Imperium zła  i wspólnie wypracować nowe zasady współistnienia wszystkich istot żywych. 

Krakowska Niewiasta #WGO