Duch Zlotu
Zaledwie wybrzmiało ostatnie słowo na Konferencji w Zielonej Górze a już w powietrzu unosiła się duma, zadowolenie i oczekiwanie. I wszystkie te uczucia napędzały pracę, którą trzeba było wykonać aby wreszcie znaleźć się w miejscu o którym wszyscy myśleliśmy. Dąbie czekało nie tylko z kolacją. Każde miejsce które Watahy wybierają na Zlot, mimo że za każdym razem inne, jakby wyczuwało co w trawie
piszczy i jak tylko się pojawimy to w magiczny sposób roztacza się nastrój zrozumiały tylko dla nas,Wilków.
Gdzieś między jajkiem a kiełbasą, między serem a pachnącą kawą i między rozpoczynającymi się
rozmowami, Duch Zlotu unosił się i uśmiechał, znacząco mrugał okiem i namawiał do zanurzenia się
w tej niezwykłej atmosferze. Ten znajomy Gość, ten towarzyszący nam Przyjaciel to nasze dzieło. To My stwarzamy warunki dla Niego. Czy zdajecie sobie sprawę i czy czujecie co mamy? Wiem że tak.
Po kolacji stół szybko zapełnił się kulinarnymi cudami. Każdy coś tam przywiózł. Te cuda były tylko tłem i dodatkiem do rozmów, żartów, śmiechu ludzi, którzy nawet nie wiedzieli jak bardzo czekali i jak bardzo dłużył im się czas między Zembrzycami a Dąbiem. Tak bardzo, że biesiada przeniosła się ze stołówki do domków noclegowych, z których jeden z numerem wskazującym na dorosłość, był szczególnie aktywny.
Wydawało się, że zastanie nas ranek ale zmęczenie i niepokój jaki wywoływał punkt programu Zlotu o nazwie „Rozgrzewka, poranna wycieczka, marsz” wzięły górę. Około 3:00 w nocy między drzewami pięknego lasu rozległa się cisza. Wszelkie pogłoski o chrapaniu i uciekającej z tego powodu zwierzynie, uznać należy za bezpodstawne i złośliwe. Dowódca jak obiecał tak zrobił. Poranny wysiłek przed posiłkiem odbył się zgodnie z planem a co odważniejsi poprawili sobie krążenie, wchodząc boso do lodowatej wody. Piszący te słowa na takie
ekstremalne doznania nie był gotów, przedkładając nad to doznania kulinarne. Wysiłek zrobił swoje i podczas śniadania Wilki rozszarpały sporą ilość wędlin, pomidorów, ogórków i sera, od czasu do czasu zatapiając kły w herbacie i kawie. Wśród odgłosów wycia i powarkiwania śniadanie dobiegło końca.
Tak naprawdę większość z nas myślała o wykładzie Andrei, długo wyczekiwanym i wielokrotnie przekładanym. O tym jak bardzo wyczekiwanym i budzącym zainteresowanie, niech świadczy cisza jaka mu towarzyszyła. Dla mnie osobiście, znającego tylko hasło „Recall Healing”, było to szczególnie interesujące. Nie tylko ja ale jak się okazało prawie wszyscy zainspirowani słowami Andrei „przewijali”
film ze swojego życia, w poszukiwaniu szczególnych zdarzeń.
Każda przerwa to kolejne rozmowy, wymiana myśli i doświadczeń o tym co dzieje się w naszym Kraju.
Miałem to szczęście, że obiad jadłem w towarzystwie Agnieszki Wolskiej, naszej prelegentki z Konferencji. W bardzo uroczy sposób odpowiadała na nasze pytania i wyczuwaliśmy, że każde słowo jakie do nas kierowała było nacechowane wielką wiedzą, kulturą i życzliwością. To ten styl dziennikarstwa którego w polskich mediach głównego nurtu już dawno nie ma, bo już od dawna te
media można nazywać tylko polskojęzycznymi szczekaczkami. To w tych studiach telewizyjnych krzyczy
się na zaproszonych gości, którzy mają odwagę głosić swoje poglądy. Dzisiaj „ekspert” ma wyrażać linię
propagandową a nie własne, poparte fachową wiedzą zdanie. Co za upadek.
Obiad był kolejną okazją, którą Wilcza Rodzina wykorzystała aby podzielić się doświadczeniami, wiedzą
i własną energią. To bezcenne bo w naszej codziennej pracy, stykamy się z efektami stylu i poziomu edukacji i dziennikarstwa jaki rozplenił się w Polsce. Walczymy z niewiedzą, zacietrzewieniem i niestety czasem także złą wolą, podszytą zwykłą chęcią zysku albo jakimś partyjnym interesem, odbiegającym
od polskiego interesu narodowego. Do tego nie można się przyzwyczaić. To boleśnie rani nasze białoczerwone serca i bez takiego cyklicznego naładowania akumulatorów jakiego doznajemy podczas zlotów, nie bylibyśmy w stanie działać. Tego nigdy nie będzie za wiele.
Była już taka pora, że gdzieś w powietrzu, niedopowiedziane wisiało to co nastąpić musiało. Zbliżał się czas wyjazdu, pożegnań i ostatnich wymienianych naprędce zdań. Przed nami był jeszcze wykład Piotra Szlachtowicza, dla mnie ważny z kilku względów. Piotr żartuje że go śledzę bo rzeczywiście byłem na
kilku jego spotkaniach autorskich. Tak się złożyło, ale też jest coś co emanuje z jego postaci a zwłaszcza bezkompromisowość poglądów i sposób ich wyrażania. To właśnie jest coś czego chciałbym się od niego nauczyć i te kilkadziesiąt minut jakie nam poświęcił po obiedzie traktowałem bardzo serio.
Widziałem zresztą, że skupił uwagę całej Watahy. Jakże jest to ważne dla Polski, że wciąż ma takich Synów.
No i nieuchronnie nadeszła pora pożegnania. XII Zlot Watah Głosu Obywatelskiego dobiegł końca.
Jeszcze ostatnie rozmowy, umawianie się, jakże przyziemne ale konieczne rozliczenia z Moniką z Krakowa, uściski dłoni, całusy i przytulania. Nic w tym niezwykłego, jak to w najlepszej Rodzinie. Jeszcze jesteśmy razem a już tęsknimy za tym co tak trudno nazwać. Ten znajomy Gość, ten towarzyszący nam Przyjaciel i Duch Zlotu, jak mgła rozpływał się pomiędzy
drzewami wraz ostatnim odjeżdżającym samochodem. Ale spokojnie. Wiemy przecież jak go powołać do życia. Już niedługo znów to zrobimy.
Eugeniusz Nowak
15 marca 2023

Co z tymi Niemcami?
Mój nieżyjący Ojciec, gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych, często przytaczał taką oto krótką historyjkę. Wnuczek wchodzi do sypialni swojego dziadka, budzi go i rzuca słowo: „wojna”. Dziadek zrywa się na równe nogi i pyta: „Niemcy?”. Wspominam o tym bo dalej dużo będzie o tym kraju i narodzie.Wtedy, w wieku dwunastu może trzynastu lat, właściwie nie miałem jakiegoś wyrobionego zdania i nie
zastanawiałem się jaką wymowę niosła ta historyjka. Nieco później dotarło do mnie, że ogromna większość Polaków w tym czasie właśnie tak zareagowałaby na słowo „wojna”. To jak kod genetyczny
który uruchamia automatyczne skojarzenie: „wojna-Niemcy”.
W sobotę 11 marca 2023 roku, wstałem z lekkim szumem w głowie i zapowiedzią bólu. Popatrzyłem w okno a tam śnieg i wiatr. Przecież jadę do Zielonej Góry a nie do Radomia, pomyślałem. Do tej pory
wyprawy do tego miasta natura urozmaicała mi raz huraganem a drugi raz ulewą. No dobrze, komu w drogę temu samochód. Gdzieś w połowie trasy zapowiedź bólu głowy okazała się prawdziwa. Poradziłem sobie z tym, a w jaki sposób to kiedyś opowiem.
Jechałem wiedziony jakże innym niż to co niesie się po różnych mediach, tematem konferencji: „Co naprawdę dzieje się za naszą zachodnią granicą. Stosunki polsko-niemieckie.” Teraz już wiecie dlaczego przytoczyłem tę historyjkę na początku? Czy po pięćdziesięciu latach ten stereotyp myślenia o Niemcach jako zagrożeniu wojennym w stosunku do Polski, jest jeszcze aktualny? No nie wiem. Może
tych kilku znakomitych prelegentów jakich zaprosiliśmy, przybliży nas do odpowiedzi na to pytanie.
No właśnie. Tym chyba się odróżniamy od tej ponurej rzeczywistości medialnej, organizując konferencje i debaty, że nie zadajemy pytań z sugestią odpowiedzi. Zresztą tacy ludzie jak Magdalena
i Adam Wielomscy, Sławomir Ozdyk, Mirosław Piotrowski, Agnieszka Wolska, nie przyjęliby zaproszenia gdyby mieli choć cień podejrzenia że będzie inaczej. To działa także w drugą stronę. Jeśli zaprasza Andrzej Poneta i Piotr Szlachtowicz to jest gwarancja pełnej swobody i otwartości.
My Wilki przy takich okazjach, mamy swoje obowiązki i zadania a mimo to chłoniemy ile możemy z tego co się niesie. Nie ośmielę się stwierdzać kto jakie wnioski wyciągnął z tej Konferencji. Ośmielę
się jednak wypowiedzieć w swoim imieniu. To poczucie zagrożenia, które tak mocno widoczne z perspektywy lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia dawało o sobie znać, teraz wydaje się mieć
zupełnie inny charakter, wciąż pozostając zagrożeniem. O dziwo, mimo tego że mój ojciec był prostym człowiekiem, instynktownie rozumiał, że w każdym konflikcie Polacy powinni myśleć nade wszystko
o własnym interesie narodowym. Skoro rozumiał to zwykły człowiek to dlaczego nie rozumieją tego ci,
którzy pretendują do roli naszych przedstawicieli? Pozostawiam to pytanie jako otwarte. Niech każdy
sam spróbuje sobie odpowiedzieć.
Będziemy jak zwykle często wracać do materiałów z Konferencji aby szczegółowo analizować
poruszane kwestie i to jest bezcenna wartość tego co robimy jako Watahy. Mamy zasoby wiedzy do
której w każdej chwili możemy sięgać. Każda kolejna konferencja, spotkanie czy audycja to nieoceniony wkład w budowanie świadomości. Nie byłbym jednak sobą gdybym nie wspomniał o tym jednym zdaniu, które zazwyczaj określam jako to, po które jadę na takie wydarzenia. Każdy oczywiście ma własne ale dla mnie Zielona Góra będzie wybrzmiewać słowami, jeśli dobrze pamiętam, Pani Doktor Wielomskiej. Sens był mniej więcej taki. Skoro wiadomo, że w interesie Niemiec nie jest silna Polska i jest też oczywistym, że w taki czy inny sposób przyjdzie nam zawsze walczyć z niemieckim państwem, to lepiej jest walczyć ze znanym z historii demonem niemieckiego państwa narodowego. Lepsze to niż
zmaganie się z nieokreślonym czymś, w czym wymieszane jest wszystko co jest pokłosiem tak zwanej polityki „multi-kulti”.
Spójrzmy szerzej. Może nie wprost ale dla mnie wydźwięk tego co usłyszałem jest też taki, że ci którzy przesuwają pionki na szachownicy jak zwykle stosują manewr odwracania uwagi. Tak ładnie jest
pokazane w filmie „Władca Pierścieni, Powrót Króla”. Oko Saurona, które w tej opowieści jest wcieleniem wszelkiego zła, na chwilę zwraca się w inną stronę i ten moment pozwala na to, aby Frodo Baggins dotarł tam dokąd przez całą opowieść zmierzał i aby dane mu było zniszczyć pierścień władzy.
Kto czytał lub oglądał ten wie, jakie brzemienne w skutkach to było.
My jako Polacy ale także jako narody świata, wciąż dajemy się na to nabrać. Ciągle skupiamy wzrok na fałszywych flagach zamiast sami takie flagi wywieszać. Może tym jest to co właśnie robimy? Oddolna
samoorganizacja w ramach jakże nieprzyjaznego nam systemu. Niech oko Saurona patrzy i widzi to co
my chcemy aby widziało.
Wrócę na chwilę do momentu przyjazdu do Zielonej Góry, Zupełnie inaczej odebrałem to miasto niż 45 lat temu kiedy ostatni raz tu byłem. Wtedy kojarzyło mi się ono z winobraniem a widok był taki jak zwykle w ówczesnej gierkowskiej rzeczywistości. Dzisiaj nie robi już wrażenia siermiężnego i szarego
chociaż miejsce Konferencji mogło takie skojarzenie przywieść. To okazało się kolejnym wyzwaniem
dla Watahy i jak zwykle daliśmy radę. Szybko sprawiliśmy, że wszelkie najważniejsze i wymagane przymioty, zarówno sali spotkań jak i studia stały się rzeczywistością. Wszakże wydarzenie miało iść
na żywo za pośrednictwem BanBye. No i poszło. Niech nikt nawet przez chwilę nie pomyśli, że zabrakło tego co już na stałe dodaje wartości naszym spotkaniom. Własnoręcznie przygotowane ciasta, przekąski
i napoje były jak zwykle niemałą atrakcją podczas przerw.
Refleksja która towarzyszy mi zawsze w trakcie watahowych wydarzeń i tym razem szybko się pojawiła. My chyba wciąż nie zdajemy sobie sprawy z wagi tego co robimy. Gdzieś w głębi, w sposób zupełnie nieuzasadniony wydaje nam się, że za mało gości przyszło, że nie niesie się to tak jak byśmy
chcieli, że coś poszło nie tak. To nieprawda. Musimy pamiętać, że każda osoba wraca potem do domu,do pracy, do swoich środowisk i mówi. My ludzie tacy jesteśmy, że opowiadamy o tym co przeżyliśmy,
dzielimy się wiedzą i co najważniejsze przekazujemy emocje. Zawsze jest to autentyczne. Ziarno pada
i tu muszę właśnie tak:
Jeśli obumrze to przyniesie plon.
Eugeniusz Nowak

Wysłuchanie publiczne w Sejmie 06.03.2023r.
Nie uszczęśliwiajcie nas na siłę!
Wiadomość o Śmierci Zbyszka nadeszła w przeddzień wysłuchania w Sejmie
strony społecznej zaniepokojonej kształtem ustawy o komunikacji elektronicznej.
Kłębiły nam się w głowach myśli i pytania. Niewypowiedziany żal. Pracę Zbyszka
trzeba jednak kontynuować, nawet jeśli nie mamy tak doskonałego warsztatu
jakim była encyklopedyczna wiedza Zbyszka.
To co się działo w sejmie można zobaczyć na nagraniach, zarówno z sali obrad
jak i z wywiadów udzielanych na ulicy i dla różnych mediów.
Sporo emocji, oburzenia, wściekłości u ludzi zorientowanych i bezsilnych. W
mediach głównego nurtu ani słowa. Kiedyś transmitowano posiedzenia sejmowe,
obecnie działają jedynie media alternatywne.
Jak wyrazić w ciągu 2 minut całe zło niesione przez tę ustawę?
Moi przedmówcy poruszyli szereg aspektów potencjalnej szkodliwości tej ustawy,
jej niezgodności z ustawą zasadniczą , a nawet z prawem unijnym. Padały
pytania, kto wpadł na taki szatański pomysł. Komu to ma służyć?
Przypomniało mi się, że dwa lata wcześniej, szóstego stycznia miał miejsce atak
na Capitol. Media szeroko obwiniały prezydenta Donalda Trumpa , relacjonowały
wydarzenia na Capitolu w sposób nie pozwalający wątpić przeciętnemu widzowi,
że całe społeczeństwo pragnie, żeby Donald Trump nie ubiegał się o kolejną kadencję.
Po dwóch latach, kiedy w kongresie stronnictwo republikańskie osiągnęło
niewielką przewagę, pojawiła się możliwość odtajnienia danych będących w tak zwanej retencji.
Ten rogaty przebieraniec , który tak ubarwił swoim ubiorem przekaz medialny
odsiaduje wyrok 4 i pół roku więzienia. sporo innych osób również wylądowało za kratkami.
Analiza odtajnionych danych pokazuje wyraźnie, że to była prowokacja, że agenci
w tłumie i agenci wewnątrz Capitolu, niemal zachęcali tłum do wejścia, otwierając
szeroko drzwi, policja z Capitolu prowadziła tego rogacza przez szereg korytarzy, jakby był tam zaproszony.
Manipulacja nagraniami z kamer i ukrywanie niewygodnych fragmentów, pozwoliła
na stworzenie narracji, że Donald Trump musi odejść.
Dane zawarte w laptopie syna obecnego prezydenta były utajniane przez ponad
rok, tak by nie wpłynęły na wynik wyborów. Dopiero New York Times ujawnił cały
ogrom zła i kryminalnej działalności Huntera Bidena, ale tryby sprawiedliwości
działają bardzo powoli, podczas, gdy wyrok na rogacza zapadł natychmiast. Czy
wam to się z czymś nie kojarzy?

W roku wyborczym taka ustawa to ustawiony poker. Nawet jeśli wyda się, że było
oszustwo, niczego to nie zmieni. Bo jak wiadomo , sądy i służby w tym kraju są na
usługach polityków, a im nie zależy na Polsce ani na Polakach, tylko na własnych interesach.
Co robić zatem? Osobiście myślę, że mamy duże pole do działania.
Popierać w wyborach nowe twarze, wymienić ten zagrzybiały skład osób, które
zasiedziały się w ławach poselskich od niemal 30 lat.
Nie musimy się angażować w politykę na szczeblach władzy, ale możemy wpuścić
trochę świeżego powietrza.
A zważywszy na fakt, że wszystkie naprędce robione ustawy są inspirowane z
zewnątrz, szkajmy ludzi, którzy nie będą nas uszczęśliwiać na siłę.

#KrakowskaNiewiasta #WGO

Niezwykły dzień

Był piątek wieczór, 17 lutego 2023, kiedy mimochodem mój wzrok zatrzymał się na informacji o tym, że jutro jest spotkanie z Piotrkiem Szlachtowiczem.
Pierwsza myśl? Byłeś na spotkaniu z nim i Damianem Garlickim w Pile. No i wypiłem kawę, zjadłem ciacho i jak zwykle przerzuciłem kilka
obrazków w smartfonie ale zauważyłem, że nie mogę się pozbyć myśli o pojechaniu na spotkanie ze Szlachtą.„Przewinąłem film”, spojrzałem jeszcze raz na wiadomość i już wiedziałem dlaczego myśl mnie nie opuściła.

Radom!!! To tam zaczęła się moja nowa przygoda, to tam pojechałem z Łukaszem w pewną sobotę kiedy wiatr był taki, że bałem się wyjść z domu.

Pojechałem mimo to i ta przygoda trwa do dziś. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to będzie Wilcza przygoda. Ale wiecie co? Tu muszę się zatrzymać bo pewną ważną rzecz muszę Wam przekazać, o tym o czym zapomnieliśmy wpatrzeni i wsłuchani w zabawki, jakie ten niby nowoczesny świat nam podsuwa. Pamiętacie to uczucie kiedy wstawaliście rano, wcześnie rano, znacznie wcześniej niż Mama i Tata, w dzień zaplanowany na wyjazd gdzieś w nowe miejsce, na wycieczkę albo w odwiedziny do wujka w mieście w którym nigdy nie byliście?

Pamiętacie ten niepokój i podniecenie?

Przygoda, nieznane, nowe widoki, miejsca, ludzie.

Życie!

To jest to.

Wtedy właśnie to czułem. Jak ja się cieszę, że nie zatraciłem tego, że wciąż budzę się rano i chce mi się wstać w nieznane, w ten dzień który zaczyna się albo świergotem ptaków, albo delikatnym dudnieniem deszczu którego krople spadają na parapet, albo wyciem wiatru jak wtedy. Nie zatraciłem
podniecenia każdym nowym dniem bo wciąż czuję że spotkam kogoś nowego, innego, nową sytuację, nowe wrażenia. No i w końcu przecież jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia co?

I to właśnie zawiodło mnie, jak mówią moje dwa łobuzy, na „pełnym spontanie” do Radomia na Rwańską 19, właśnie to, że Radom kojarzę z czymś nowym co mnie spotkało. O tym pierwszym wyjeździe do Radomia muszę jeszcze kiedyś napisać. Muszę opowiedzieć co wtedy czułem kiedy zobaczyłem ludzi w białych bluzach i o tym zdziwieniu i pierwszej myśli – „Oni wszyscy wiedzą co mają
robić. Ja też tak chcę”.

Miałem przed sobą sporo drogi bo przedtem musiałem jeszcze coś załatwić w innym miejscu, ale ta droga i czas mijały szybko bo myśli biegały mi wokół oczekiwania na spotkanie grupy ludzi z Radomskiej i nie tylko Watahy, których już poznałem. Nawet zapomniałem, że trochę źle się czułem od rana z niewiadomego powodu, którego nie miałem zamiaru dociekać.

Deszcz na dwupasmówce przed Radomiem był taki, że przegapiłem zjazd i nadłożyłem parę kilometrów. Spojrzałem na czas i myśl, że zdążę uspokoiła mnie. W końcu dojechałem a deszcz wciąż padał. Na progu kamienicy stał ktoś w białym nasuniętym na głowę kapturze. A więc trafiłem.

Wszedłem a tu półmrok. Ktoś nie zapłacił rachunku za prąd pomyślałem. Wilcze przywitanie ze wszystkimi, herbata, ciacho i już czułem że jestem u siebie. No a kiedy przyzwyczajony do półmroku wzrok zaczął odkrywać co jest na stole, to już żadnych wątpliwości być nie mogło.

Jestem w domu.

Spotkanie autorskie z Piotrem Szlachtowiczem zaczęło się. Kto go zna wie czego się spodziewać.

Przekazał jak zwykle sporo nowych wieści o tym co się dzieje, a przecież dzieje się wiele.

Czy nie macie wrażenia, że od trzech lat jesteśmy wikłani w jakiś totalny bajzel?

Teraz możecie pomyśleć, ale odkrycie. W tym środowisku to akurat wszyscy to wiedzą więc po co tu przynudzasz? No my to wiemy ale zdecydowana większość myśli, że to jakiś przypadkowy zbieg zdarzeń. Zwykły zjadacz chleba nie kojarzy razem ceny benzyny i nagłych zgonów, wojny i problemów z umówieniem wizyty lekarskiej i wielu innych dziwnych rzeczy które zaczynamy uznawać za normalne, a w żadnym wypadku takimi nie są. To Ci, którzy tym bałaganem zarządzają chcą abyśmy tak myśleli.

Piotr jak zwykle sprowokował sporo ciekawych pytań. Zawsze odpowiedzi to kolejny dłuższy lub krótszy wykład, a Gospodarz jasno zakreślił ramy czasowe. No i ten ksiądz, który zadając pytanie właściwie też zrobił mini wykład, z którego w głowie zostało mi jedno chyba najważniejsze zdanie. Mamy wciąż wolną wolę i możemy zrobić z niej użytek. Tamci bardzo się tego boją, że w końcu to zrobimy.

Tak to właśnie jest, że na takie spotkania przychodzi się po jedno zdanie, słowo czy myśl.

Ja tak mam, że z bogactwa informacji które odbieram bezpośrednio, patrząc w oczy prelegenta, na jego mowę ciała
(bo to uczucia w końcu), wyławiam to co najbardziej mnie poruszyło i staram się zapamiętać fakty i odczucie jakie miałem kiedy wbijały się gdzieś tam pomiędzy szare komórki w mojej głowie.

I tu pomyślałem, że czas się pożegnać i wracać do domu (znowu kawał drogi). Nawet nieśmiało zacząłem, ale trafiłem na Lecha i jego pytanie. Nie zostaniesz? Za chwilę do mnie dotarło, że nie chciałem wyjeżdżać. Przyjechałem na spotkanie z Piotrem, ale ten Radom przecież. W „Potopie” jest taka scena gdzie pada zdanie „mam sentyment ku temu miejscu” czy jakoś tak. No mam.

Nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do tego piątkowego wieczoru przed wyjazdem, kiedy zrodziła się myśl. Wciąż się oszukiwałem, że to jeszcze nie decyzja. I po co było łazić po domu i kłaść się spać i budzić jeszcze z jakimiś wymówkami? Po to żeby usłyszeć od mojej Ani, no jedź bo widzę że Cię nosi. Mądra. Wiem kogo wybrałem trzydzieści lat temu.

Dzięki Lechu!!!

Zostałem bo po to przyjechałem.
Żeby siąść przy stole i słuchać. To co na stole było to osobna opowieść.

Zorientowaliście się już w większości, że wolę pisać niż mówić, a odzywam się wtedy kiedy czuję że muszę bo inaczej wybuchnę.

No i się zaczęło. Miałem wrażenie, że jestem na połączonym seansie wszystkich części filmu „Psy”
Władysława Pasikowskiego. „Bo to zła kobieta była”, „spudłowałeś z takiej odległości?”, „co wy tam
palicie Stopczyk? Radomskie ale jak Pan major woli to Franz ma Camele”, „nie chce mi się z tobą gadać”.

Można by tu cytować bez końca.

Znacie moje zamiłowanie do filmowych cytatów. Piotr i Andrzej przerzucali się nimi wplatając je w rozmowę, jakże fascynującą rozmowę o tym co nas otacza i jak sobie z tym radzić. Było na przemian bardzo poważnie i bardzo wesoło. Nie da się tej rzeczywistości inaczej
przyjmować i na nią reagować. Zresztą historia pokazuje, że nasi przodkowie też tak robili. Nawet w najtragiczniejszych okolicznościach, w człowieku jest skłonność do obracania w żart tego co go spotyka, włącznie ze śmiercią. Wszyscy czujemy, że pętla się zaciska i że przyjdzie nam stawić czoła trudniejszym wyzwaniom niż organizacja spotkania z dziennikarzem, autorem książek.

Ze stołu powoli znikały znakomite potrawy przygotowane przez nasze Wilczyce. Piotrek nawet
zażartował, że on z Watahami to ze względu na te pyszne słodkości się związał. No tak, w tym miejscu nachodzi mnie refleksja o tym, że bardzo wiele jest niedopowiedzeń w tym w czym biorę udział od ponad roku. Ale nie chodzi tu o zwyczajowy wydźwięk tego słowa. Chodzi o zawieszone wśród nas uczucie, które nie wymaga tego aby je nazywać. Każdy kto się o to pokusi wpadnie w pułapkę patosu i górnolotności a stąd jakże blisko do śmieszności.
Nie mogę nie wspomnieć o tym z czym Andrzej zwrócił się patrząc prosto w obiektyw smartfona jeszcze podczas odpowiedzi na pytania. Prosto w obiektyw czyli prosto w oczy tych, którzy będą to oglądać i słuchać. Zostawiłem to na koniec ze względu na wagę słów. Działamy czy tego chcemy czy nie w sferze polityki. Andrzej często powtarza, że polityka to jesteśmy My tu na dole i to nie są żarty. Dlatego słowa jakich używamy mają swoją wagę i znaczenie. Ta tak zwana „klasa” polityczna chce nas przyzwyczaić do relatywizmu a przez to do obniżenia rangi tego co mówią. Ta sprytna pułapka polega na tym, że mamy ich słuchać ale nie zapamiętywać słów i symboli, których używają w zależności od potrzeby chwili. I tutaj znowu odwołanie do filmu, do znanego „Polowania na Czerwony Październik”. Tam jest taki śliski typ w randze sekretarza obrony USA, który
mówi: „Jestem politykiem czyli oszustem i kłamcą. Kiedy jedną ręką głaszczę dziecko po głowie, drugą kradnę mu lizaka.” To co Andrzej przekazuje nam i tego dnia przekazał politykom to to, że nie ma zgody na takie zachowania.

Wracając do moich ukochanych Obornik, całą drogę odtwarzałem wciąż na nowo „film” ze spotkania. O 4:00 nad ranem wjechałem na podwórko pod moim domem. Przed snem wysłałem obiecane informacje o tym że szczęśliwie dotarłem. Położyłem się w rozgrzanej pościeli i ….. .
Kiedy się obudziłem pomyślałem, że to był niezwykły dzień.

Eugeniusz Nowak #WGO

Pod Giewontem
Całkiem niedawno, gdzieś na Discordzie, pomiędzy wieloma zwykłymi wiadomościami,
pozdrowieniami, linkami, materiałami i zdjęciami, zauważyłem piękny wizerunek śpiącego wilka. Nawet pozwoliłem sobie na komentarz i to właśnie on natchnął mnie myślą o Giewoncie, najbardziej rozpoznawalnym z polskich szczytów w Tatrach. Przewodnicy wycieczek
zazwyczaj wspominają podczas swoich opowieści o legendzie związanej z Giewontem,
o Rycerzach pod nim śpiących i czekających na sygnał aby iść z odsieczą zagrożonej
Rzeczpospolitej. Młody Juhas z tej przypowieści kiedy zabłądził na polanę pod Giewontem
i zbudził śpiących tam Rycerzy usłyszał pytanie: „Czy już czas? Czy już czas ratować Polskę,
naszą Ojczyznę?”

Nie wiem jak Wy, ale ja codziennie zadaję sobie to pytanie. Czy już czas? I sam sobie odpowiadam, że zdecydowanie tak. Już czas, czas najwyższy, już jesteśmy po czasie, nie ma
na co czekać, co jeszcze się musi stać, ile jeszcze muszą nam zabrać abyśmy się obudzili.
Próbuję opisać co czuję a czuję nękający, męczący i bolesny niedosyt. Niedosyt myśli i czynów, niedosyt działania. W niektóre dni, kiedy tak sam siebie katuję tymi pytaniami, doprowadzam się aż do wyrzutów sumienia. Mam sobie za złe że za mało zrobiłem, że nie porozmawiałem, nie dałem ulotki, że marnuję potencjał.
I właśnie o ten potencjał chodzi.
Ta legenda o Giewoncie i Rycerzach pod nim śpiących to oczywisty symbol ukrytych,
ogromnych pokładów pozytywnej energii jaka drzemie w naszym Narodzie. Wiele razy
w dziejach ta energia była budzona i zawsze w takich razach nasi wrogowie przekonywali się o tym, jacy potrafimy być groźni. Czyż nie dlatego właśnie włożono wiele wysiłku i pieniędzy w to aby ten potencjał uśpić? Ci którzy wiedzą że lepiej nas nie budzić, nie żałowali nakładów na propagandę, edukację i kulturę aby w ten sposób urobić nas na masę pozbawioną ideałów,
tożsamości narodowej, bohaterów, historii, religii i wartości. Aby się przekonać w jakim stopniu im się to udało, wystarczy odwiedzić fora dyskusyjne na portalach społecznościowych.
Co więc jest naszym podstawowym zadaniem? Nic nowego ani odkrywczego tu nie objawię.

My robimy co trzeba. Uczymy się, podnosimy własną świadomość i zarażamy tym naszych bliskich, uświadamiamy sąsiadów, znajomych i całe społeczeństwo. Zaznaczamy swoją obecność podczas ważnych historycznie dat, niestety jakże często spotykając się z pomijaniem takich dat przez rządzących. Pamiętam czas szkoły średniej, kiedy ściszonym głosemi w wąskim gronie i rozmawialiśmy o pomordowanych w Katyniu. Czy mogłem przypuszczać że analogicznie zostanie potraktowana sprawa Wołynia i to przez władzę, która wydawałoby się że z Katynia robi religię? Jakże szybko zapomnieli. Mnie się zdaje, że oni nigdy nie pamiętali a jeśli nawet to tylko koniunkturalnie. To jest właśnie nasze zadanie aby być wyrzutem sumienia i przypominać wszystkim tym politycznym cwaniakom, choćby najbardziej niewygodną prawdę. Pytania im zadawane muszą tak zaboleć, aby przypomnieli sobie komu mają służyć.
Czy damy radę obudzić Rycerzy spod Giewontu? Czy damy radę uruchomić siłę tego Symbolu?
Przypomnijcie sobie co Was obudziło, co spowodowało że Wasz potencjał, pokłady energii,
wiedzy, dobra, patriotyzmu dało takie efekty, że ruszyliście się z miejsca, że wyszliście ze strefy
komfortu. Ja wiem co i każdy z Was też to wie. Nic nie stoi na przeszkodzie aby zwyczajnie
się tym dzielić. Nasza Wilcza Rodzina robi to wspaniale. Dodajmy do tego odrobinę, albo może więcej niż odrobinę, wyrzutów sumienia. Mówię Wam, to działa. Oczywiście nie chodzi o to aby się wpędzić w depresję i poczucie winy bo stąd już prosta droga do nieszczęść i desperackich kroków. Co ja zresztą plotę, przecież zwracam się do Wilczyc i Wilków.
A wyrzuty sumienia mają zwyczajnie zadziałać jak czynnik motywacyjny.
No i na koniec mała refleksja po dwóch wolnych dniach. Ciągle wracam do tych spraw wydających się bardzo oczywistymi. Do uczuć związanych z Rodziną i małą Ojczyzną, w której każdy z nas mieszka i tą Dużą Ojczyzną i o biało-czerwonym sercu które wali mi w piersi i do tych wartości podstawowych jakie są konieczne aby zwyczajnie i normalnie żyć. Ciągle nie daje mi spokoju pytanie, dlaczego te proste sprawy tak bardzo przeszkadzają tym, którzy mają
chorą ambicję zarządzać światem?
Czy warto jednak tracić czas i energię na szukanie tej odpowiedzi kiedy Pod Giewontem i w Kraju którego Śpiący Rycerze przysięgli strzec drzemie siła, która jest zdolna te chore ambicje zatrzymać?

Obudźmy tę siłę. Już czas.

Eugeniusz Nowak #WGO

Strach
“Największą wartością jest Twoje zdrowie.” To brzmi jak frazes, jakże często nadużywany z niezrozumieniem.
To jednak podstawowa prawda. Nasze organizmy zostały zaprojektowane jako genialne i tak właśnie jest. Często
słyszymy, że to my sami je psujemy przez zły styl życia i jest w tym sporo prawdy. Sporo prawdy jest także
w tym, że ludzie kierujący się zupełnie innym niż nasz kodeksem etycznym, ludzie do szpiku kości przesiąknięci
złem, ideologią z piekła rodem, postanowili nas straszyć i ten strach wykorzystywać w niecnych celach. To właśnie
na strachu o zdrowie jako najwyższej wartości oparli ten psychopatyczny program, który wprowadzają od lat
a zwłaszcza w ciągu ostatnich trzech. Używają do tego zawładniętą przez siebie Światową Organizację Zdrowia
(WHO), dziś w mojej ocenie ze zdrowiem nie mającą nic wspólnego. Któż z nas nie będzie reagował kiedy
zagrożone jest nasze zdrowie i zdrowie naszych dzieci? No właśnie. Przerażeni celowo uruchomionym wirusem
ludzie, robili i robią dokładnie to co psychopatyczni projektanci pandemii przewidzieli. Jako społeczeństwo nie
zdaliśmy egzaminu ale niestety biorąc pod uwagę to o czym wspominam czyli strach, jest to do usprawiedliwienia.
Baliśmy się o nasze zdrowie i zaufaliśmy „autorytetom”. Jeśli jednak damy się nabrać ponownie na jakąś kolejną
zaplanowaną pandemię lub uruchomienie jakiegoś “innego czynnika biologicznego”, to wtedy już
usprawiedliwienia nie będzie. Nie możemy ze strachu o własne zdrowie, zwłaszcza wiedząc to co już wiemy,
oddać naszej wolności. Niestety muszę postawić sprawę jasno. Jeśli ten strach zwycięży to zwyciężą oni a wtedy
stracimy wolność, zdrowie i życie. Przez chwilę będziemy myśleli siedząc w klatkach, że zachowaliśmy zdrowie
ale to będzie tylko złudzenie.
Kto by się spodziewał, że źli ludzie sięgną właśnie po tę wartość jako narzędzie swojej gry.
„Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz.” Tak pisał w 1584 roku Jan
Kochanowski. Wszyscy znamy tę fraszkę i wszyscy znamy jej sens. Znamy ale tak naprawdę mamy nadzieję, że
można jakoś oszukać naturę i zachować zdrowie bez traktowania go jako dobra najwyższego. Robimy dużo aby
popsuć to co natura nam dała w stanie idealnym. W znanej książce „Jak żyć długo i zdrowo” Michał Tombak
pisze, że przez całe życie wykopujemy sobie grób … widelcem. To oczywiście żartobliwe i obrazowe stwierdzenie
ale jakże prawdziwe. Wiele jest czynników wpływających na zachowanie zdrowia ale akurat w tym momencie ani
to nie czas ani miejsce aby o tym pisać.
Co mnie zaprząta w takim razie w sprawie zdrowia? Chodzi o efekt jaki możemy uzyskać dzięki zachowaniu
naszych ciał i duszy w zdrowiu i równowadze. Jeśli tym złym siłom chodzi o strach, o to abyśmy cały czas się bali
o nasze i naszych bliskich zdrowie i abyśmy pod wpływem tego strachu byli posłuszni rozkazom, to co się stanie
gdy tego strachu nie będą mogli w nas wzbudzić? Nie ma nic gorszego dla kogoś kto chce nas zmanipulować
i uzyskać nad nami kontrolę, niż pozbawienie go czynnika wpływu. Co w takim razie stoi na przeszkodzie abyśmy
z tak prostego mechanizmu nie skorzystali?
Nic oprócz przeszkód które sami sobie wymyślimy. Pomyślcie tylko
o satysfakcji, dobrym samopoczuciu, sile, pewności siebie, sprawności, witalności i o tym blasku jaki bije od
zdrowego i szczęśliwego człowieka. Żyć nie umierać. Jak zareagują ci który chcieli a nie dali rady nas wystraszyć
i zniewolić? Ostatnio można było zobaczyć to podczas meczu tenisa na Turnieju Australian Open, kiedy Novak
Djoković, nie wprost ale symbolicznie, pokazał środkowy palec globalistom, a bezpośrednim odbiorcą tego był
obecny na miejscu Bill Gates. Zdjęcia z jego wyrazem twarzy obiegły cały świat. Popatrzeć mu prosto w oczy to
musiało być dla Novaka bezcenne przeżycie.
I o to właśnie chodzi. Żyjmy zdrowo i zgodnie z naturą, bądźmy szczęśliwi i silni, kochajmy, otaczajmy się
życzliwymi ludźmi, roztaczajmy dobro, bądźmy twórczy i budujmy lepszy świat. Zagrajmy na nosie tym którzy
czerpią satysfakcję z czynienia zła.
Pamiętacie końcową scenę z filmu Juliusza Machulskiego „Kingsajz”? Nasi bohaterowie, którzy dopiero co
zwyciężyli z zarządcami Szuflandii jadą pociągiem, cieszą się i rozkoszują przemykającymi widokami za oknem
wagonu. Nagle okazuje się, że obserwuje ich jakaś ogromna postać, jak się okazuje chłopca, bawiącego się kolejką
elektryczną na trawniku. Krzyki i przerażenie. Jak to? Co to jest? Gdzie jesteśmy? Co to znaczy? Nie tak miało być!
Cóż to byłaby za kara dla naszych globalistów.
Eugeniusz Nowak #WGO

Czy ja wymagam za wiele?

Muzyka sączyła się ze sceny pełnym symfonicznym brzmieniem niczym odgłosy jesiennego huraganu. Siedziałem, w którymś tam rzędzie, półmrok zasłaniał twarze ludzi i tylko momentami światła, jak zwykle pięknie zsynchronizowane z obrazem i dźwiękiem, pokazywały emocje albo zupełną obojętność. Moja kochana muzyka filmowa zawsze nastraja mnie tak dobrze, że ciary biegają mi po plecach. I tak targany różnymi uczuciami, siedziałem wciśnięty w niezbyt wygodne krzesło a myśli płatały figle jak zwykle kiedy słyszę takie piękno. To zadziwiające jak można się zatopić we własnym świecie, wywołanym takim uporządkowanym
a jednocześnie emocjonalnym hałasem. Smyczki i sekcja dęta wibrują na tle australijskich pejzaży a ja widzę jak moje wnuki bawią się na podwórku i myślę o tym jakie piękne życie je czeka. I tylko łomot kotłów na chwilę wyrywa mnie z tego marzenia o świecie, w którym nikt nie knuje niczego złego.
Czy ja wymagam zbyt wiele, kiedy marzę o tym aby spokojnie żyć?
I jakby na zawołanie, „Krąg życia” z „Króla Lwa”. Wiecie jak to brzmi, gdy nagle znajdujesz się na afrykańskiej sawannie albo w buszu i czujesz jak lew otarł się o ciebie a jego ryk zagłuszył muzykę? Płyniesz wśród krzyków ptaków i odgłosów galopujących słoni i nagle widzisz swój dom z rozpalonym kominkiem, psem leżącym na grubym dywanie a w fotelu siedzi Kuba. Nie ma już pięciu lat tylko dwadzieścia i mówi ci do ucha: „dziadku moja
Kasia spodziewa się dziecka, będziesz miał prawnuka.” Boże kochany, cóż więcej mi potrzeba?
Czy zbyt wiele chcę, jeśli tylko dobrej przyszłości dla tych których kocham?
A muzyka nie chce się skończyć i daje zasmakować odwiedzin w pięknej wiosce Shire. Hobbici szykują się na urodziny Bilbo Bagginsa. Jakże beztroskie wiodą życie, zupełnie nieświadomi że gdzieś tam daleko i jednocześnie bardzo blisko, zło czai się i dybie na ich spokój. Tylko kilku zostanie uświadomionych i podejmie się
niewykonalnego. Ten fragment pięknej muzyki Howarda Shore`a, zawsze wywołuje u mnie dreszcze.
Niesamowite. Na sali, kiedy wybrzmiewa ostatni akord zapada kilkunastosekundowa cisza. Ciekawe dokąd pobiegły myśli tych ludzi? Czy podobnie jak u mnie, zawsze w przyszłość w której nie ma miejsca na to co zbędne?
Czy pragnę zbyt wiele kiedy chcę się bawić, tańczyć, kochać i być szczęśliwym? Kiedy chcę zwykłej normalności?
Dźwięki dobiegają albo z mrocznych głębin oceanów albo z czeluści lodowatego kosmosu, albo z miasta gdzie Batman próbuje naprawić zło, albo ze świata rozrywki, w którym twórca za wszelką cenę chce olśnić widownię.
Czasem aby olśnić wystarczy osiem nut ułożyć we właściwy sposób. To mnie właśnie urzeka w muzyce filmowej,
że oglądając film możesz dzięki niej tworzyć własne obrazy. Siedząc w ciemnej sali jesteś panem, ty decydujesz
gdzie się znajdziesz. Przez dwie godziny możesz zwiedzić co tylko chcesz. Możesz być w jakimś pięknym miejscu
albo zanurzyć się w otchłani myśli i marzeń.
Wolność! Czy to zbyt wiele jeśli jej bardzo chcę?
Nigdy nie mam dość takich wrażeń jakie były moim udziałem w niedzielny, styczniowy wieczór. Dopiero sen
przerwał potok myśli krążących wokół wydarzenia muzycznego, które zainspirowało mnie do napisania tych kliku
zdań. Już zanim rozbrzmiał pierwszy utwór, kiedy sala się wypełniała a muzycy stroili instrumenty, zastanawiałem
się co zaprząta myśli tych którzy zasiadali obok mnie. Przyszli oderwać się od skrzeczącej rzeczywistości czy może
zupełnie nie kojarzą, że rzeczywistość ich dopada?
Czy ja wymagam za wiele, żądając od tych których wybraliśmy aby wiedzieli czego ja chcę, respektowali to i nie próbowali mi mówić, że wiedzą lepiej czego ja chcę?
Zbyt wiele? Wolne żarty!
Eugeniusz Nowak #WGO

Po debacie…

Poznań i Kraków łączy dzisiaj dwupasmowa arteria komunikacyjna dająca taką oto możliwość, że od pomysłu wypicia kawy pod Sukiennicami do zrealizowania tej myśli, miną zaledwie cztery godziny a już słyszysz hejnał z Wieży Mariackiej (jeśli wyjechałeś przed ósmą rano).

W sobotę 14 stycznia 2023 roku, Kraków połączył się niemal z każdym miejscem w Polsce poprzez wspólnotę myśli patriotycznej. Zmierzaliśmy w stronę królewskiego miasta i czuliśmy, że coś niezwykłego wisi w powietrzu. I nie o smog tu chodzi bo akurat to zjawisko już dawno niezwykłym być
przestało. To raczej coś nieuchwytnego ale bardzo odciskającego się po lewej stronie mostka. Coś co
każdy kogo to dopadnie, opisuje jako uczucie zatykające pierś.
Hotel „Sympozjum”, Kraków. Kilka samochodów na parkingu i ten widok! Białe bluzy z wizerunkiem Wilka, skupienie, serdeczność, powaga, praca, oczekiwanie. Coś tu się święci! Duża sala, kilkaset pustych jeszcze krzeseł i gdzieś tam z tyłu głowy myśl. Przyjdą, nie przyjdą? Jakaś para zasiadła
nieśmiało w połowie sali przywitana uśmiechami. Jeszcze tylko biało czerwona flaga, jakiś baner, kwiaty i wizytówki prelegentów na stole, smakowite co nieco w kawowym kąciku, jak zawsze wszystko własnego wyrobu. Jeszcze tylko program Konferencji „Czy grozi nam niebezpieczeństwo?” przyklejony w widocznym miejscu i właściwie jesteśmy gotowi. Sala zapełnia się i brakuje miejsc. Serce rośnie.

Piotrek Szlachtowicz zaczyna. Jego słowa niosą się na koniec sali, a oczy Gości skupiają się na
poruszających obrazach przedstawiających śmierć zadaną Polakom przez Ukraińców w okrutny sposób.

Czy grozi nam niebezpieczeństwo? To zderzenie obrazu i słowa jest niezwykle wymowne. Zabrakło mi odwagi aby skupić wzrok na szczegółach wystawy. Może później.

Co nam grozi za sprawą ludzi tak nieodpowiedzialnie zarządzających Polską? Co nas czeka jeśli tego nie zatrzymamy? Słuchając kolejnych prelegentów myślałem tylko o jednym. O przyszłości moich dzieci i wnuków. Czy to coś nadzwyczajnego? Jasne że nie. To normalne, że martwię się o los tych którym dałem życie, tak samo jak moim Rodzicom i Dziadkom mój los nie był obojętny. Nie ma nic złego w tym, że w obliczu zagrożenia jestem gotów na poświęcenie. „Ordo caritatis” to zasada, której hołduję a która wprost wypływa z przykazania miłości. Zacytuję tu Księdza Pawła Siedlanowskiego: „Ewangeliczna miłość do siebie, swoich najbliższych to nie jest egoizm, ale wyraz wdzięczności za dar życia, miłość i za
inne dary, które człowiek otrzymał od Boga.”
Wciśnięty w krzesło, w ścianę albo wykładzinę, w zależności od tego gdzie akurat udało się przysiąść, zapadałem się w sobie i myślach o tym Kraju pięknym jak z pocztówki, o tych ludziach co nie zasługują na to co poza tą salą widać, co tak jęczy w telewizorach. 
Doktor Kulińska, Dr Sykulski, Dr Kowalski, Prof. Zapałowski, Prezes Listowski, wreszcie Nasz Andrzej, sprawili, że przez te kilka godzin telewizory przepadły, przegrały z normalnością w jakiej chcielibyśmy żyć. Żyć w Kraju w którym pamięta się o historii i historię tę tworzy tak jak człowiek tego do życia potrzebuje. No i te przerwy kawowe, które legendą już obrastają za sprawą czegoś co można określić jednym słowem „domowe”. Jakże inaczej
smakuje jadło kiedy czujesz serce włożone w jego przygotowanie. Jakże właściwie zabrzmią tu słowa Anzelma Bohatyrowicza kiedy z dumą mówił do Justyny Orzelskiej:„wszystko to z naszego własnego starania”. Rozmowy, rozmowy, rozmowy „oko w oko” to coś co próbowano nam odebrać a czego odebrać sobie nie daliśmy i nie pozwolimy. My wiemy jaką bezcenną wartość one mają. I kiedy dzwonek obwieszczał a nasza Straż dopilnowywała końca przerwy, dyscyplina zwyciężała z niedosytem.
Koniec musiał nadejść i nadszedł a nasi Goście gdyby tylko wiedzieli że przed nami Zlot i kontynuacja, z pewnością zazdrościliby nam.
Teraz logistyka, zorganizowanie i dyscyplina musiały wziąć górę nad emocjami, nad tym ładunkiem niesamowitej, pozytywnej energii z jaką opuszczaliśmy miejsce naszej Konferencji.
Cel – Zembrzyce. To tam spotykamy się na XI Zlocie Watah Głosu Obywatelskiego. Było ciemno ale i tak wszyscy widzieli coraz to bardziej górzysty teren. W niewielkiej odległości od Krakowa znaleźliśmy miejsce magiczne, jak się potem okazało, nie tylko ze względu na krajobraz. W ten sobotni wieczór czasu i sił wystarczyło na wspaniały posiłek, zakwaterowanie i…, jasna sprawa że, rozmowy. Krótko po północy, z nielicznymi wyjątkami, wszyscy już grzecznie spali.Wiedzieliśmy, że kolejny dzień
rozpoczynamy wysiłkiem ale nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Rano między domkami zaroiło się
od białych bluz. Gwar rozmów niósł się i budził śpiochów a nad świerkami wzmagał się wiatr, który jak
się okazało zwiastował deszcz. Na szczęście prognoza spełniła się dopiero wieczorem.
Czekała nas wyprawa a na jej końcu nagroda – pyszne śniadanie. Zaraportuję tylko tak. Widoki wspaniałe, droga kręta i pod górę a maruderów prawie nie było widać. Różnica wzniesień 184 metry.
Z najwyższego miejsca widać było Jezioro Mucharskie, które powstało jako zalew na rzece Skawie.
Marsz w dół uruchamia inne partie mięśni ale o ich obecności dowiadujemy się zazwyczaj następnego
dnia. Szybko znaleźliśmy się na stołówce gdzie czekały na nas różne sery, wędliny, kiełbaski, jajecznica
i co tam dusza, no i brzusio zapragną. I znowu gwar rozmów (a podobno przy jedzeniu się nie
rozmawia), zagłuszał brzęk sztućców. Wszyscy wyczekiwaliśmy już kolejnych prelekcji a znamienici
goście gwarantowali wysoki poziom zarówno wiedzy jak i emocji.
No i nie zawiedliśmy się. Najpierw Pan Witold Listowski, Prezes Światowego Związku Kresowian zabrał
nas w podróż, w którą każda polska szkoła powinna zabierać polskich uczniów. Było to głośne wołanie
tych, którzy już krzyczeć nie mogą. Wołanie o pamięć o Rzezi Wołyńskiej i pamięć o wszystkich
zamordowanych przez Ukraińców Polakach. I dziękuję tu Panu Wojciechowi Habeli za słowa, które
trafnie oddają nasz obowiązek wobec dzieci broniących Lwowa: „Powiedz czemu Kamienne Lwy mają
w oczach polskie łzy?”. „Jeśli my zamilkniemy to kamienie wołać będą”, napisała na czacie Małgosia
z Warszawy. Nie wolno nam zapomnieć!
Zaraz potem Pan Janusz Krzywoszyński odsłonił w swoim pięknym stylu tajniki dyplomacji, ludzkich
słabości i piękna duszy, nawet w sytuacjach beznadziejnych dających nadzieję na człowieczeństwo
i zwycięstwo dobra nad złem.
Wojciech Habela, artysta którego nie znałem, przeniósł nas do polskiego Lwowa. Kilka wierszy i kilka
piosenek wystarczyło aby poczuć ten klimat. Intrygujące były słowa Pana Wojciecha, słowa przed
ostatnią piosenką. Okazało się, że mimo tej rozrywkowości jaką jej przypisał, niosła ważne przesłanie.
Nie wolno nam myśleć tak, jak ten obcy nam świat by chciał, że polskość i słowiańskość to coś gorszego.
Nośmy dumnie głowy do góry bo jest wiele ku temu powodów.
I wreszcie Dariusz Jaworowski. Jego wykład odebrałem jak prztyczek w nos. Uzmysłowiłem sobie, że
słowa bohatera filmu Strzelec: „jeśli wydaje Ci się że coś wiesz to jesteś w błędzie”, mają sens. Ciągłe
poszukiwanie prawdy to najlepsze co można zrobić jeśli chcesz się do niej zbliżyć. Totalna cisza która
towarzyszyła jego słowom była niezwykle wymowna.
Czy jestem twardym facetem? Z pewnością nie na tyle aby powstrzymać łzy kiedy małe dziecko daje
wspaniały dowód patriotyzmu, kiedy z dziewczęcych ust nagle wyrywa się:
„Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Nie damy pogrześć mowy!
Polski my naród, polski ród,
Królewski szczep piastowy!
Nie damy, by nas gnębił wróg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!”,
i kiedy wszyscy dołączają się do śpiewu odruchowo stając w wyprostowanej pozycji należnej
Hymnowi.
Mała Milenka! Czy aby rzeczywiście mała?

Ukradkiem ocierane łzy, cisza, i coś takiego w powietrzu co nie pozwala Ci się ruszyć z miejsca bo nie chcesz aby to się skończyło. Gdzie jesteście ci którzy powinniście to zobaczyć i przeżyć?
Pozwalam sobie tu na przywołanie własnego wpisu z czatu:
„Mam odczucie, że wziąłem udział w czymś absolutnie niezwykłym. W tej chwili są wielkie emocje
związane z żywymi obrazami i słowami ciągnącymi się przez każdy przejechany kilometr od Zembrzyc.
Niemniej tak na gorąco powiem, że nie może zginąć Kraj i Naród, w którym wciąż mimo tego ogłupienia,
marazmu i wszechobecnego poczucia bezsiły, znajdują się takie pokłady patriotyzmu, chęci walki
i zdobywania wiedzy historycznej i każdej innej. Żyją ludzie którzy mówią i dają to co najcenniejsze dla
przyszłych pokoleń chcących aby Wielka Polska trwała i rosła. My tylko musimy przejąć pałeczkę i nieść
dalej.”
I kilka innych:
@Ursa Kraków – „Musimy przyznać ,że Milenka pokazała nam najwyższy poziom.
Teraz wypada nam tylko jedno – utrzymać go.
Jeszcze mi się serce ściska.
Wspaniała Dziewczyna. Piękna Polka.”
@Lucyna Szczecin – „”Święto patriotyzmu” za nami. Emocje z nim związane na długo będą jeszcze z
nami ale intonacja Roty przez naszą małą wilczycę wywołała takie wzruszenie, że na zawsze zostanie w
moim sercu i umyśle, miałam łzy w oczach i “kluchę” w gardle, ledwie mogłam śpiewać. Gosia stojąca
za mną rozpłakała się ze wzruszenia. Milenko, dziękujemy. Dziękujemy za te chwile, dla nich warto żyć
i spotykać się. W związku z tym mam pewien pomysł do realizacji u nas w Szczecinie, ale muszę pogadać
ze swoją watahą.”
@Kasia Skarżysko – „Kochani! Jak zawsze wracamy do domu zmęczeni a jednocześnie naładowani
ogromną energią. Tę Konferencję i Zlot należy zaliczyć do najbardziej udanych i przepełnionych duchem
patriotyzmu
Dziękujemy całemu WGO, a w szczególności @Andrea WGO @Monika Kraków @Andrzej
Poneta za to, że mogliśmy uczestniczyć w tym doniosłym wydarzeniu.
Niesamowite jest tworzyć historię razem z Wami.”
I ja tam byłem, kawę i wodę piłem (miodu i wina nie było ). Co widziałem i co słyszałem na papier
przelałem. Co zaś sercem poczułem, między wierszami znajdziecie.
Eugeniusz Nowak #WGO

Co jest dla mnie ważne.
Nie chcę generalizować, mądrzyć się, wypowiadać za innych a zwłaszcza dociekać tego co tam komu się roi w głowie. To zadanie niewykonalne. To co mogę, to wypowiedzieć się sam za siebie. Co czuję, co myślę, co jest dla mnie ważne a nad czym przechodzę do porządku dziennego bez mrugnięcia okiem.
Zdecydowanie potrzebuję czuć się dobrze z samym sobą, akceptować siebie takim jakim jestem. Robię to każdego dnia bez względu na reakcję otoczenia. Czy do pełni szczęścia potrzeba mi akceptacji
innych? Ależ oczywiście, jestem wszak zwierzęciem stadnym i chcę w tym stadzie zająć dokładnie takie
miejsce jakie zgodnie z moimi zdolnościami i predyspozycjami uda mi się wywalczyć. Czy to właściwe słowo? Czy walka wiąże się z tym, że ktoś zostaje pokonany? Czy ktoś przez to dozna krzywdy albo tak
się poczuje? Wydaje mi się, że to nieodłączny element funkcjonowania w grupie i to taki który należy zaakceptować i dalej idąc, przyjmować z pokorą rezultaty takiej gry.
Jest wiele rzeczy które mnie denerwują, doprowadzają na skraj wytrzymałości, wywołują odruchową, czasem zbyt szybką i nieprzemyślaną reakcję, Zawsze potrzebuję wtedy chwili czasu aby spojrzeć z dystansu i przemyśleć parę razy, zanim zdecyduję się na działanie, które świadomie uważam za
ostatecznie rozwiązujące problem.
Co jest dla mnie ważne? Jakie warunki muszą być spełnione abym był zdolny do zachowania spokoju i wyważonych reakcji?
Lojalność. Od zawsze, a właściwie od momentu świadomego przeżywania rzeczywistości, tę cechę
uważam za niezwykle ważną i przez którą w moim odczuciu, wielokrotnie obrywałem. Czasem nawet się obwiniałem za zbyt rygorystyczne podejście w tej materii. Ostatecznie jednak zawsze wychodziło,
że tak trzeba i wtedy nie przeszkadzają w domu lustra.
Przyzwoitość. Zawsze czuję gdzieś w głębi czy zachowałem się przyzwoicie czy nie. Staram się to kontrolować i podobne warunki stawiać innym licząc, że traktują sprawy według podobnego systemu
wartości. Uczucie zawodu jest tutaj nieodłączne. Oczywiście muszę zakładać, że jestem obiektywny w tych ocenach. Uwaga o lustrach też tu pasuje.
Solidność. Jak każdy człowiek zdaję sobie sprawę z ułomności i braków ale tylko na tyle aby nie wpaść w bezsensowne obwinianie się prowadzące do destrukcyjnej negatywnej samooceny. Na tyle jednak
na ile jestem świadomy swojej wartości i zdolności, działania podporządkowuję tejże solidności.
Punktualność. Wyłączając obiektywne czynniki nie jestem w stanie przejść spokojnie wobec sytuacji, kiedy ewidentnie widać zwykłą niefrasobliwość połączoną z beztroską i brakiem wrażliwości na odczucia innych. Takie sytuacje wywołują we mnie właśnie te nieprzemyślane reakcje, o których wcześniej wspominałem. Nie potrafię wtedy ukryć złości czego potem często żałuję ale nie wiem czy
słusznie bo za chwilę wraca poczucie, że przez to rozzuchwalam winowajcę.
Uczciwość. Jakże często dopada mnie taka dziwna rozterka, czy uczciwość wobec siebie przekłada się na uczciwość w stosunku do innych. Po zważeniu zawsze wychodzi mi że tak. Tutaj pisząc te słowa zatrzymałem się na kilka minut, zastanawiając się czy rozkładanie czegoś tak oczywistego na tak zwane
czynniki pierwsze ma sens. Przechodzę do kolejnego akapitu.
Wybaczcie proszę jeśli powyższe słowa zabrzmiały moralizatorsko. Nie było to moim zamiarem. Nie
jestem wzorem cnót i chodzącym ideałem. Jestem pełnym rozterek, pytań i wątpliwości człowiekiem, i zapewne nie odbiegam tu od normy. Podjąłem taki właśnie temat ze względu na zaskoczenie jakiego
doświadczyłem jednego dnia w tym tygodniu. Zaskoczyło mnie to, że byłem zdolny do aż tak dużego poziomu wewnętrznej złości i jednocześnie umiejętności jej powściągnięcia. Cieszę się, że zwyciężyło
postawienie na szali i zważenie istoty tego w co jestem zaangażowany. Jakże byłoby głupim takie
typowe w podobnych sytuacjach zachowanie, określane potocznie: „biorę zabawki i idę do domu” albo
„na złość babci odmrożę sobie uszy”. Nie zawsze się to udaje ale jest niezwykle istotne aby nie tracić
z pola widzenia wartości, idei i celu dla których postanowiliśmy się zaangażować.
Niewiele potrzeba aby porwać ludzi do działania ale równocześnie bardzo niewiele trzeba aby płomień zgasić.
Odpowiedzialność to cecha o której postanowiłem wspomnieć na końcu ale nie oznacza to jej miejsca
w hierarchii. Jest równie ważna jak pozostałe, także te których nie wymieniłem.
Aż tyle i tylko tyle jest dla mnie ważne.
Eugeniusz Nowak #WGO

Co Oni czuli?

Już za kilka dni, w Wielkopolsce ale także za sprawą ustanowionego przez Państwo Święta w całym Kraju, obchodzić będziemy Rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Nie jestem historykiem więc tę sprawę, gdzie, kto kiedy i dlaczego, zostawiam fachowcom. Postanowiłem
przenieść na papier kilka refleksji, jakie ostatnio zaprzątały mi głowę w związku z tą Rocznicą.

Mój dziadek Władysław, kowal o drobnej posturze, prosty chłopak z małej wioski, postanowił
przyłączyć się do Powstańców. Powiem szczerze i właściwie wstyd się przyznać, ale oprócz
tego że walczył to niewiele o tym wiem. Co Oni wszyscy czuli kiedy podejmowali takie jak mój
dziadek decyzje? Poszli wiedząc przecież, że mogą nie wrócić albo że jeśli wrócą to okaleczeni.

Co nimi kierowało? My dzisiaj po 104 latach mówimy, że zrobili to z miłości do Ojczyzny, z obowiązku, za sprawą patriotyzmu, z nienawiści do niemieckiego zaborcy, z chęci uczynienia
z ziemi na której żyli własnego domu, urządzonego po swojemu, po polsku. Mówimy i myślimy
tak o naszych przodkach przez pryzmat tego co my sami myślimy dzisiaj.

Co Oni czuli i myśleli, tak naprawdę nigdy się nie dowiemy. Zadając z pozoru dziwne pytania
w żaden sposób nie umniejszamy ich zasług. Może mój dziadek poszedł bo akurat pokłócił się
ze swoim ojcem a moim pradziadkiem? A może chciał zaimponować dziewczynie, albo nie chciał być gorszy od kolegów, z którymi chodził na zabawy albo grał w piłkę? Niezależnie od
tego, gdzieś tam w głębi duszy, Ci młodzi chłopcy czuli to co nazywamy poczuciem obowiązku wobec Ojczyzny.

Ta Ziemia, Wielkopolska, od ponad 100 lat administrowana przez Niemców, była miejscem
czegoś niezwykłego. To tu ciągła rywalizacja i walka z okupantem powodowała, że nasi Rodacy
musieli się wznosić na wyżyny talentu, możliwości i umiejętności, mając za przeciwnika dobrze
zorganizowaną machinę państwową wraz z sąsiadami, przedsiębiorcami, urzędnikami,
służbami mundurowymi w jego służbie. To dzieło i drogę do niego prowadzącą, pięknie
pokazał Jerzy Sztwiertnia we wspaniałym serialu „Najdłuższa Wojna Nowoczesnej Europy”. Na
przykładzie kilku postaci prawdziwych i fikcyjnych możemy śledzić losy zwykłych ludzi oraz ludzi wybitnych w owym czasie. Dla nich był to ich czas. Tu i teraz przyszło im żyć i zmagać się z codziennością i wichrami historii. I jak mówił bohater powieści Tolkiena Gandalf: „czas jest zawsze taki sam a Ty masz wpływ tylko na to jak się zachowasz”.

Możemy być dumni z tego jak przez te 100 lat nasi przodkowie się zachowywali. Zbudowali
podstawy wielkopolskiej solidności i dbałości o własne podwórko i szerzej polskie Państwo.

Zachowali narodową substancję, kształcąc elity przyszłych przedsiębiorców, bankowców,
nauczycieli, żołnierzy, policjantów, rzemieślników i duchownych. Kiedy przyszło zwycięstwo elity były gotowe do wzięcia władzy z rąk okupantów. Potrafiły one chwycić ster i wziąć odpowiedzialność, kierując się najwyższą wartością czyli dobrem Narodu.

Czy My dzisiaj czujemy to samo co nasi dziadowie przed wiekiem? Czy mamy poczucie, że ktoś okupuje nasze Państwo? Czy nasze serca się nie mylą? Czy dobrze odczytujemy sygnały, że
ludzie których wybraliśmy już dawno sprzeniewierzyli się przysiędze jaką składali? Czy mamy obowiązek powtórzyć pracę naszych przodków i odbudowywać substancję narodową?
[06:51]
Kiedy z okazji wykładu Doktora Sykulskiego odwiedziłem Księgarnię „Sursum Corda”
w Poznaniu to poczułem, że gdzieś pomiędzy książkami, półkami i regałami, duch wolności, patriotyzmu i polskości woła i błaga abyśmy go usłyszeli. I kiedy tenże wykładowca rzucił
w stronę zgromadzonych słowa o tym, że na tej sali jest więcej elity kulturalnej i naukowej niż
we wszystkich uczelniach Poznania, pomyślałem że to przesada. Po chwili zastanowienia dotarło do mnie, że tak jak nasi przodkowie, czujemy że coś jest nie tak, że rozkrada się nasz majątek, obdziera się nas z ducha i próbuje odebrać wolność. Do te go jesteśmy w mniejszości.
No to jeśli tak, to jak inaczej nazwać zgromadzonych jeśli nie elitą?

Mimo czasu, który dzieli nasze pokolenia, tych walczących piórem, lemieszem, kosą, słowem z tymi którzy złapali za oręż, łączy nas wspólnota myśli patriotycznej i narodowej.

Co Oni czuli? Co nimi kierowało? Dlaczego postanowili nie czekać tylko wziąć sprawy w swoje
ręce? Zajrzyjmy wewnątrz nas samych a znajdziemy odpowiedzi.

Eugeniusz Nowak #WGO

Dlaczego musimy bronić gotówki, czyli resztek naszej wolności?

Obecnie posługujemy się pieniądzem hybrydowym, czyli gotówką będącą prawnym środkiem płatniczym emitowaną przez NBP ( Narodowy Bank Polski), i pieniądzem elektronicznym, który jest prywatnym, oprocentowanym długiem. Jest on prywatnym długiem, bo jest kreowany przez prywatne banki komercyjne w momencie zaciągania (brania) kredytu.

Aby dobrze zrozumieć podstawy systemu kredytowego musimy wiedzieć, że bank pożycza nam pieniądze, których nie ma, czyli pożycza nam nasze pieniądze, które zarobimy w przyszłości, kreowane dla nas w momencie zaciągania kredytu, a od których będziemy spłacać jak najbardziej istniejące w systemie odsetki. Bank, udzielając nam kredytu, bada naszą zdolność kredytową, czyli sprawdza, ile pieniędzy zarobimy w czasie, na jaki udzielany jest nam kredyt. Kiedy zaś kredyt spłacimy, to kapitałowa część raty zostaje przez system umorzona, a odsetkowa pozostaje w nim jako zarobek banku.

Możliwość kreowania pieniędzy z powietrza daje bankierom nieograniczoną władzę. Mogą przekupić kogo trzeba po koszcie zero. Obecnie państwa i rządy oddały przywilej tworzenia pieniędzy prywatnym korporacjom czyli bankom. Dziś politycy są wykonawcami poleceń finansujących ich bankierów.

Politycy dążą do dwóch rzeczy. Do utrzymania się przy władzy i poszerzenia jej kosztem naszej wolności. Gotówka daje nam wolność i anonimowość naszych transakcji i możliwość trzymania naszych pieniędzy poza systemem bankowym. Możemy gotówkę schować sobie w domu lub zakopać ją w ogródku. Możemy kupić od sąsiada rolnika warzywa czy owoce bez pośrednictwa banku i wiedzy państwowego aparatu karno skarbowego. Gotówka daje nam możliwość dorobienia sobie do pensji czy głodowej emerytury czy renty. A my tymczasem chcemy oddać te możliwości dla wygody i dla fałszywie rozumianego postępu i nowoczesności. Bo łatwiej jest płacić kartą, blikiem czy smartfonem lub smartwatchem.

Kiedy płacimy pieniądzem elektronicznym, to nie widzimy jak pieniądze uciekają nam z pularesu i wydajemy ich więcej, często więcej niż ich mamy. Dlaczego gotówka tak bardzo przeszkadza bankierom i pozostającym na ich usługach politykom? Rewolucje i przewroty nie byłyby możliwe gdyby nie finansowanie ich gotówką. Niech za przykład posłużą kanadyjskie konwoje wolności. Uczestnikom tych protestów zablokowano konta. Jeśli mieli gotówkę, mogli kupić potrzebne im rzeczy, na przykład żywność. Ale co będzie w świecie bezgotówkowym? Będziemy mieli pełną kontrolę rządzących nad społeczeństwem oraz łatwość niszczenia każdego obywatela w razie buntu, pod byle pretekstem. Jesteś przeciw władzy 1% finansowych elit, nie kupisz nawet chleba.

Bankierzy którzy w systemie rezerwy cząstkowej nie mają „Twoich” pieniędzy obawiają się tzw. runu na bank, czyli sytuacji, w której na przykład wskutek pogłoski o upadłości banku, klienci masowo zgłoszą się do okienek po gotówkę. Czy wiesz, że pieniądze które masz na koncie w banku nie są Twoje, tylko należą do banku? Zapis stanu Twojego konta to zapis ile bank jest Ci winien.

Jeśli DAMY SOBIE ZABRAĆ GOTÓWKĘ nie będziemy mieli żadnych własnych pieniędzy. Będziemy w 100% zależni od polityków, bankierów i urzędników. Czy chcesz, aby Urząd Skarbowy i inni funkcjonariusze państwowi wiedzieli o każdym Twoim zakupie? Od 1 lipca 2022 roku mogą oni przeglądać Twoje konto. To oznacza koniec tajemnicy bankowej.

I My się na to wszystko zgadzamy. Jesteśmy tak ogłupieni medialną propagandą, iż nie dostrzegamy oczywistych minusów systemu bezgotówkowego. Jeśli damy sobie zabrać gotówkę, to będzie równoznaczne z oddaniem naszego życia w ręce rządzących, z jednoczesnym brakiem opcji wyjścia z ich systemu bankowego. Oznacza to 100% ściągalność podatków i brak szarej strefy. Jeśli obciążenia fiskalne są tak duże, iż przedsiębiorcom nie opłaca się prowadzić biznesu, to mają dwa wyjścia: zamknąć biznes i przejść na garnuszek państwa czyli zasiłek dla bezrobotnych, lub działać w szarej strefie. Czy szara strefa nie płaci podatków? Absolutnie nie. Płaci, tylko nie wszystkie. Wyobraźmy sobie producenta drewnianych mebli ogrodowych. Kupuje drewno na lewo i wykonuje potrzebne elementy do produkcji na tartaku po godzinach. Kupuje też lakierobejcę, pędzle, wkręty, elektronarzędzia, za które płaci VAT i inne podatki ukryte w cenie tych towarów. Gdyby podatki były niższe, powiedzmy 10% od dochodu, to na pewno wolałby je zapłacić i mieć spokój.

Ale obecny system bankokracji, aby w pełni Nas kontrolować, potrzebuje całkowitej eliminacji gotówki. Nie sprzedamy wtedy nic poza systemem. Za to urzędnicy będą mogli zniszczyć dowolną firmę bez jakichkolwiek dowodów jej winy, blokując jej konto. Czy pamiętacie sprawę Romana Kluski, szefa firmy Optimus i twórcy portalu onet? Im bardziej skomplikowany system podatkowy, tym dla władzy lepiej. Można mieć haka na każdego. Stąd te ciągłe zmiany przepisów.

Teraz wyobraźcie sobie, iż bank w którym macie pieniądze upada, albo wskutek ataku hakerskiego tracicie swoje środki płatnicze, lub z powodu braku prądu lub awarii systemu informatycznego banku lub operatora karty płatniczej nie możecie dokonać płatności. Co wtedy w świecie bezgotówkowym robicie? Pamiętam powódź z 1998 roku kiedy na wsi nie było przez dłuższy czas prądu. Droga była nieprzejezdna. W sklepie spożywczym mrożonki ulegały zepsuciu, ale oficjalnie nie można było prowadzić sprzedaży, bo nie działała kasa fiskalna.

W świecie bezgotówkowym możliwe jest dodatkowe opodatkowanie kont i tym samym wszystkich waszych oszczędności i to bez waszej wiedzy czy zgody. Nie tylko poprzez realnie ujemne stopy procentowe ale również poprzez np. 10% podatek od środków płatniczych w celu ratowania budżetu państwa czy banków, jak to miało miejsce na Cyprze. W Polsce podobne postulaty zgłaszał już Jacek Rostowski, wnuk Jakuba Rothfelda Rostowskiego, minister finansów w latach 2007-2013.

Obecna władza robi wszystko, aby nam zabrać gotówkę. Wprowadzane są coraz niższe limity transakcji gotówkowych między przedsiębiorcami. W wielu autobusach czy tramwajach kupimy bilet płacąc tylko kartą. To samo na autostradzie A4 Kraków-Katowice. W marketach kasy samoobsługowe przyjmują płatność tylko kartą. Jak chcesz płacić gotówką, to stój w długiej kolejce do dwóch otwartych kas. Fundacja Polska bezgotówkowa rozdaje terminale płatnicze chętnym firmom. Mamy coraz mniej bankomatów a niektóre placówki bankowe nie prowadzą już obsługi gotówkowej. Oznacza to, że nie wypłacisz ani nie wpłacisz w nich gotówki.

Niedługo dojdzie do tego, iż przeciwnicy usunięcia gotówki będą w korporacyjnych mediach przedstawiani jako potencjalni przestępcy. Pamiętacie jak najgroźniejszy wirus globalnego świata był na gotówce, ale nie było go na klawiaturach terminali płatniczych?

Obecnie trwają prace nad CBDC całkowicie cyfrową walutą emitowaną przez banki centralne. Waluta ta będzie miała termin ważności, jak i będzie programowalna. Oznacza to, że jeśli jej nie wydamy np. do końca miesiąca to zostanie ona z naszego konta wykasowana. Kiedy dostaniemy np. cyfrowe 500+, to będziemy je mogli wydać jedynie na artykuły dla dzieci. Dodatkowo będzie ona połączona z naszym cyfrowym ID. To będzie system totalnej kontroli finansowej elity nad społeczeństwem.

Jak wycofają nam gotówkę? Mogą to zrobić poprzez hiperinflację, jak ma to miejsce obecnie w Wenezueli. Ceny towarów tak wzrosną, że nie będzie tyle wydrukowanej gotówki aby nią zapłacić. Do nowego systemu mamy dojść poprzez Wielki Reset, oficjalne hasło Światowego Forum Ekonomicznego Klausa Schwaba. Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy. Wielki kryzys, wojna, bankructwa banków komercyjnych i państw mogą być drogą do systemu cyfrowej dyktatury.

Wraz z wycofaniem gotówki zniknie wiele zawodów i miejsc pracy. Niepotrzebni będą kasjerzy w urzędach, firmach, sklepach czy bankach. Znikną firmy konwojujące gotówkę. Wraz z rozwojem sztucznej inteligencji i automatyzacją produkcji kolejni ludzie stracą pracę. Stąd plany wypłaty dochodu gwarantowanego, aby zbędni globalistom ludzie nie buntowali się, i plany depopulacji.

Pamiętajmy, że prawdziwe pieniądze to złote i srebrne monety. Obecny pieniądz fiducjarny sam w sobie nie ma żadnej wartości. Nie jest zabezpieczony żadnym materialnym aktywem. Istnieje jednak nakaz przyjęcia zapłaty w prawnym środku płatniczym, którym jest wyłącznie gotówka. Płaćmy wszędzie gdzie się tylko da, tylko i wyłącznie gotówką. Handlujmy między sobą w walutach lokalnych i społecznościowych i w anonimowych krypto-walutach. Korzystajmy z portali do pożyczek społecznościowych. Nie zaciągajmy kredytów u lichwiarzy, banksterów. System korporacyjny kontroluje nas bo my posługujemy się jego pieniędzmi. Nie dajmy sobie wprowadzić cyfrowej dyktatury.

                                                                                                                 Marcin Flach #WGO

Konferencja “Co dalej z Polską kulturą?” Opole 10.12.2022r.

Kolejny rejon Naszego Kraju został w minioną niedzielę wyróżniony przez Ogólnopolską Organizację Watahy Głosu Obywatelskiego. Tym razem to mieszkańcy Opola i województwa opolskiego mogli skorzystać z oferty o charakterze edukacyjnym i posłuchać kilku wystąpień, których tematem przewodnim była kultura.

Opole to miasto, które Polakom może najczęściej kojarzyć się z muzyką, to też właśnie w Szkole Muzycznej konferencję tą zaplanowano. Miejsce tego wydarzenia to również efekt współpracy z Marzeną i Jackiem Mielcarek, którzy związali swoje życie z muzyką i pracują w Radiu Opole. W tym miejscu należy wymienić uczestników relacjonowanej konferencji i jednocześnie jej współorganizatorów.

Jacek Mielcarek, dziennikarz muzyczny, muzyk jazzowy, kompozytorem autorem tekstów.

Marzena Mielcarek, animator kultury, autorka słuchowisk radiowych dla dzieci i dorosłych, etnomuzykolog, producent muzyczny.

Dr Jan Przybył, naukowca, dydaktyk, kanał na argumenty, teolog, historyk kultury, badacz i znawca literatury polskiej, tłumacz, pilot wycieczek i autor książek o dziedzictwie kultury Kresów.

Marcin Janowski, publicysta, komentator społeczny, kanał na argumenty.

Katarzyna Bnin-Bnińska, enolog, działalność społeczną.

Zbigniew Modrzejewski, filozof, publicysta, komentator społeczny.

Wsparcia konferencji udzielił również reprezentujący medialne przedsięwzięcia takie jak wRealu24 i BanBye.pl Piotr Szlachtowicz, dziennikarz z wykształcenia, między innymi muzyczny, mający chociażby doświadczenie zdobywane w rozgłośniach radiowych w Olsztynie.

Prowadzącym był niezastąpiony Andrzej Poneta, który także uzupęłnił swoim wystąpieniem tą, jak to Andrzej ma w zwyczaju podkreślać, ucztę intelektualną.

Andrzej Poneta to inicjator projektu o nazwie Watahy Głosu Obywatelskiego jak również założyciel i prowadzący audycje na kanale Głos Obywatelski, przedsiębiorczy sportowiec z doświadczeniem filmowym.

Na spotkanie z Opolanami zapraszał inteligentnie dobrany tytuł ‘Co dalej z Polską kulturą?’

Jak na pewno dobrze wiedzą czytający ten artykuł, kierunek w działaniach WGO jest głównie motywowany tradycyjnymi wartościami patriotycznymi, a więc troską o Państwo Polskie i Naród. A aby Naród mógł się wyłonić, nasze i Państwa dzieci objęte być muszą należytą opieką i odpowiedzialnym wskazywaniem im wartości jakimi są od wieków prawka, dobro, piękno i mądrości z nich płynące. A mądrość taka zawierać się powinna w świecie kultury ludzkiej, która jest tą cechą charakterystyczną i wyznacznikiem człowieczeństwa. Dr Jan Przybył przedstawił niebanalną syntezę przyczyn niedoborów w edukacji kulturalnej w coraz bardziej upadającym na duchu i kurczącym się w swej świadomości narodowej, społeczeństwie. Podkreślił wyraźnie takie problemy jak brak wzorców, brak wyższych dążeń w rozwoju osobowościowym, indywidualnego człowieka, jak i całych grup reprezentujących wspólnoty o różnej skali. A tyłułem przewodnim dla słów dr. Przybyła było “Jeśli Polak chce to potrafi”.

Doskonałym uzupełnieniem tego wystąpienia było drugie w kolejności wystąpienie jakie przypadło Katarzynie Bnin-Bnińskiej, która wydawać się mogło, chciała skierować swoje słowa do młodszej grupy słuchaczy, którzy będą zapoznawać się z materiałem już w mediach społecznościowych. Pani Katarzyna, której przemówienie miało tytuł “Krytyka ideologii upadku”, w jaskrawych przykładach zwracała uwagę na to co wartościowe, lub bez wartości, na to co wzbogaca swymi walorami kultury a co w zamian jest propagowane. To wystąpienie nie obyło się również od wskazania odpowiedzialnych za taki stan rzeczy, choć jak sama Pani Kasia powiedziała, jej przekaz miał charakter “…luźnego przepływu myśli “, czyli improwizacji, która jest istotna także w muzyce. Już w dwóch pierwszych wystąpieniach obecni na sali mogli wyciągnąć przewodnie wnioski takie jak zastępowalność znaczenia pojęć i wzorców jakie je reprezentują, nowymi ideologicznie nacechowanymi zamiennikami.

Po tzw. przerwie kawowej zabrał głos Marcin Janowski opowiadając o “Umysłowej truciźnie”. Pan Marcin w swym mocnym wystąpieniu zawarł całą diagnozę wraz ze wskazaniem na metodę uzdrowienia, po przez podłoże, narzędzia i konsekwencje jakie składają się na problematykę o jakiej była tego dnia mowa. Czwartym prelegentem był Zbigniew Modrzejewski zapowiedziany przez Pana Andrzeja jako Stary Basior, który dostojnym tonem zilustrował w bogatych przykładach źródła historyczne i rozwój idei które występować powinny w wysokiej kulturze jako budulec cywilizacji ludzkiej. A wszystko to “O degeneracji kultury”, której najnowsze druzgocące konsekwencje Zbigniew Modrzejewski również przypomniał.

W tym czasie po upływie drugiej godziny, nie licząc pierwszej przerwy, obecni na konferencji mogli napić się raz jeszcze kawy a nawet poczuć się jak w cukierni, gdyż wydarzenia edukacyjne, za które odpowiadają Watahy Głosu Obywatelskiego są zawsze dopracowane przez zsumowane siły Watahowiczów z danego regionu, miasta, a nawet przyjeżdżających z całego kraju. Dlatego kilka rodzajów ciast i ciasteczek, robionych przede wszystkim prywatnie, cieszyły podniebienia wszystkich którzy tą sobotę postanowili spędzić na kulturalnym zapoznaniu się z mądrym przekazem. “Medialna kultura” była tym o czym opowiedział Piotr Szlachtowicz, sięgający po własne doświadczenia zawodowe, dzielił się spostrzeżeniami jako uczestnik pierwszej linii frontu w wojnie informacyjnej, której jednym z elementów jest obniżanie poziomu we wszystkich dziedzinach kultury, a więc w tzw popkulturze w szczególności.

Następnie przyszła kolej na zabarwione sympatycznym humorem wspólne wystąpienie Państwa Mielcarków, w którym usłyszeliśmy o złej kondycji obecnej oferty kulturalnej jaką ma publiczny nadawca medialny idący za złym wzorcem prywatnych producentów. “Czy sztuka powinna ulegać presji ideologicznej ?”. Marzena Mielcarek apelowała o wzięcie odpowiedzialności i poszukanie dróg do niezależnego kierowania właściwej, bogatej od wartości kulturowych oferty dla społeczeństwa. Mąż Pani Marzeny Jacek Mielcarek z charakterystycznym dla siebie dystansem sprowadzał tą dyskusję na przyziemny grunt, uroczo przy tym wymieniając się z żoną mikrofonem, dzięki czemu to wystąpienie otrzymało jako jedyne kilkukrotnie brawa.

Wszystko to co zostało powiedziane, jako ostatni podsumował wręcz Andrzej Poneta, z którego ust kilka razy usłyszeć można było o odpowiedzialności. Ten fragment konferencji to “Niepodległości kulturowa”. Andrzej Poneta zaakcentował bardzo wyraźnie kontekst tej niepodległości, który dotyczy Naszego Kraju, zaznaczając zasięg jaki mają nasze działania wykonywane przez świadomych przedstawicieli Narodu, mieszkańców i obywateli Polski, rodziców. Spotkanie to jak wszystkie tego rodzaju posiadało walor interakcji z wszystkimi którzy chcieli skorzystać z tego wydarzenia i mogli po przez zadawanie pytań czynnie wziąć udział w dyskusji. A dyskusja to także część kultury, choć może politycznej, a tego w obecnych czasach brakuje najbardziej.
Wszystkie te wypowiedzi zostały profesjonalnie zarejestrowane i są zarchiwizowane na kilku kanałach You Tubu i innych portalach społecznościowych, pod nazwami Głos Obywatelski, Watahy Głosu Obywatelskiego, Na Argumenty, wRealu24. Zapraszamy do zapoznania się z tymi ofertami medialnymi i uczestnictwa na przyszłych spotkaniach i konferencjach, bo jedynie bezpośrednia obecność pozwala przekonać się o autentyczności organizatorów i wzmocnić wspólnie wiarę w skuteczność podejmowania tych cennych edukacyjnych działań.

Michał Krasiński #WGO

                    Jak bardzo?

Z całą pewnością nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że każdy z nas ma swój mały świat, w którym żyje. I nie mam tu na myśli materialnego wymiaru lecz ten duchowy, który objawia
się najbardziej w tym co codziennie robimy. To ciągły wewnętrzny dialog z samym sobą, te bitwy myśli, zderzanie się różnych racji i poglądów, tych które mamy w sobie z tymi które
docierają z zewnątrz. Jasnym jest, że te które uważamy za nasze kształtują się także z tego co przyjmiemy od innych.
Jak bardzo możemy, chcemy czy mamy świadomość, że powinniśmy otworzyć się na ten
zewnętrzny wpływ? Czy to, że się zamykamy wynika bardziej, ze strachu, czy może z niewiedzy,
z wygody, z lenistwa. Właśnie tu i teraz jesteśmy świadkami takiego procesu. Widzimy jak
ludzie wydawałoby się wykształceni, świadomi, uważający siebie za mądrych, tak bardzo boją się utraty poczucia komfortu, że całkowicie wyłączyli zdolność logicznego myślenia. Byli i są gotowi zaryzykować nawet własne zdrowie i życie. Nie wiedzą, że ktoś wygrał a oni przegrali.
Gorzej, że oni nie chcą się dowiedzieć.

I my, myślący inaczej, wierzący we własne przekonanie o słuszności wybranej drogi i oni
mający to samo przekonanie, żyjemy w tych naszych małych światach. Na ile mamy szansę się spotkać inaczej niż tylko fizycznie, mijając się na ulicy, w sklepie, w pracy czy w domu? Na ile może dojść do wymiany myśli, poglądów i idei,zależy w szczególności od tej zdolności otwarcia i wyjścia na zewnątrz z naszego małego świata. Jak bardzo jest to możliwe?

Jak bardzo nam zależy aby samemu wyjść i jak bardzo nam zależy aby stało się to udziałem
tych o których my myślimy, że już nie warto, że szkoda czasu. Najgorsze jest to, że oni też mają takie przekonanie. A przecież żyjemy w jednym kraju, regionie, wspólnocie, rodzinie. Czy nie
jest tak, że ktoś osiągnął swój cel, patrzy gdzieś z wysoka i śmieje nam się w twarz?
I nawet będąc wśród ludzi sobie bliskich w poglądach, we wspólnocie działania, przeżywania kultury i zwykłych rozmów, nie wychodzimy przecież z tego własnego świata. Cały czas prowadzimy ze sobą samym rozmowę, niechętnie nawet ją przerywając po to aby wysłuchać kogoś z mównicy, z krzesła obok czy z drugiej strony stołu przy obiedzie. Tak już jest.
Jak bardzo jesteśmy w stanie zagłuszyć samych siebie aby dotarły do nas myśli kogoś innego?

Jak bardzo jesteśmy skłonni zrezygnować z dialogu z samym sobą na rzecz rozmowy z tym
drugim? Z naszym partnerem, kolegą, towarzyszem w działaniu, mężem, żoną, dzieckiem. Czyż
nie od tego właśnie kompromisu zależy nasz rozwój, rozwój organizacji w której działamy,
nasze osobiste powodzenie i sukces grupowy?

Za każdym razem kiedy biorę udział w przedsięwzięciach polegających na wymianie myśli, przekazywaniu wiedzy, w naszych konferencjach, które organizujemy w całym kraju, obserwuję przede wszystkim samego siebie. Na ile potrafię wyłączyć ten ciągły potok wewnętrznych myśli aby dać możliwość dotarcia tym z zewnątrz, od ludzi o których wiem, że chcą mi przekazać coś
ważnego. Czego potrzebuję aby to się stało? W moim przekonaniu przede wszystkim zaufania.

Jak bardzo jestem gotów zaufać? Na ile jestem w stanie zrezygnować z tego co jest moim
największym wrogiem i jednocześnie przyjacielem czyli własnym ego?

Jakże cenne są nasze rozmowy w trakcie i po konferencjach. To wtedy dowiadujemy się jak
silne jest nasze ego i czy to co uznaliśmy za wartość, dla której się angażujemy wciąż jest
silniejsze niż ono. Jak bardzo jestem przekonany do tego co robię, co chcę robić, sam czy
w grupie? Jak bardzo wierzę, że ten mój mały świat mogę otworzyć na inne małe światy
ludzi których cenię i z którymi chcę przebywać.
Jak bardzo?
Eugeniusz Nowak #WGO

Jeszcze nieśmiało

Od czterech dni mamy ten miesiąc, magiczny, jeszcze nieśmiały grudzień. I nawet jeśli się zdarza, że zabraknie białego, skrzącego się w świetle księżyca puchu, to i tak magii mu to nie odbiera.

Nie wiem czy też tak macie ale we mnie nastrój związany z Bożym Narodzeniem wzbiera jak górski potok po ulewie. Gdzieś w uszach pomiędzy zwykłymi dźwiękami dnia codziennego pobrzmiewają urywki melodii, które stały mi się bliskie. Bo kogoś poznałem i dzieliłem się słuchawkami a droga pokonywana przez autobus jakoś tak szybciej mijała. Za szybko.

„Już w oknach wiejskich chałup twarze dzieci, które czekają Gwiazdy tej”.

Czasem ktoś się pośpieszy i już tam w ogrodzie albo na płocie albo też na całym domu, palą

się kolorowe lampki. Swoją drogą to dziwne, że te same światełka w innym czasie zupełnie inaczej nastrajają. W grudniu, kiedy mijający czas zbliża nas wszystkich do tego wieczoru

kiedy: „gwiazda głosi wszem nowinę, że czas do stołu razem siąść”,

blask, kolory zmieniające się na życzenie i ta wspaniała poświata, wszystko jest jakieś inne, piękniejsze.

„Jakże dzisiaj miło w krąg. Wszyscy wszystkim uśmiech ślą”.

Idąc ulicą czy jadąc dokądś zauważamy, że jakoś milej, jaśniej, przyjemniej się zrobiło za sprawą grudnia. Jeszcze tylko Barbórka, jeszcze tylko Imieniny Mikołaja i już wtedy wcale nie nieśmiało, a na całego się zacznie.

„Całą noc padał śnieg, cichy, cichy, cichuteńki. Przyszedł świt a tu świat, cały biały bielusieńki”.

I nie wstydzę się, że wielu kolęd i pastorałek nie umiem zaśpiewać bez ścisku w gardle i bez kręcącej się w oku łzy. Swego czasu nie umiałem też przeżyć tych dni bez „Wigilii Polskich” wystawianych w Teatrze Wielkim w Poznaniu przez nieodżałowaną Barbarę Wachowicz. Jakież to było wspaniałe kiedy niektóre kolędy widownia śpiewała razem z wykonawcami na stojąco. Poza tymi chwilami, zanurzony w fotelu, zapominając o tym co na zewnątrz, towarzyszyłem bohaterom naszej polskiej historii walki o niepodległość, o wolność, o prawo do bycia Polakami. Potrzebowałem tego i wciąż potrzebuję i nie chcę aby to się skończyło.

„A nadzieja znów wstąpi w nas. Nieobecnych pojawią się cienie. Uwierzymy kolejny raz,

w jeszcze jedno Boże Narodzenie”.

Robiąc zakupy spojrzałem w oczy miłej pani która podawała mi coś z półki. Pomyślałem, czy tak samo, jak zwykle? Nie, jakoś inaczej. Jakbym chciał dostrzec nadzieję, że jest między nami wspólnota myśli. Czasem jest a czasem jej nie ma.

Wszyscy marzymy o śniegu, dzwoneczkach, saniach. To nieodłączne dla tego czasu atrybuty przeżywania. No i czasami sypie całą przed wigilijną noc i cały dzień. Tak spokojnie, pięknie przykrywając zagrody, drzewa, drogi a u mnie w ogrodzie psa, który dopiero wtedy się ruszy kiedy śnieg się pod nim wytopi. I patrzysz na ten ogród z rozrzewnieniem i słychać:

„W ciemną noc padał śnieg na Betlejem. W ciemną noc biały śnieg. Nikt nie znajdzie Małego w takiej śnieżnej zawiei. Na Stajence kołderką leży śnieg”.

Każdy ma jakiś powód aby w ten czas wpaść w zadumę, o kimś lub o czymś pomyśleć, o utraconym lub spodziewanym. Nasze myśli najczęściej są blisko, wokół rodziny i domowego ciepła. Czasem biegną dalej do wspólnoty narodowej, historii, tożsamości. Jesteśmy sentymentalni? Jasne że tak. Czyż dałoby się żyć bez tego? Ja bez tego nie umiem.

„Znowu minął rok, znowu pada śnieg, jak przed rokiem wkoło nastrój Świąt. Tylko Ciebie mi brak, bez Ciebie pusty jest dom.”

Jeszcze nieśmiało wkracza do naszych domów ten czas, kiedy na moment stajemy się łagodniejsi dla siebie i innych, kiedy bardziej się staramy, kiedy do naszego ogniska dokładamy więcej drewna. I bije od nas blask, i łatwiej jest żyć, kochać i wybaczać.

„Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, żeby zająć wśród nas, puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas i zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.”

Eugeniusz Nowak #WGO

To jak, będzie komu czy nie?

“Czy pamiętasz, Panie Boże,
nad Wołyniem łunę krwawą
i ten krzyk z płonącej chaty,
mordowanych przez sąsiadów?”

Serce krwawi i siły opadają gdy patrzę na moich rówieśników i starszyznę, którym się nie chce, nadzwyczajnie w życiu się nie chce, choćby pomyśleć, powiedzieć słowo, mieć zdanie, zaprotestować, zawalczyć o pomordowanych przed laty. To wcale nie było tak dawno temu. Nasze mamy, babcie i prababcie spokojnie te czasy pamiętają. Ja zaś pamiętam jak w domu jako małe dziecko słyszałam rozmowy moich rodziców o tym jak mordowano Polaków i jak za mówienie o tym groziło więzienie, wykluczenie, ubóstwo, a nawet śmierć.

Kozielsk, Katyń, Wołyń. Trzy słowa obok, których ciężko przejść obojętnie, a jednak większość to robi. Zobaczcie Państwo ile lat trzeba było czekać, aby móc zacząć cokolwiek mówić o Katyniu. Można odnieść wrażenie, że wszyscy się już z tym tematem pogodzili i oswoili. Czy można jednak mówić o jakimkolwiek zadośćuczynieniu? Czy można ten temat zostawić? Czy społeczeństwo Polskie na pewno zdaje sobie sprawę z tego co tam się wydarzyło? Jak to wyglądało?

Mój dziadek jako bardzo młody oficer Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego był jedną z tych osób, które zostały wywiezione do obozu w Kozielsku, a następnie wytypowane do zagłady śmierci w Katyniu. Miał szczęście w nieszczęściu, dlaczego? Udało mu się uciec z tego tragicznego transportu. Kiedy jednak wrócił do domu, nikt w drzwiach go nie rozpoznał, był tak zdeformowany na ciele i wycieńczony. Nie chodziło tu tylko o kolosalny wysiłek fizyczny, tortury, prześladowanie i sam powrót z kaźni. Przede wszystkim było to zniszczenie psychiczne po tym czego doświadczył i co widział. W żadnym wypadku nie powstrzymało go to jednak przed dalszą działalnością konspiracyjną, do czasu aż zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Szukali go wszyscy. Niemcy, Rosjanie, Brytyjczycy, NKWD. Wszyscy chcieli informacji i list osób, które były mordowane i prześladowane. Szukali go po wojnie, przez kilkanaście lat, prześladując rodzinę, w końcu wydając na nią polityczny wyrok. Takich historii jak ta były setki tysiący. Takich co nie przeżyli również.

Żyjemy w bardzo specyficznych czasach. Martwimy się o ciepło psa w ogródku, o zwierzęta po drugiej stronie półkuli ziemskiej, o to czy sklepy powinny być otwarte w niedzielę czy nie, o to czy jechać na zakupy do Lidla czy Biedronki, czy oglądać TVP czy TVN, a nie boimy się o samych siebie. Żyjemy jakby nic sie nie działo, i nic się nie wydarzyło. Zdziwieni tym o czym mowię? Jak to o nas samych? Dlaczego mamy się bać o siebie samych?

Pomyślcie.

Czy jeśli cofnęlibyśmy się o 100 lat wstecz, niecałe 100 lat, myślicie, że ludzie się bardziej interesowali tym co się dzieje wokół nich? Czy wierzyli, że ktoś może przyjść i strzelać do ludzi jak do kaczek? Tak, w to mogli akurat wierzyć pamietając wydarzenia I wojny światowej, ale czy wierzyli, że ktoś może eksperymentować na ich ciałach? Gwałcić? Masowo gwałcić? Niszczyć rzeczy, palić domy, wsie całe? Mordować dzieci? Skalpować głowy? Palić żywcem ludzi? Zaszywać zamrodowane dzieci w brzuchach kobiet? Brutalnie bić? Wyżynać? Okradać? Głodzić? Grozić? Wykorzystywać? I, że to wszystko i wiele więcej, robili ludzie żyjący obok? Uwierzcie mi, większość w ogóle nie dopuszczała takich myśli do siebie, tak jak nie robi tego teraz. To jest czysta psychologia społeczna. Człowiek, jak to mówił Arystoteles, jest zwierzęciem społecznym, a więc ma predyspozyjce do życia w grupie, w ktorej isototą jest wywieranie wpływu jeden na drugiego. Sam nie przetrwa, dlatego ma naturalną skłonność do zaufania. Nawet jak nie ufa, to i tak podświadomie pragnie ufać. Czy jednak możemy być po tylu ciosach aż tak nawini, i jak dziecko, jak ofiara wierzyć w to, że więcej już się coś niepowtórzy?

“Chyba byłeś w tamtej porze
gdzieś po innej stronie świata,
bo byś pewnie się zasmucił i przystanął i zapłakał…”

No właśnie.
No właśnie.

Czy my żyjemy w dwóch równoległych światach? Czy liczba zamordowanych prawie 200 tysięcy Wołyniaków/Polaków to jest nic? Sposób w jaki zostali zamordowani i zniszczeni to jest nic? A ofiary? Kiedy przyjdzie odpowiedni czas na to aby upamietnić wszystkie ofiary? Kiedy usłyszymy spektakularne PRZEPRASZAM? Czy w ogóle usłyszymy? Czy mamy prawo odpuścić ten temat?

Nie wiem czy Państwo zauważyli ale zginęły ostatnio dwie osoby? I co? I cisza. Czy gdy następnym razem bomba spadnie na przedszkole Waszego dziecka też będzie cisza? Bo nie wypada stać przy sobie i bronić swoich granic? Nie wolno nam myśleć dalej o sobie, tak jak kilkadziesiąt lat temu. Dalej mamy siedzieć cicho. A gdyby tak Polska rakieta uderzyła w cywila Ukrainy, Izraela, Niemiec? Wyobrażacie sobie tę grę emocjami, zależności, uprzejmości?

Jak mamy reagować “gdy dla dobra sprawy” czytaj wojny na Ukraine, mamy zapomnieć i nie odzywać się w temacie choćby Wołyńskim?

Jak mamy reagować gdy przez kilkadziesiąt lat nie ma pieniędzy dla Kresowian, naszych wysiedlonych, przesiedlonych, wywiezionych Rodaków? A tu nagle są, i to nie małe, i nie ma ich końca, jest dla obych, nie ma dla swoich.

Jak mamy reagować gdy nikt nie walczy o naszą pamięć, i uwaga nikt nie pilnuje żeby to się nie powtórzyło?

Bo uwaga!

Jaką mamy gwarancję, że te geny w niektórych z naszych sąsiadów znowu się nie obudzą?

Czy można lekceważyć liczby?

Na dzień 23 listopada 2022 roku zgodnie z raportem Straży Granicznej od 24 lutego 2022 roku naszą granicę przekroczyło 7.9 mln Ukraińców. Dziennie w jedną i drugą stronę krąży po około 20 tys. osób. Tu nie mówimy już o małej garstce ludzi, u których pradwopodobieństwo podobnego zachowania jest znikome. Tu mówimy o kilku milionach ludzi. Tak, brzmi to strasznie i dla wielu zapewne niedorzecznie, że coś takiego mogłoby się powtórzyć. Ale tak samo pokolenia urodzone pod koniec komuny i na początku postkomuny, wychowane zostały w przeświadczeniu, że żadna wojna nie jest możliwa, że mamy zbawców świata, którzy z napisem na czole “Demokracja Liberalna jest z nami” będą strzec praw i wolności nowego globalnego społeczeństwa, tak oni też wierzyli, że żadnej wojny już nie będzie. Zginęły dwie osoby. Jutro może to być Twoja Matka, Twoje dziecko, to możesz być Ty.

“Czy słyszałeś modłę, Panie,
oczy ojca czy pamiętasz,
gdy hańbili córkę jego
Banderowcy jak zwierzęta?
On na drzwiach ukrzyżowany
błagał „Zmiłuj się nad nami!”
Zlitowali się oprawcy,
skłuli oczy bagnetami…”

O czym świadczy obecna sytuacja w naszym kraju? O tym, że się obrażamy? Że jesteśmy niemiłosierni? Że nie zaciskamy zębów gdy trzeba pomóc? Nie. Jak mało, który kraj zawsze rzucamy wszystko i biegniemy na pomoc każdemu kto tej pomocy potrzebuje. Tak, zdecydowanie jako społeczeństwie mamy nieprzepracowaną kwestię odpowiedzialności za własne szczęście.

Obecna sytuacja mówi o tym, że wciąż nie stoimy jako Państwo-Naród stabilnie na dwóch nogach, że wciąż dajemy się zwodzić i liczymy, że inni zachowaliby się jak tak samo. Mało tego, że inni zachowają się tak jak my. Mówi o tym, że nie pilnujemy własnego interesu, nie stawiamy na siebie, i nie próbujemy rosnąć w siłę, tak jakby nam wciąż nie było wolno. Na co mamy czekać? Aż ktoś nam pozwoli? Koń by się uśmiał. Polityka to nie zabawa, a życie to jest właśnie polityka, czy to się komuś podoba czy nie.

“Czy widziałeś, Ojcze Święty,
patrząc z góry przez firmament,
dzieci śliczne jak aniołki,
na sztachety powbijane?”

Ile jeszcze razy historia ma się powtórzyć?

Ludzie zapomnieli czym były zabory, czym była wojna, zatracają siebie. Tożsamość indywidualna jest jedną z najważniejszych składowych człowieka. Jesteśmy jednak gatunkiem, który przetrwać może jedynie w grupie, stąd tożsamość grupowa jest drugim element, który nas definiuje i buduje. Jeśli nie obchodzą Cię inni, to pomyśl o sobie, pomyśl o sobie jako elemencie składowym przetrwania społeczeństwa. Jeśli nie ochodzi Cię Twoje życie i Twoja przyszłość to zgłoś się do najbliższego lekarza, psychologa, terapuety i nie wypowiadaj się za innych.

“Kto je teraz poprowadzi
na spotkanie z Tobą Boże?
One przecież takie małe,
zbłądzą same w tych przestworzach…
Czy spamiętasz, Panie Świata,
męczenników, tych z Wołynia,
umierali z myślą o Tej,
która nigdy nie zaginie.
Polska o nich zapomniała,
rozpłynęła się w oddali,
czasem drżąca ręka starca
świeczkę jeszcze tu zapali.
Porastają chwastem zgliszcza,
groby toną w bujnej trawie,
jutro już nie będzie komu
świeczki za Nich tu postawić.”

To jak, będzie komu czy nie?

Ciąg dalszy nastąpi…
W cudzysłowie zawarte zostały fragmenty piosenki “Wołyń 43” Lecha Makowieckiego.

Andrea “WGO”

W starym dworku

Przyszedłem na świat gdzieś tam głęboko w czasach Gomułki, w małej miejscowości pod Poznaniem. Moi rodzice mieszkali w starym dworku, którym „zaopiekowała” się rolnicza spółdzielnia, taka miękka wersja
PGR-u. Mieszkali tam, ponieważ mój ojciec w poszukiwaniu pracy właśnie w tym miejscu ją znalazł. I tu, w pięknej zimowej scenerii otaczającego dworek parku, w wigilijny czas, zaraz potem jak przygotowana wcześniej przez moją mamę wieczerza dobiegła końca, a moje rodzeństwo zanurkowało pod choinkę
w poszukiwaniu prezentów, postanowiłem zawitać na tym najlepszym ze światów.
Kiedy już świadomie zacząłem przemierzać ścieżki tego najlepszego, dotarło do mnie, że ten dworek ma swoją historię. Okazało się, że bywał w nim Adam Mickiewicz. On też urodził się w Wigilię. Przyjeżdżał
tutaj w odwiedziny z pobliskiego Objezierza. To nie ten moment by akurat tę historię opisywać. Wspominam o tym tylko po to abyśmy sobie uświadomili, że każde miejsce i każdy czas ma swoją historię, że przed nami
żyli ludzie którzy przeżywali tu swoje urodziny, zabawy, miłości, smutki i zwykłe codzienne, niezauważalne za młodu i coraz bardziej widoczne później, przemijanie.
Idziemy zwykle się nie zatrzymując i nie zastanawiając, z kim z przeszłości splata się nasza droga przez to wspólne miejsce i że z naszą drogą splecie się kiedyś historia kogoś, kto jeszcze się nie narodził. Czy mogliśmy przypuszczać ja i moja mama, że przez miejsce w którym przyszło nam żyć, spotkamy się z ze
słynnym Adamem? Czy słusznie odczuwałem dumę z tego powodu? Przecież to czysty przypadek ale jednak dotknął on kogoś kto się nad tym zastanowił, szukał i może coś z tego wyniósł. Uważam że wyniosłem. Może
ten duch Adama, może wspólnota dnia urodzin a może jedno i drugie, wpłynęło na to kim jestem? Może każdy powinien poszukać w swoim byciu czegoś co pozwoli żyć lepiej, mocniej, bardziej zaznaczając swoją
obecność?
Wspominam o tym bo w tym starym dworku spędziłem piękne, beztroskie dzieciństwo. To miejsce było rajem do zabawy, do ciągłego szukania dziwnych miejsc, wchodzenia na stare drzewa a zimą biegania po
zamarzniętym stawie pomiędzy trzcinami i pod zwisającymi wierzbami. Jakże radosnymi były chwile przebudzenia, gdy za oknem wśród promieni słońca już dało się słyszeć śpiew ptaków. I każdy kęs śniadania się dłużył bo myślami już byłem tam, gdzie poprzedniego dnia nie dokończyliśmy zabawy. Kto pierwszy wyrwał się z domu, z jeszcze niedokończoną skibą chleba, ten wygrywał i zajmował terytorium.
Wszystkiemu towarzyszyły odgłosy z gospodarstwa. Krowy wychodziły na pastwisko, konie zaprzęgane były do pracy, a nieliczne jeszcze traktory hałasowały niemiłosiernie. Nasze zabawy zakłócić i przerwać mógł
tylko głos mamy wołającej na obiad. Ostatecznie wszystko kończyło się kiedy słońce już dawno zniknęło za parkiem i wracaliśmy do domu w całkowitej ciemności.
Kiedy odwiedzają mnie wnuki widzę, że najszczęśliwsze są w ogrodzie, na trawie, biegające za motylami, znajdujące ślimaki albo tylko muszelki, jak mówi Kubuś, domki które ślimaczki zgubiły. I serce ściska i łza się kręci kiedy słyszę takie przeciągnięte: dziadeeeek, a czemu one gubią te domki?
Jakże niewiele trzeba aby przeżyć szczęśliwe chwile. Niepotrzebne są do tego współczesne zabawki, te wszystkie smartfony, tablety i smartwatche. I jak obco brzmią ich nazwy w porównaniu z procą, łukiem czy zwykłą szpulką po niciach, która robiła za koła samodzielnie zbudowanego traktora.
Jeszcze nie jest za późno, jeszcze możemy sprawić, że mimo osaczającej „nowoczesności” znajdziemy w tym wszystkim miejsce na powrót do tego, co mnie kojarzy się ze starym dworkiem. Do biegania boso po
błocie, do swędzącej rany po użądleniu przez pszczołę, do jedzenia szczawiu i popijania go wodą z rowu, do starej felgi rowerowego koła za którą się goniło bez celu. Bo ten cel był niepotrzebny, bo za wcześnie na
niego.
Musimy dać radę. W Polsce mnóstwo jest starych dworków, a z każdym z nich wiąże się jakaś piękna
historia.
Eugeniusz Nowak #WGO

Nocne mary

Różne myśli przychodzą człowiekowi do głowy kiedy spać nie może, nie chce albo się obudził w środku nocy i nie wie, czy przymknąć oko i spać dalej czy zabawić się w marka i coś poczytać, posłuchać albo pooglądać. Podparty pod brodę, z szumem w uszach, który powoduje, że odgłosy
z kuchni (ktoś też się tam kołacze), dobiegają przytłumione i niewyraźne, rozpoznaję jakiś serial w telewizji, a przez to wiem, kto też spać nie zamierza.
To wtedy najlepiej myśli się układają w słowa i zdania i to wtedy zastanawiasz się nad sensem, głębią, potrzebą, istnieniem… . I to w zderzeniu z tym co w ciągu dnia do ciebie dotarło z rozmów, czytania, z biegu między jednym a drugim i trzecim tym co cię spotkało. I zawsze myśl wraca w jedno miejsce gdzie brzmi głośniej i głośniej pytanie, po co?
I wszystko co dalej od tej odpowiedzi zależy. Czy nagle pojawi się siła, której nie spodziewasz się w ogóle, czy znienacka pojawi się pomysł który Cię zaskoczy, czy pomiędzy tym co w kuchni gdzieś majaczy a tym co w uszach szumi zaświta to co rankiem spowoduje, że zwleczesz nogi z łóżka i powędrujesz dalej. Na spotkanie z tym co już znasz i z tym co nieznane i tajemnicze los Ci przygotował. A ty przyjmiesz, wchłoniesz i wykorzystasz albo wcale nie zauważysz i nawet nie będziesz wiedział co. Bo wtedy tylko poznasz wartość tego co chciało cię z Twojej przyczyny ominąć jeśli palec boży zadziała, jeśli pozwolisz mu się dotknąć.
Jakże straszna jest ta myśl o tym nieznanym, co z Twojej przyczyny Cię ominęło bo dotknąć się
nie pozwoliłeś. Za chwilę skrawek myśli odpycha to nieprzyjemne poczucie straty czegoś czego
wartości poznać nie mogłeś. I dlaczegóż to? Bo Ci się nie chciało, bo akurat było coś ważniejszego, lepszego, przyjemniejszego, albo zwyczajnie w tym właśnie momencie nie myślałeś o niczym. Każdy tak czasem ma. I układasz sobie te chwile które kojarzysz jako ominięcie szansy, nie schwytanie pomysłu na lepsze,
nie ten wybór właściwej drogi czy zbędne wejście w zakręt, z którego wyszedłeś ale sponiewierany.
Dopiero teraz to widzisz bo wtedy młodość i skłonność do chaosu, jakże czasami pięknego,
zasłaniała umiejętność dobrego wyboru. Nie żałuj złych wyborów, nie obwiniaj się o zakręty, nie
dręcz się myślami o palcu którego dotknięcia unikałeś. To pewnie nie był ten czas.
Jakże piękne jest życie z tym poczuciem, że mimo wszystko dobrze wybierałeś, że i tak nie wiesz i nie dowiesz się nigdy co by było gdyby. Nie skrzywdzę się siebie oglądaniem się wstecz
w poszukiwaniu tego co być mogło a nie było.
Jakże piękne jest życie kiedy możesz patrzeć w te niesamowite ufne oczy małej istoty, którą do
życia powołały Twoje wybory, te momenty o których wiesz, że to wtedy pozwoliłeś się dotknąć.
To jest jedna z wielu, może najważniejsza z odpowiedzi na pytanie: po co? To pytanie które tak się nieznośnie pojawia pomiędzy jednym, drugim czy trzecim tym co Cię dziś spotkało.
Patrzysz w te oczy widząc swoje odbicie, tę nadzieję którą w sobie masz i pielęgnujesz. W tych
oczach jesteś bohaterem, który musi bo taki ma obowiązek, podać rękę i poprowadzić tego małego człowieka, który tak bezgranicznie Ci ufa.
Dzięki temu może będzie miał mniej zakrętów, z których wyjdzie mniej poobijany.
Może częściej pozwoli się dotknąć.
Eugeniusz Nowak #WGO

Ale co ja mogę?!

Świadomość to słowo, które ostatnimi czasy słyszymy wszędzie. Podnośmy świadomość,
uświadamiajmy innych, tylu ilu zdołamy. Wszystkich nie zbawimy ale róbmy co można aby jak
najwięcej ludzi wiedziało co się tak naprawdę dzieje. My, którzy sami o sobie mówimy, że wiemy więcej, czujemy swego rodzaju frustrację. Mówimy, spotykamy się, piszemy w mediach społecznościowych,
lajkujemy lub stawiamy inne znaczki graficzne, które odzwierciedlają nasz stosunek do czegoś i wciąż się wkurzamy.

Ale co ja mogę?! Daj spokój, nic nie możemy! Oni zrobią co chcą, szkoda czasu. Po co to robisz, już
jest pozamiatane! I tak nie damy rady! I takie tam wkoło Macieju.

Czyż z tym właśnie nie spotykamy się każdego dnia? Tak właśnie. I tracimy energię, tracimy to co mamy najcenniejszego i do tego nie doceniamy wartości tego co jest w nas.

A co jest w nas? Jeśli tylko potrafisz, jeśli tylko znajdziesz w sobie spokój, jeśli tylko na chwilę się zatrzymasz i spojrzysz chłodnym okiem to zobaczysz siebie. Zobaczysz człowieka który wie kim jest, wie co zrobić, wie co powiedzieć innym. Mów więc kim jesteś, pokazuj że wiesz co zrobić, mów co uważasz, że powiedzieć powinieneś. Jeśli jednak nie jesteś pewien tego co robisz, nikogo za sobą nie porwiesz bo ludzie czują fałsz. Tylko prawdziwy Ty, pełen wartości jakie masz w sobie tylko czasem o tym nie wiesz, potrafisz nimi zarazić innych.

Od prawie trzech lat dzieją się rzeczy z pozoru niewytłumaczalne. One rzeczywiście takimi są dla tych
nieświadomych. O tę nieświadomość sprawcy tego niewytłumaczalnego zabiegali przez dziesiątki jeśli
nie setki lat, z wielkim sukcesem jak widać. „Cała prawda, całą dobę” brzmi motto jednej z telewizji.

Ja mam na tyle dużo lat, że pamiętam inne: „Prawda czasu, prawda ekranu”. Tak nazywał się radziecki cykl filmowy, z którego śmiali się ci sami ludzie, którzy dziś przyjmują za prawdę lejące się z ekranów telewizyjnych bzdury. Za te „prawdy”, pochodzące od pięciu największych agencji światowych mających ten sam kapitał założycielski, Twoi niektórzy znajomi gotowi są przegryźć Ci krtań. Więc i Ciebie dopada czasem zwątpienie i pytanie. Ale co ja mogę?!

I tu nie będę ani odkrywczy ani oryginalny. Ba, nawet może to zabrzmieć banalnie.

Możesz i powinieneś zadbać o siebie. Zadbać o swój rozwój duchowy i fizyczny. Zadbać o swoje zdrowie i ekonomię własnego Domu i Rodziny. Możesz i musisz zadbać o harmonię własnego ducha
i ducha swojego partnera. Na to jest tylko jeden sposób. Miłość i przyjaźń. Postaraj się, choć jest to niezwykle trudne, pozbyć się własnego ego. To ono przeszkadza nam wznieść się wyżej w relacjach z ludźmi. To ono jest przez nas samych pielęgnowane w sposób niewytłumaczalny, prowadzący do rozpadu rodzin, związków i przyjaźni. Jak się tak głębiej zastanowić to wygląda na to, jakby komuś bardzo zależało na budowaniu naszego ego do granic absurdu.

Ale co ja mogę, słyszysz zewsząd tym głośniej im głośniej to słyszysz w sobie. I to pytanie co ja mogę, zagłusza prawdziwy przekaz, odbiera pewność siebie i zniechęca do działania.

Gdzieś kiedyś usłyszałem coś, co z pozoru wydaje się dziwne. Ktoś mi powiedział, że jeśli nie wierzysz w siebie, to powinieneś zaufać komuś kto wierzy w Ciebie bardziej niż Ty sam. Moim zdaniem jest to tajemnica sukcesu wielu udanych małżeństw.

Naprawdę możesz!

Eugeniusz Nowak #WGO

Luźne obserwacje

Pomiędzy łóżkiem, a łazienką, dystans jest niewielki, ale wystarczy na poranną burzę myśli. A już najwięcej
tego zastanowienia nad codziennością, masz podczas tej prozaicznej czynności szczotkowania zębów.
To z pozoru takie bezmyślne i bezowocne, a jednak. Dopiero kiedy już wsiądziesz do auta i kluczyk przekręcisz, łapiesz się na tym, że od momentu kiedy otworzyłeś oczy, coś się pod kopułą kłębi.

I próbujesz to uporządkować jakoś kiedy jedziesz do pracy, a tu przerywa ktoś kto akurat postanowił wymusić pierwszeństwo. A przyszło Ci do głowy, że on też tak od rana próbuje okiełznać te myśli, które z pozoru bezładnie mu się kłębią?

W jednym z filmów bohaterka przechodzi przez ulicę i mówi: „a gdzie ten naród tak gna?”. Jadą, trąbią na siebie, widząc tylko na odległość samochodu w którym siedzą. A każdy z nich pomiędzy łóżkiem a łazienką też zaczął tę batalię myśli jak codziennie. I jedni złapią sens a inni nie złapią, i pozostaną w tej nieokreślonej rzeczywistości, na którą próbują mieć wpływ. Czy każdego dnia, na pełnym biegu będąc, złapiesz tę ulotną chwilę kiedy nad sensem pomyślisz? Czy każdego dnia spróbujesz się zatrzymać choć na chwilę i tę chwilę złapać, zapisać? A potem wieczorem wrócić do niej i znowu spróbować w jakiś porządek ułożyć?

A jak już dotrzesz tam dokąd z rana wyruszyłeś, do pracy zazwyczaj, to ten czas wydaje się hamować tę burzę która początek miała pomiędzy łóżkiem a łazienką. Bo tam, w pracy zazwyczaj, masz obowiązki, nie możesz zawalić, nie możesz zawieść swojego poczucia bycia potrzebnym. I dobrze. Czyż nie jest to ważne aby czuć, że ktoś nas potrzebuje, potrzebuje tej naszej codziennej krzątaniny wokół spraw swoich i cudzych.
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim, łapiesz szczątki informacji z ekranu komputera przed którym siedzisz, z rozmów które słyszysz, z radia które w codziennej rutynie ktoś włączył a i tak nie słucha. Ktoś do Ciebie mówi a właściwie pyta, czy słyszałeś w telewizji że …..? A Ty podnosisz wzrok i musisz prosić aby powtórzył bo nie złapałeś sensu. Bo akurat wróciłeś myślami do tego co było pomiędzy łóżkiem a łazienką albo kiedy ktoś wymusił pierwszeństwo. I te wieści które skleiłeś ze szczątków bo jakoś
dotarły do Ciebie, układasz w obraz codzienności i znowu chcesz złapać sens. Gdzieś z głębi próbuje się przebić myśl bezładu ale Twoje poczucie bycia potrzebnym nie dopuszcza jej na powierzchnię. Czy robisz to świadomie? Dobrze jeśli tak, ale wcale nie jest złym kiedy nieświadomie, intuicyjnie.
Przedostatniej nocy, gdzieś między drugą a trzecią, obudzony myślą o spotkaniu na którym coś trzeba powiedzieć, najlepiej z sensem i na temat, usiadłem i napisałem to co sensowne i na temat mi się wydawało. Wyszło zrymowane a tytuł dopisałem na końcu:Trybik
Taki jestem mikrus, malutki, maciupki. Tak się wokół kręcę. Czy ktoś zauważy? Widzę tych co bliżej, czasem tych co dalej. Czy ktoś mnie posłucha, spojrzeniem obdarzy? Obok mnie są inni, malutcy, maciupcy. Też się wokół kręcą. Ja ich czasem widzę.
Chcę by ktoś usłyszał, chcę by ktoś zobaczył. A sam niedosłyszę, a sam niedowidzę. Tam kawałek dalej, są więksi, są wielcy. Też się obracają, w kierunku właściwym.
I tak sobie myślę, tak się zastanawiam, pomiędzy obrotem szybkim i leniwym. Czy dobrze się kręcę w poprawnym kierunku? Czy w tempie obrotów podołam?
Tak mi się wydaje z mojej perspektywy. Tak mi się wydaje z mojego grajdoła.
Kto nadaje tempo? Kto wskaże kierunek? Gdzie jest to największe koło zamachowe?
Maszyna się kręci, maszyna nie zwalnia, nawet kiedy sprawdza czy są drogi nowe.
Czy ja tak się kręcąc dobrze odczytuję? Czy ja tak wirując kierunku nie zmieniam?
Maszyna się kręci, maszyna nie zwalnia, nawet kiedy czasem trybiki wymienia.
Taki jestem mikrus, malutki, maciupki. Czy aby na pewno trybik bez znaczenia?
Ty sam nadajesz obrotów znaczenie. Sam decydujesz o tempie kręcenia.
Spróbuj się zatrzymać, może piaskiem sypnąć. Maszyna zazgrzyta lecz tylko na chwilę.
Nie jesteś więc mikrus, nie jesteś malutki. Masz moc pchnąć maszynę o kolejną milę.
Eugeniusz Nowak
#WGO

Wybaczyć?

Zdarzało się, że ktoś pytał, czy był moment, który szczególnie wpłynął na to kim się stałem.

To zawsze było i nadal jest proste pytanie. Pewnego dnia dzięki kobiecie, w której zakochał się mój starszy brat, zyskałem nieograniczony dostęp do biblioteki. Tak się złożyło, że zanim wyjechałem z domu na długie pięć lat nauki w szkole średniej z internatem, miałem już za sobą lekturę całego Tomasza Mannai Fiodora Dostojewskiego. Stało to na półce i kusiło więc wziąłem i czytałem. Oczywiście były inne rzeczy ale tych właśnie dwóch autorów wykuło mnie i rzuciło w dorosłość.

Wyjechałem więc z małej wiochy pod Poznaniem uzbrojony w zbytnią pewność siebie na zewnątrz i jednocześnie niewielką wiarę wewnętrzną w to, czy jestem dostatecznie wartościową osobą. Takie typowe rozterki nastolatka. Ktoś teraz może spytać, do czego on właściwie zmierza? Cóż to wszystko
ma wspólnego z wybaczaniem?
Ta kobieta, o której było na wstępie została żoną mojego brata i przez to była i wciąż jest w moim życiu tak czy inaczej. Nie bez znaczenia jest to, że jest głęboko wierząca i praktykująca co przy moim powierzchownym traktowaniu wiary, stanowiło widoczny kontrast podczas rozmów jakie toczyliśmy.
Muszę tu zawczasu dodać, że nie uznaję częstego wśród wierzących a przynajmniej deklarujących wiarę, tego co nazywam bezwarunkowym wybaczaniem. Odpuszczaniem jawnego draństwa tylko
dlatego, że tak nakazuje wiara. Ja nigdy nie nadstawię drugiego policzka bezwarunkowo.
Bardzo cenię sobie to, że los postawił na mojej drodze osobę, dzięki, której zakochałem się w literaturze, i z którą jednocześnie się tak totalnie nie zgadzam w kwestii wybaczania. Jakże często doprowadzałem ją do wzburzenia kiedy przytaczałem warunki sakramentu pokuty: rachunek sumienia, żal za grzechy,
mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

Uniwersalizm tych warunków jest porażający i może dlatego tak mało przestrzegane są te zasady
prowadzące do wybaczenia. I to ja, taki nijak wierzący i jeszcze mniej praktykujący, ośmielam się pouczać kogoś tak głęboko wierzącego i zanurzonego w życie wspólnoty kościelnej. A jednak to Ona dała mi to okno na świat, ten kaganek który młoda Pani Profesor od polskiego uznała za przedwcześnie odpalony. Dostojewski i Mann w takim wieku?

Tak właśnie uważam, że drań musi usłyszeć że jest draniem i ja mogę mu wybaczyć ale…, no właśnie.

A to co boli najbardziej to krzywdy wyrządzone przez bliskich i presja, że wybaczyć należy tylko dlatego, że to przecież brat, siostra, ojciec. No nie.

I tu chyba jest czas na pytanie, czy my jako Naród nie za bardzo jesteśmy skłonni do nadstawiania drugiego policzka, do bezwarunkowego wybaczania, zapominania, pomagania, do czegoś co w innych kulturach może być odebrane jako frajerstwo? Czyż nie jest to jedna z wielu przyczyn naszego
położenia? Czy teraz kolejny raz nie jesteśmy świadkami poświęcenia dla innych, bez nawet cienia obietnicy zapłaty?

Może czas na mądrość, pilnowanie własnego interesu, dbałość o nasze zasady,tradycję, historię, bohaterów i pełnoobjawowy patriotyzm?

Zaraz, gdzie ja to słyszałem?
Ja mogę kochać i wybaczać wiedząc, że w moim ogrodzie stoi czołg, a moja kobieta w razie czego jest gotowa skoczyć do gardła każdemu kto odważyłby się zakłócić rodzinny spokój. To wspólnota takich Rodzin, myśli i idei jest fundamentem nie do skucia.

I wtedy jestem gotów wybaczyć sobie wszystko.

Eugeniusz Nowak #WGO

Po tamtej stronie

Gdzie byłeś w ostatnich dniach?

Zadaję sobie pytanie i właściwie nie czekam na odpowiedź.

Wiem i nie wiem gdzie byłem.

Byłem w pokoju obok, byłem w pracy, byłem w dziwnym nastroju i miejscach, nie do końca
wiadomych. Mam dziwne uczucie, że przez kilka chwil byłem tam gdzie nikt się nie śpieszy,
gdzie nikt nie czuje, nie widzi i nie słyszy. Bałem się, że nie wrócę.

Czy zdajemy sobie sprawę, że mamy siłę aby zrobić rzeczy, które są konieczne i oczywiste?

Dowiadujemy się, że tak, kiedy taka potrzeba nas znienacka dopadnie. Nagle mówisz trzymając Ją za rękę aby się nie bała bo jesteś tu, żeby nie czekała na tych którzy nie przyjdą i nie wezmą jej za rękę. I wiesz, że musiałeś to powiedzieć. Nic się nie bój! Te szeroko otwarte oczy, które jeszcze niedawno tak przygasły i zdawały się nie widzieć. Ta dłoń zaciśnięta na twojej dłoni z taką siłą, której się nie spodziewałeś. I wiesz, że tej siły za chwilę już nie będzie w tej dłoni, że ona będzie w twojej bo musi tam być aby pomóc przejść.

To takie realne i nierealne zarazem. Miałeś inne plany na ten dzień. Nie chciałeś aby kolejny
raz dotarło do ciebie, że jest druga strona. Miałeś być w lesie wśród drzew, wypatrywać
brązowych barw pod nogami, schylać się i wrzucać do koszyka wypatrzoną zdobycz. Przecież
tak lubisz grzybobranie. Kiedyś dawno temu pokonywałeś z Mamą wiele kilometrów, z koszem przewieszonym przez łokieć. Czy po tamtej stronie też są grzyby?

Tego dnia, ktoś mi powiedział że to jest magiczne. Przez chwilę byłem zły na te słowa. Jak to
magiczne? Ale za moment pomyślałem tak samo.

To tylko słowo magia tak cię poruszyło bo wydawało ci się, że nie pasuje. Czy rzeczywiście?

Byłem z Nią kiedy przechodziła na drugą stronę. Świat się nie zatrzymał. To jedna z największych lekcji pokory jaką można dostać.

Czy byłem po tamtej stronie?

Tylko przez tę sekundę kiedy powieki przykryły oczy.

Nieznany autor napisał: „Nie umieraj ze swoimi zmarłymi, czyń im honor, żyjąc swoim życiem
tak, jak oni by tego chcieli. Pozwól im przekroczyć granicę. A ty żyj dalej.”

Tak wiele mamy do zrobienia.

Świat postanowił odebrać nam nawet tę magię, a nam nie wolno
się na to zgodzić. Mamy prawo do magii, do cierpienia, uczuć, do miłości, wiary, do trzymania
kogoś za rękę kiedy przyszedł czas przejścia na drugą stronę.
Mamy się godzić na to aby świat stał się taki zimny i bezduszny i aby Ci, którzy przechodzą na
tamtą stronę, nie mogli trzymać za rękę i patrzeć w oczy bliskiej osoby? Mamy się godzić na
to aby nasze dzieci i wnuki nie mogły mieć planów, marzeń, możliwości wyboru, prawa do
błędów i porażek a także radości z sukcesów? Mamy się na to wszystko godzić? Nie wolno
nam tego zrobić!!!

Tym, których żegnamy wybaczamy wszystko. Żyjmy tak aby tym, którzy będą nas żegnać, nie dawać zwątpienia.

Mamy tyle do zrobienia po tej stronie.

Eugeniusz Nowak #WGO

Normalność
Nie wiem czy tylko ja to czuję i zauważam, ale mam takie chwile, kiedy zaczynam marzyć o powrocie normalności, cokolwiek by ona nie znaczyła. To właśnie znaczenie tego słowa,które każdy pewnie zdefiniuje inaczej, wpływa na treść tych skrawków myśli, jakichś odlotów,kawałków kliszy filmowej jawiących się jako marzenie o tym co było lepsze i do czego się nam ckni.Czy jest tak, że czas szczęścia, nieważne w jakim okresie historii osadzony, określa zawartość tej tęsknoty, która nas od środka rozpala? Czy jest tak że nawet czas opresji, niewygód, walki
o rzeczy podstawowe dla egzystencji, jeśli tylko jest w niego wpisane uczucie silniejsze,zagłuszające cierpienie, określamy po latach jako wspaniałe chwile? Nieraz słyszymy od
naszych dziadków i rodziców pamiętających wojnę, jak wspominają ten czas z rozrzewnieniem.
Dzisiaj jadąc do domu po pracy, taka nostalgia zawiodła mnie do ulubionej restauracyjki w moim mieście. Jakoś tak samo się to stało, że ten który siedział za kierownicą, ten gość który właśnie dzieli się z Wami tymi słowami, zaparkował auto przy Powstańców Wielkopolskich 2
gdzie jest nasza „Kawerna Pod Orłem”. To tu można posłuchać dyskretnej muzyki z lat osiemdziesiątych minionego stulecia i to tu spotykają się Kibice po meczach naszego
ukochanego Klubu, i to tu kiedy zamówisz kotleta, to za chwilę słyszysz dobiegający z kuchni
dźwięk tłuczka, i to tu zawsze zobaczysz flagę Powstania Wielkopolskiego i skosztujesz do obiadu Powstańczej Nalewki. Tutaj także spotkasz na piątkowym wieczorku, śpiewającego
swoje teksty gitarzystę i to tutaj wspaniali Właściciele Restauracji przysiądą się do Ciebie i zwyczajnie pogadają. Czy to jest normalność? Dla mnie tak.
Czy nie powinniśmy wszyscy każdego dnia znaleźć chwili na takie powroty do normalności?
Co za głupie pytanie. Całym sobą czuję, że powinniśmy zrobić wszystko aby nie musiały to być powroty i aby nie musiały to być chwile. Czyż nie daliśmy sobie odebrać tego do czego tak
tęsknimy i zadowalamy się tylko powrotami? A czemuż to niby ma tak być? Ktoś nam tak urządził nasze życie i naszą Ojczyznę, czy może raczej pozwoliliśmy na to z wygody, z lenistwa i przez zapomnienie o tym czym są wartości?
Kiedy tak siedzieliśmy zasłuchani w piosenkę, nie pamiętam co to było, spotkały się nasze spojrzenia i prawie jednocześnie, z wyrzutem wobec siebie samych stwierdziliśmy, że byliśmy
tu ostatnio dwa miesiące temu. O nie, tak nie może być! Sami sobie to robimy, że nie chcemy słyszeć ubijania kotleta i krzątania w kuchni, snującej się z sufitu muzyki i ciepłych słów
Przyjaciół z Kawerny Pod Orłem.
Dlaczego nie chcemy normalności?
Cóż to jest ta normalność? Dla mnie to ciepło domu i serca.

Eugeniusz Nowak #WGO 13.10.2022

Czy jest z czego?
Jadę samochodem, słucham mojego ulubionego radia i nagle mam efekt z bajki „Pomysłowy
Dobromir”. Kulka odbija się kilkukrotnie od mojej głowy, rozpryskuje się jak fajerwerk i olśnienie. Mam
tyle powodów do tego aby się cieszyć życiem, że wpadanie w jakiekolwiek dziwne nastroje mogące
skutkować zjazdem w stronę depresji albo innych stanów tego typu, byłoby delikatnie mówiąc
mazgajstwem.
No i tak.
Codziennie budzę się na tyle sprawny fizycznie i umysłowo, że chce mi się wstać i zrobić parę rzeczy
mogących uchodzić za pożyteczne. Mam się do kogo uśmiechnąć i przytulić mając pewność, że ona też
tak czuje. Nie zastanawiam się czy moje dwa 26 i 28 letnie łobuzy pamiętają o staruszku ponieważ
zazwyczaj przynajmniej raz w tygodniu czegoś potrzebują i dzwonią. Ja wtedy trochę się oszukując
myślę, jak to fajnie że chłopaki pamiętają. Dworuję sobie trochę oczywiście i w tym miejscu wspomnę
o rozmowie jaką odbyłem niedawno z tym starszym, który dał nam nieźle w kość jako nastolatek.
Powiedział mi tak. Tata, ja często się z Tobą nie zgadzam. Ja mu na to, i całe szczęście. No i tu kiedy
pomyślę co powiedział dalej to ściska mi gardło i dusi w klacie. Cicho ale wyraźnie walnął, że gdyby co
to skoczyłby za mną w ogień. Usłyszeć coś takiego od syna na którym połamałem kiedyś kij od miotły
i który uciekając przede mną przeskoczył spory żywopłot, to wielka sprawa. To przecież znaczy, że
mimo wielu błędów i porażek kierunek był słuszny. Oboje ukrywaliśmy zaszklone oczy ale wiedzieliśmy,
że coś ważnego się wydarzyło.
On, ten starszy, ma Kubę i Gabrysię a młodszy syn Stasia. Ja wiem, że oni zrobią to samo co ja. Popełnią
mnóstwo błędów ale dobrze wychowają te kochane urwisy i kiedyś, czego im życzę usłyszą, Tato
skoczyłbym za Tobą w ogień.
I właściwie tylko to wystarczy aby cieszyć się i mieć w nosie jakieś tam problemy codzienności. No ale
przecież są inne rzeczy i ludzie. Od niemal roku cieszę się czymś niezwykłym czego się nie
spodziewałem. Zyskałem nową Rodzinę. Jak to jest, że łapię za telefon aby napisać „Czołem!” i wstawić
wilka? Jak to jest, że mi zależy, że sprawdzam, że piszę, że o kimś pomyślę i że czekam na reakcję?
Planuję że będę, porozmawiam, przywiozę placek, kupię książkę, wejdę do Czytelni, spotkam się
i zrobię coś, czego jeszcze nie tak dawno bym pewnie nie zrobił.
I wiecie co? Nie wiem czy tak do końca wiemy co tworzymy. Czy jest potrzeba aby nazywać coś co
wszyscy czują? Odważę się w tym miejscu na wyznanie. W ciągu kilku miesięcy znów obudziła się we
mnie cecha, o której kiedyś mówiłem że jest nieznośna i głupio myślałem, ze przeszkadza mi w życiu.
To lojalność. Czy wpadłem w górnolotność i patetyczny ton? No chyba, ale tak właśnie czuję.
Tytułowe pytanie ma prawo zyskać odpowiedź. Tak, jest z czego się cieszyć.

Eugeniusz Nowak #wgo

Być ponad, nie pomiędzy!

„Jest pewien grzech przeciwko siódmemu przykazaniu, z którego Polacy zazwyczaj
nie zdają sobie sprawy, chociaż bardzo ciężki. Najgorszą społecznie ze wszystkich kradzieży
jest kradzież czasu, gdyż demoralizuje okradzionego. Jest to specjalność biurokracji
względem obywateli, wybujała oczywiście najbardziej tam, gdzie biurokracja najbardziej
się rozrosła, tj. w Polsce. Im więcej urzędów, tym więcej czasu się marnuje; im liczniejsi są w
jakimś urzędzie urzędnicy, tym wymyślniejsze formy przybiera rabunek czasu.” – F. Koneczny.

Poświęcając uwagę Feliksowi Konecznemu oraz jego twórczości, czytelnik z całą
pewnością nie złamie przykazania siódmego. Wiele można o tym człowieku powiedzieć, ale
zasadniczo trzeba oddać, że była to postać nietuzinkowa i wszechstronna. Nie wchodząc dziś w spory dotyczące samej osoby, jaki i zasadności jego tez, postanowiłam przybliżyć odrobinę naszym Czytelnikom nie tylko jego postać, ale też jeden z głównych wątków, które poruszał w swoich dziełach. Rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam wszystkich do lektury

Feliks Koneczny urodził się w Krakowie w szczególnym dniu, kiedy wszyscy
obchodzimy uroczystość Wszystkich Świętych, a konkretnie 1 listopada 1862 roku. Studiował na
Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego i już w 1888 roku bronił rozprawy
doktorskiej zatytułowanej: „Najdawniejsze stosunki Inflant z Polską do roku 1393” . Uczestniczył w ekspedycji Akademii Umiejętności do Rzymu, w której Koneczny w okresie od 1 stycznia do 30
sierpnia 1890 roku miał wgląd do Tajnego Archiwum Watykańskiego udostępnionego przez
papieża Leona XIII ludziom nauki. Był członkiem Klubu Słowiańskiego, w którym to był
redaktorem miesięcznika „Świat Słowiański”. Z czasem stał się specjalistą w dziedzinie Historii
Europy Wschodniej, a w swoje 60 urodziny, mianowany został przez samego ministra Tadeusza
Łopańskiego profesorem zwyczajnym. Wedle prawa w dwudziestoleciu międzywojennym
osiągając wiek emerytalny 65 lat Koneczny nie mógł dalej wykładać. Jednak Rada Wydziału
Humanistycznego Uniwersytetu Stefana Batorego zwróciła się do Ministerstwa Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego o to, aby mógł kontynuować swoją pracę dydaktyczno-
naukową, zgodę tę uzyskując. Był to 1927 rok, Feliks Koneczny nie tylko przedłużył swoją karierę,
ale również wygłosił odczyt pt: „Polska między Wschodem a Zachodem”, a miało to miejsce na
Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Co ważnego powiedział do zgromadzonych krakowski
profesor?

Polska położona jest między Wschodem a Zachodem. To położenie, nie tylko jak pisał
Koneczny geograficzne, ale i duchowe, a co za tym idzie religijne i cywilizacyjne. Próbę syntezy tych dwóch różnych „światów” odbierał jako dalece niekorzystną, zwracając przy tym ważną
uwagę, że mieszanina cywilizacyjna jaka miała miejsce na terenie Polski była świadectwem upadku
cywilizacji, ponieważ może być ona (cywilizacja) albo czysta, albo w ogóle nie istnieć. I tu warto
przytoczyć sławne słowa profesora: „nie można być cywilizowanym na dwa sposoby”. Dlaczego
jest to dziś ważne? I dlaczego wracamy do Konecznego? Nie sposób jest dalej nie dostrzegać
skutków połączenia polityki wielokulturowej z polityką globalizacji, z polityką uniwersalizacji na
terenie Europy. Skutki te w zależności od stopnia intensywności wdrażania polityk w
poszczególnych regionach Europy są różnorodne. Jedni, jak np. Francja – opłacają dziś to
stopniowym upadkiem dominacji wiary katolickiej, dzieje się to jednak nie z własnej woli narodu
francuskiego, a pod presją obcej dla Europejczyków, cywilizacji muzułmańskiej, która w wyniku
fatalnych posunięć politycznych, przedziera się do starego kontynentu masowo. Gdzie dwóch się
ściera, tam ktoś musi w końcu ustąpić. Ustąpiła tak np. Szwecja, której minister finansów
Magdalena Andersson kilka w grudniu 2017 roku powiedziała: „integracja nie przebiegła
tak jak powinna”, chodziło o integrację imigrantów z Bliskiego Wschodu ze Szwedami, oficjalnie
w liczbie 163 tysięcy osób. Ta omyłka rządu Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej
będącej w koalicji z Partią Zielonych przyniosła Szwecji wzmożoną liczbę gwałtów, napadów oraz
dewastacji miejsc publicznych i prywatnych posesji. Przykład Szwecji sprzed kilku lat, dobitnie pokazuje, że obecnie Polska powinna zdobyć się na poważne rozważania na temat tego, czy wszechobecne słowne wartości europejskie mają cokolwiek wspólnego z wartościami polskimi. Czy otwarta polityka migracyjna nie sprawi, albo już nie sprawiła, że za chwile kolokwialnie mówiąc „nie obudzimy się z ręką w nocniku”. Idąc dalej, czy Polska w obliczu otaczających nas wydarzeń chce być częścią europejskiej cywilizacji w jej obecnym kształcie? Czy chcemy podążać za wartościami, które rujnują pod względem społecznym coraz więcej krajów Europy zachodniej? A może należy zadać jeszcze bardziej prowokacyjne pytanie: czy obecnie promowane są w Europie jakiekolwiek wartości, które oparte są na poszanowaniu natury, człowieczeństwa, naszych korzeni?

Położenie między wschodem a zachodem, między dwoma cywilizacjami nie jest rzeczą łatwą i żaden naród nie wie tego tak dobrze jak Polski. Warto jednak pamiętać, że każda cywilizacja będzie istnieć tylko wtedy, jeśli będzie opierać się na prawdzie historycznej, prawdziwych wartościach i nie będzie uznawać za swoje czegoś, co zupełnie do niej nie należy i nigdy nie należało. Dopóki to nie zostanie dopuszczone do umysłów ludzi, żadna cywilizacja wschodnia, czy zachodnia nigdy nie zaistnieje, a Polska będzie jak była „rozbujana” między dwoma światami nie należąc do żadnego z nich. I Polska zdaniem Konecznego nie powinna dokonywać syntezy Wschodu z Zachodem, ponieważ jednak próbowała to już niegdyś zrobić w przeszłości, to z tego właśnie powodu utraciła niejednokrotnie swoją tożsamość. Historia czasami niestety lubi się powtarzać. Od tej myśli wypowiedzianej na KULu minęło 90 lat. Przez ten okres Polska znów była rozszarpywana na różne strony.

Temat pozycji Polski między Wschodem a Zachodem jest cenny z uwagi na swoistego
rodzaju syntetyczno-historyczne podejście do zagadnienia. To za co należy docenić Konecznego, to
rzetelne prześledzenie historii obu cywilizacji. Udowadnia, że początek chrześcijaństwa na terenie
Polski to obrządek rzymsko-słowiański, a nie bizantyjski. To u naszych zachodnich sąsiadów
należy szukać tego drugiego. Cesarstwo Niemieckie powstało na podstawie wpływu z Bizancjum.
Otton Wielki nie tylko urządził dwór na wzór Bizantyjski, ale sam jego syn ożenił się z
cesarzówną bizantyjską. Teofania wprowadziła bizantyjski ceremoniał i przepych. Wraz z
uczonymi z Bizancjum tworzyła skrupulatnie odrębną myśl polityczną. W efekcie tego Niemcy
były krajem, w którym mieliśmy do czynienia z dualizmem cywilizacyjnym, wytworzyła się swego
rodzaju kultura bizantyjsko-niemiecka. Tak jak w Niemczech działo się tak wbrew woli Papiestwa,
tak u nas przy Jego pomocy, a my graniczyliśmy z Niemcami jako z krajem cywilizacji
bizantyjskiej, a nie łacińskiej. I znów kolejna różnica. Bizantyjskie państwo niemieckie istniało
tylko dzięki temu, że opanowało państwo, które zależne było od kościoła, w przeciwieństwie do
łacińskiej kultury. Mimo, że Cesarstwo opanowało ziemie polskie za czasów Bolesława
Kędzierzawego to nie poddało się wpływom bizantynizmu niemieckiego. Ze strony Wschodniej w
XIII wieku czekał nas najazd mongolski, z rozbudowaną administracją, regularną armią i prawem,
choć miał on miejsce dlatego, że byliśmy w sojuszu wojskowym z Węgrami, które to były celem
Mongołów. W efekcie czego wschodnia słowiańszczyzna weszła w krąg cywilizacji turańskiej, z
której to poprzez rozwiniętą administrację powstało Wielkie Księstwo Moskiewskie. Tak więc z
jednej strony kultura bizantyjsko-niemiecka, z drugiej turańsko-słowiańska, a pośrodku my, i już
przez następne stulecia zastraszani, podpuszczani, wplątywani pod obce nam cywilizacje i kultury,
czego skutki czuć po dziś dzień. Można z tego wysnuć wniosek jednak, że wszystkim w około nie było na rękę, aby kraj nasz stał się samodzielną potęgą, która wytworzyłaby własną unikatową kulturę, czy cywilizację.

Historia lubi się powtarzać i jest wielce prawdopodobne, że znów zatoczy koło, ponieważ
pomimo upływu lat, powtarzane są wciąż te same błędy i problemy. Historia pokazuje też, że gdzieś
w Polsce musi istnieć wola naprawienia tego co mamy oraz odnalezienia swoich prawdziwych korzeni i na ich
podstawie zbudowania niezależnego państwa od różnych czynników przychodzących do nas z
zewnątrz. Jeśli pojawiają się takie głosy, lub pojawią, to powinny być one słyszalne i tworzyć
podstawę działań elit politycznych, ponieważ gdybanie o problemach bez tworzenia równocześnie
strategii wybiegających dalece w przód jest znów błędnym kołem. Aby cywilizacja zaistniała należy połączyć prawdę i wolę w narodzie, dlatego nigdy nie powinniśmy ograniczać się poprzez
myślenie, że leżymy między Wschodem a Zachodem, tylko działać z myślą o tym, że kiedyś
Wschód i Zachód będą ograniczać się przez myśl, że sąsiadują z nami. A jak powiedział Eric-
Emmanuel Schmitt: „Nikt nie ma władzy nad okolicznościami, ale każdy ma władzę wyboru”.
Feliks Koneczny ma na swoim koncie wiele ciekawych książek, publikacji oraz własnych
teorii. Zajmował się takimi pojęciami jak: cywilizacja, historia, ład, państwo czy prawo.Poruszał
kwestie po dziś dzień kontrowersyjne, jak choćby relacje polsko-żydowskie czy polsko-rosyjskie.
Był znawcą dziejów Śląska i jak sam mówił: „o Wrocław bym się bił” . Przez jednych uważany za antysemitę, przez drugich za postać wybitną, lubiany i nielubiany za życia, jak i po śmierci. Z całą pewnością jest to jednak postać ponadczasowa, a swoją wiedzą i inteligencją mógłby obdzielić
wielu, wielu ludzi. Dlatego warto dziś sięgnąć po „Konecznego” i zobaczyć jak aktualne są po dziś
dzień niektóre jego wizje i przemyślenia, jak choćby te o biurokracji czy też słowa: „Nie ma syntez;
są tylko trujące mieszanki. Cała Europa choruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj; oto przyczyna
wszystkich a wszystkich „kryzysów”. Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w
Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek
społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę,
czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie
niezdatność do kultury czynu. Następuje kręcenie się w kółko, połączone ze wzajemnym zżeraniem
się. Oto obraz dzisiejszej Europy!”. Kto wie może dziś Feliks Koneczny odważyłby się poruszyć
kwestie wysoce kontrowersyjne jak choćby kwestia jaką jest poprawność polityczna. Jednak tego
nie wiemy, pytanie jednak czy mamy dziś, lub czy będziemy mieć w niedalekiej przyszłości,
nowego Feliksa Konecznego, który ożywi i zachwieje sceną nie tylko akademicką, ale i polityczną
oraz kulturową.

Andrea #WGO 05.10.2022

Gdzie tak pędzisz człowieku!

Każdego z nas, nieważne czy zdolnego do refleksji i głębszych przemyśleń w sposób
świadomy, czy może nie do końca przyznającego się do umiejętności odkrycia w sercu tego co
dobre, dopada kiedyś znienacka taka chwila. Zmusza Cię abyś przystanął, spojrzał w siebie
przez zamglone, odchodzące oczy bliskiej Ci osoby i odkrył, że nie jesteś zdolny do złości, do
pamiętania o tym co Cię skrzywdziło i co nosiłeś bez sensu jak balast i przez co nie mogłeś
wzlecieć.
I pomyślałeś. Gdzie tak pędzisz człowieku niosąc ciężar o którym wiesz, że nie musiałeś go
nieść, który na swoje plecy sam załadowałeś. I nie umiesz się zatrzymać aż zobaczysz w tym
kogo żegnasz swoje odbicie. Biegnąc spojrzałeś w tę twarz, swoją twarz i coś Cię złapało za
cugle. I dobrze.
I już wiesz, że to co gdzieś z daleka było tylko cieniem a co przeczuwałeś, że jest istotą Ciebie
a mimo to przebiegałeś obok, teraz zaistniało bez maski i ogarnia Cię całego. Nadal się boisz,
nadal się bronisz choć wiesz, że to na nic. To zawsze wygrywa nawet jak nie do końca
zobaczysz i usłyszysz. Gdzieś w Tobie, mimo blokady i oporu zwycięża.
Gdzie tak pędzisz człowieku nie widząc i nie słysząc tych, którzy już wołać nie mają siły
i którzy powiek unieść nie mogą. Zatrzymaj się i krzycz. To wszystko co zgromadziłeś
wykrzycz i wyrzuć, pozbądź się strachu.
Jakże niewidoczna jest granica między złością i tkliwością, jak skaczesz między krzykiem
a szeptem. I nie wiesz czy te słowa tylko w głowie czy już wypowiedziane i czy tylko Ty
słyszysz czy ktoś jeszcze?
Doświadczam w tych dniach czegoś czego się nie spodziewałem. Przeczuwałem ale się nie
spodziewałem. Dotyka mnie uczucie nie nazwane. Ja go nazwać nie umiem. Wstaję, idę do
pokoju obok i nie wiem co oznacza ulga. Myję się, ubieram, wchodzę do pokoju obok i nie
wiem co oznacza ulga. Wychodząc z domu, zaglądam do pokoju obok i nie wiem co oznacza
ulga. I wiem że wrócę i wejdę do pokoju obok, licząc na ulgę.
I nie chcę mieć do siebie żalu, że czuję za mało. I gdzieś ta myśl mnie dręczy że jednak za mało.
I boję się, że czuję tak wiele a tak niewiele rozumiem. Wiem chociaż jedno.
Ja już nie pędzę!
Eugeniusz Nowak #WGO

Wywiad z dr Janem Przybyłem, teologiem, wieloletnim wykładowcą akademickim, komentatorem życia społeczno-politycznego.

– W czasach Polski Ludowej żartowano, że skrót PKP należy odczytywać jako „Polska kraść pozwala”. Była to gorzka kpina z siermiężnej rzeczywistości realnego socjalizmu, w której rządzący odbierali obywatelom ogromną część dochodu a następnie wydzielali „wszystkim po równo”. Rezultat był taki, że ci którzy zajmowali się dzieleniem, otrzymywali więcej a reszta nie chciała być gorsza, więc starała się wyszabrować dla siebie z majątku publicznego tyle, ile się dało. Kradli więc niemal wszyscy od dyrektora do sprzątaczki.

– To, jak bardzo nas okradano, poczułem na własnej skórze w roku 1988, gdy po raz pierwszy udało mi się wyjechać na tak zwany „Zachód” i to od razu do wymarzonej dla większości Polaków „Hameryki”. W Polsce zarabiałem wówczas równowartość 20 dolarów amerykańskich miesięcznie, za które w Nowym Jorku mogłem sobie kupić… 4 hamburgery. Znajomy rodak opowiedział mi wtedy, jak to załatwił swemu koledze z Polski pracę za… 22 dolarów NA GODZINĘ a ten kolega wyleciał z niej z hukiem po 2 dniach, ponieważ przyłapano go na kradzieży narzędzia za… 60 dolarów…. Gość zarabiał tyle, że przeciętny Polak z Nowego Jorku mógł o takich zarobkach tylko pomarzyć, ale nawyk kradzieży przywieziony z PRL okazał się silniejszy…

Pamiętam też jak w klasie maturalnej (1977) moją klasę zaprowadzono na tzw. „prace społeczne”. Pakowaliśmy koszule w łódzkich zakładach „Wólczanka”. Takich koszul nie widziałem dotąd poza sklepami PEWEX-u, więc zapytałem pracowników, co to za towar i dowiedziałem się, że w Polsce ich nie kupie, ponieważ jest to towar eksportowany chyba do Holandii (dokładnie już nie pamiętam, ale chyba tak). Oczywiście poinformowano mnie, że taka koszula „jest do załatwienia”, ponieważ oni „wynoszą”.

– Jest rzeczą bardzo ciekawą, iż ludzie dokonujący różnych kradzieży w swoim zakładzie pracy wcale nie uważali siebie za złodziei i uznali by za straszliwą zniewagę, gdyby ktoś powiedział im, że kradną.

– Oni starali się usprawiedliwić proceder, w którym uczestniczyli i zwyczajną, prostacką kradzież starali się ubierać w przeróżne neutralnie brzmiące eufemizmy. Nie mówiono zatem, że ktoś ukradł jakiś przedmiot z zakładu pracy, ale że go „wyniósł”. Jednocześnie używano też innych określeń, takich jak „załatwić”, „skombinować” czy ”zorganizować”.

Obok oczywistego złodziejstwa mieliśmy też do czynienia z symulowaniem pracy. Kursowało wówczas popularne powiedzenie: „Rząd udaje, że płaci – my udajemy, że pracujemy”… To przypominało znane z opowieści obozowych historie o tym, jak starzy więźniowie uczyli młodych sztuki przetrwania: oszczędzaj siły i o ile tylko możesz, udawaj, że pracujesz.

W praktyce wyglądało to tak, że robotnik machał łopatą tylko wówczas, gdy na niego patrzył ktoś z „biurowych”. Widziałem to na co dzień, gdy obok bloku, w którym mieszkam, budowano szkołę… Robotnicy krzątali się po placu byle przetrwać do 13.00 (od tej godziny sprzedawano wówczas alkohol). Potem jeden „skakał” po piwko, później „po łyku” i symulując pracę czekamy do 15, kiedy to „zmywa się” administracja. Później podjeżdżały „żuki” a przez ogrodzenie śmigały worki cementu, które następnie trafiały na prywatne budowy…

– Epoką największej kradzieży był jednak okres tzw. „transformacji ustrojowej”, kiedy to dawni komuniści zorientowali się, że czasy realnego socjalizmu dobiegają końca i zamienili „Kapitał” Marksa na kapitał wyszabrowany z majątku publicznego.
Ten okres zapisał się w naszej historii jako czas „złodziejskiej prywatyzacji”.

– W początkach lat 90-tych szabrowano całe państwowe zakłady. Zakupione parę miesięcy wcześniej maszyny lekko uszkadzano (na przykład waląc młotem w obudowę), po czym przeznaczano do złomowania i podstawiony nabywca kupował to w cenie złomu… W taki sposób powstawały fortuny.

Kierownicy państwowych zakładów, którzy pomogli w ich upadłości, zostawali pełnomocnikami likwidatorów a później byli zatrudniani na dobrze płatnych stanowiskach przez tych, którzy po przejęciu przedsiębiorstwa za bezcen uruchamiali w nim często zupełnie inną produkcję.

W tamtych czasach liczyły się układy z ludźmi z systemu bankowego. Żeby nie mając nic kupić zakład, trzeba było dostać kredyt ale jak dostać kredyt, gdy nie ma się niczego, co mogłoby służyć za zabezpieczenie tegoż kredytu? Okazało się, że można. Ponoć kosztowało to 5% wręczone „komu trzeba”. Jeśli już kupiło się pierwszy taki zakład, można było dostać kredyt, dając jako zabezpieczenie ten dopiero co kupiony zakład. Potem następny pod poprzednie dwa i tak dalej… Ale trzeba było mieć układy…

Wiele o tym słyszałem od naszych krajowych „biznesmenów” w białych skarpetkach noszonych do ciemnych butów. W tamtych czasach tytułowało się takiego „prezesem”. Oni uwielbiali ten tytuł prezesa… Wielu spośród tych pierwszych polskich biznesmenów nie znało żadnych języków obcych ani prawa gospodarczego obowiązującego w krajach skąd przychodziły zamówienia, więc ich zagraniczni partnerzy traktowali ich tak, jak pewnie traktowali plemiennych kacyków afrykańskich biali kolonialiści przyjeżdżający do Afryki ze skrzyniami pełnymi szklanych paciorków i lusterek. Przywozili całe walizki elektronicznych gadżetów, którymi nasi „biznesmeni” bawili się jak dzieci… Poza tym wszyscy z mojego rocznika pamiętają słynne hasło głoszące, że pierwszy milion trzeba ukraść…

– Obecne państwo odziedziczyło po PRL rozwinięty system fiskalizmu i redystrybucji. Duża część dochodów obywateli nadal trafia do budżetu i tam jest dzielona przez polityków. Nie zmieniło się również powszechne nastawienie do mienia publicznego, które jest uważane za niczyje. A ludzie nadal wyłudzają od państwa różne świadczenia i nie czują się winni kradzieży.

– Mama miała znajomą z pracy, która za „kopertę” wręczaną lekarzowi dostawała skierowanie do sanatorium…Przez wiele lat jadąc autobusem na działkę w Chodczu, spotykałem TYCH SAMYCH LUDZI jadących do Ciechocinka… Wyglądali mi bardziej na rozbawionych wczasowiczów niż ludzi potrzebujących opieki medycznej…

Ze swoistym dziedzictwem PRL mamy do czynienia po dziś dzień. Wśród Polaków nadal pokutuje przekonanie, że państwo powinno mieć budżet jak największy, żeby obficie „rozdawać ludziom” – oczywiście rozdawać, czyli dawać ZA NIC, „darmo”, bo przecież „ludziom się należy”.

Polacy kopiują socjalne państwo opiekuńcze z Zachodu ale fundują to rozdawnictwo na kredyt, bo Zachód rozdawał to, co zgromadziły poprzednie pokolenia, podczas gdy my obecnie wydajemy to, co następne pokolenia będą musiały dopiero wypracować. Rozmawiałem niedawno z emerytami, którzy byli na mnie oburzeni, gdy im mówiłem, że właśnie zadłużają własne wnuki i prawnuki. Oni nie widzą nic złego w tym, że zaciągają dług, który obciąży kilka kolejnych pokoleń. Do nich nie dociera, że długi zaciągnięte przez Gierka są niczym w porównaniu z ODSETKAMI od obecnego długu. Oni się tym nie przejmują a jeden z nich z rozbrajającą szczerością oznajmił, że jego już nie będzie…

– Po 1989 roku dużo mówiło się o konieczności budowania krajowej klasy średniej i część ludzi naprawdę w to uwierzyła. Ci, którzy zaczynali od handlu z wystawionych na ulicy łóżek polowych, szybko dorabiali się „szczęk”, które później zamieniali na porządne sklepy. Sprzyjały temu uchwalone jeszcze w ostatnich latach PRL „ustawy Wilczka”, które koncesjonowaną działalność gospodarczą ograniczały do kilku branż. Nie trwało to jednak długo. Urzędnicy zapewne uznali, że nie może być tak, że bez ich zezwolenia i stosownych pieczątek człowiek może cokolwiek przedsięwziąć. Może politycy najzwyczajniej uznali, że obywateli należy trzymać w ekonomicznym niedorozwoju, aby byli zależni od łaski i niełaski władzy i głosowali na tych, którzy rozdają, nie wymagając pracy?

– Dla człowieka o mentalności PRL-owskiego urzędasa po dziś dzień jest rzeczą nie do pomyślenia, by ktoś bez zgody takiego czy innego urzędu postawił na własnej działce dom, wykopał studnię czy wyciął drzewa…

Brak UCZCIWEJ REPRYWATYZACJI a przede wszystkim ZWROTU MIENIA skutecznie odsunął od udziału w odbudowie kraju dawnych właścicieli i ich spadkobierców, sprawiając, że rzekomo demokratyczne państwo niejednokrotnie stawało się PASEREM, sprzedającym to, co ukradła komuna… Dlatego w życiu gospodarczym brylowali zatem ludzie, którzy dopiero co się dorobili i brakowało im etosu pracy, którym charakteryzowały się przedwojenne kręgi przemysłowców… Dla nowobogackich liczył się szybki zysk i konsumpcja, której zazdrościli sąsiedzi.

Ponieważ – jak już powiedziałem – do udziału w życiu gospodarczym w olbrzymiej większości nie dopuszczono przedwojennych przemysłowców i ich spadkobierców (choćby poprzez brak ZWROTU MIENIA zagrabionego przez „Polskę Ludową”), etyka biznesu to coś, co musimy budować od podstaw. Ważnym zadaniem powinno stać się uzdrowienie postaw naszych rodaków i wykorzenienie szkodliwych nawyków z czasów PRL.

– Niestety nasze szkolnictwo nie stoi na wysokości zadania i nie wychowuje Polaków na przedsiębiorczych wizjonerów ale na pracowników najemnych. Duże partie polityczne głoszą etatyzm a większość wyborców woli dostać od władzy kolejną zapomogę zamiast niskich podatków.

Po 1989 roku taka Unia Polityki Realnej, głosząca że „państwo jest bogate bogactwem jego obywateli” czy postulująca, by ludziom nie dawać ryby (zasiłków) ale wędkę (niskie podatki), by mogli sami tę rybę złowić, nie odnosiła sukcesów wyborczych. Większość Polaków wolała i nadal woli dostać gotową rybę, którą ktoś za nich złowił, oskrobał, wypatroszył, przyprawił i usmażył… Większość ludzi niestety woli SOCJALIZM… czyli de facto wybiera kradzież i „darmochę” przyprawioną szumnymi hasłami „sprawiedliwości społecznej”…

Wywiad przeprowadził Marcin Janowski.

Kosztowna ściema?

Wyobraź sobie człowieku sytuację, kiedy z jakichś względów, ktoś chce całkowicie zakłamać
prawdę historyczną i mówiąc wprost, odwrócić kota ogonem. Jak to zrobić aby społeczność
międzynarodowa, w większości leniwa i zmanipulowana przez media, uwierzyła w inny niż
historyczny przekaz? Sprawa jest banalnie prosta acz kosztowna. Wystarczy zainwestować
w kilka lub kilkanaście dzieł filmowych, produkcji pełnometrażowych czy seriali.

Jest jeden warunek. Muszą one mieć rangę uznanych dzieł. To także banalnie proste. Nie ma żadnego problemu aby te dzieła otrzymały nagrody typu Oscar, Nagroda Festiwalu w Cannes czy inne Złote Globy, itd., itp. Po takiej promocji i wylaniu rzeki łez w kinach lub przed telewizorami,
bez znaczenia czy ze śmiechu czy z powodu żalu i smutku, prawda historyczna przestaje mieć
znaczenie. Po latach prawdą staje się historia z ekranu. Jak zwykle skupiłem się tutaj na moim
ukochanym kinie ale inne formy przekazu podlegają tym samym prawidłom.

A wszystko rozbija się o intencje. Jeśli intencje twórcy są czyste, problemu nie ma. Jeśli jednak
za dziełem stoją złe intencje, problem jest ogromny. I tu dochodzimy do sedna. Odpowiedź na pytanie czy intencje obrzydliwie bogatych wrogów człowieczeństwa są dobre jest oczywista. Inne pytanie, które zaraz się nasuwa to to, jakich
profitów oprócz zwykłego zysku finansowego spodziewa się ten, kto inwestuje przez dziesięciolecia miliardy dolarów w formowanie dusz? Na przestrzeni dziejów zawsze był tylko jeden powód. Żądza władzy. Teraz dochodzi do tego chorobliwy strach i związane z tym nerwowe działania, podobne do tych jakie wykonuje zagoniony w matnię zwierz. I to wcale nie jest dziwne. Jeśli cały wysiłek finansowy, organizacyjny i intelektualny (?), poświęca się na
to aby urządzić sobie gniazdko czyli cały świat po swojemu, to oczekiwania są ogromne. Nie
będą więc im tutaj jakieś kundle, bo tak o nas myślą te „elyty”, bruździć i zakłócać realizację
tego zbożnego celu jaki sobie wyznaczyli.

Swoją drogą czy to jednak nie amatorzy skoro całkiem spora grupa ludzi, rozszyfrowała ich
plany i jeszcze o zgrozo uświadamia wciąż szersze kręgi?

Wielokrotnie w historii mieliśmy
przykłady, kiedy skrupulatnie ukrywana prawda i tak wychodziła na jaw. Jest sporo symptomów mówiących o tym, że teraz też tak będzie, a odwieczne starania tych co mają chorą ambicję zarządzania ludzkimi duszami, zostaną spłukane do szamba.

Jeśli tak się stanie, będziemy świadkami jak z wielkim hukiem najkosztowniejsza w dziejach
ściema, rozbija się o coś czego oni nie są w stanie zrozumieć. Swoje wredne pyski rozwalą o najpiękniejsze wartości jakie niesie człowieczeństwo: miłość, prawdę, wolność i marzenia.

EUGENIUSZ NOWAK #WGO
24.09.2022R.

Co tam Panie w polityce?

Można odnieść wrażenie, że jesteśmy jak we wrześniu 1939 roku w stanie wojny światowej. Bogu dzięki wojna kinetyczna nas nie dotyczy, ale żniwo tej wojny jest porównywalne…

Pewnie zastanawiacie się, o czym ja mówię??

Dane. Po prostu, dane.

200 000 nadmiarowych zgonów, to ofiary tej hybrydowej wojny, która rozkręca się w zastraszającym tempie. Jest to wojna o umysły, o ciała i o ducha ludzi na całym świecie. Bronią podstawową jest propaganda i cenzura oraz podatki, a także broń biologiczna i elektrosoniczna.

Sekta psychopatów i zwolenników religii ochrony środowiska, zmusza nas do przyjęcia dogmatów tej nowej religii, nie czyniąc zgoła nic w celu rzetelnej ochrony środowiska i prawidłowgo zagospodarywania bogactw Ziemi.

CO2 nagle stało się wrogiem numer JEDEN.

Już w szkole podstawowej dzieci uczą się, że z dwutlenku węgla i wody przy wykorzystaniu energii światła słonecznego powstają związki organiczne i tlen, będące pokarmem dla roślin.

Jakie to proste. Z CO2 i H2O powstaje tlen, a ludziom nakładają podatki za wytwarzanie podstawowego nośnika fotosyntezy.

Dodajmy do tego smugi chemiczne wytwarzane przez samoloty (co ciekawe, już w 2015 roku Hiszpanie na łamach Parlamentu Europejskiego przyznali się do oprysków w czterech regionach) – program wdrożony na początku XXI wieku jako zabezpieczenie przed szkodliwym promieniowaniem słońca. Czyli ograniczając dostęp promieni słonecznych, spowalniamy proces fotosyntezy.

W naszym kraju zatruwa się wodę.

Ścieki warszawskie w Wiśle, zatruta Odra i wiele innych rzek w pomniejszym stopniu. W innych krajach są nieporównywalnie większe katastrofy od dawna. W Kazachstanie, w Chinach, w Niemczech, w każdym kraju gdzie wydobywa się złoża pierwiastków ziem rzadkich, gdzie rozwinięty jest przemysł chemiczny i gdzie rządzi ideologia zysku w miejce rozumu.

Do fotosyntezy potrzebne jest CO2 i woda. Zatruwając wodę zatruwamy produkty roślinne. Dorzucając glifosat i środki ochrony roślin mamy gwarancję, że ludzkość będzie zatruta wcześniej czy później.

Wycina się na potęgę lasy. Padła ofiarą puszcza amazońska, lasy tropikalne i podzwrotnikowe. Teraz przyszła kolej na polskie lasy. No bo trzeba zmniejszyć ilość tlenu produkowanego przez kompleksy leśne, żeby móc wmawiać ludziom, że CO2 jest szkodliwe. Żeby płacili haracz bez szemrania.

Komu służy ta kłamliwa propaganda?

Myśląc skrótowo można powiedzieć, że służy głównie tym, których stać na wytwarzanie CO2 za pomocą prywatnych odrzutowców, właścicielom drogich rezydencji po kilkatysięcy m2 powierzchni z podgrzewanymi basenami oraz drogich, nieekonomicznych aut.

Pogłębiając temat z punktu spojrzenia geopolitycznego, możemy też wyciągnąć inne wnioski.

Ameryka północna, kraj zdominowany przez kolonialistów, którzy bezlitośnie wymordowali ludność rdzenną, za pomocą broni biologicznej i palnej oraz alkoholu, rozszerzała swoje wpływy kolonialne na cały świat i tym samym sposobem pod pretekstem wprowadzania demokracji i obrony praw człowieka prowadziła działania wojenne niemal w każdym zakątku świata. Dokonując przewrotów i stymulując wojny domowe, mordowała rzesze nieświadomej i manipulowanej ludności. Kto pamięta dzisiaj okropności wojny w Wietnamie? Bombardowania napalmem? Handel heroiną czy kokainą uprawiany przez armię amerykańską?

Całe populacje w Indiach, Afryce i innych miejscach na Ziemi padały ofiarą tak zwanych szczepień, skutkujących bezpłodnością, kalectwem, zgonami. Nikt nie odważył się zakwalifikować tych szczepień do wyrafinowanej broni biologicznej.

Na szczęście natura broni się sama. Spalone lasy odrastają, biocenoza się odradza. Zmasakrowany Wietnam ma obecnie około 100 milionów ludności i dzietność na poziomie przekraczającym współczynnik 2 więc naród się rozwija i odradza. Indonezja- kraj o czerwono-białej fladze rozsypany po wyspach Pacyfiku ma 275 milionów i również dzietność powyżej 2. Malezja, kraj porównywalny do Polski pod wzgledem powierzchni i ludności ma współczynnik dzietności 1,98. Dewizą tego kraju jest hasło” W jedności siła.” Hymn Malezji, Pieśń Nagaraka co oznacza moja Ojczyzna – zaczyna sie od słów:
Ziemia, na której przelała się moja krew, gdzie mieszkają ludzie
Zjednoczeni i postępowi z danym od Boga Błogosławieństwem szczęścia…”

Pozazdrościć takiej świadomości narodowej.

Cywilizacja światowa zmieniła swój punkt ciężkości. Kraje Pacyfiku, Chiny, Indie i wszystkie pozostałe są w ciągłym rozwoju. Dzięki etosowi pracy.
Amerykanizacja krajów tak zwanych rozwiniętych pogrążyła świat zachodu w stan agonii.
Finansjera światowa skoncentrowana głównie w USA i GB postanowiła zniszczyć Europę, zbyt zasobną, zbyt kulturalną, zbyt roszczeniową, by następnie zdominować kraje azjatyckie i zarazić amerykanizmem kraje Pacyfiku.
Udało im się to w Polsce. Z kraju będącego w pierwszej dziesiątce krajów wysokouprzemysłowionych staliśmy się zacofaną kolonią z długami. W ciągu 30 lat za pomocą tchórzliwych, chciwych polityków bez wizji, dokonali więcej zniszczeń niż wojna. Drenaż umysłów, (kilka milionów wyjechało), drenaż zasobów, niewolnictwo podatkowe i legislacyjne.

Nasi sąsiedzi, którymi straszą nas politycy, nasi odwieczni wrogowie – Niemcy, przy pomocy swoich własnych przywódców przymierzają się do samobójstwa.
Vif Expres podał informację, że ponad 14 milionów Niemców żyje poniżej progu ubóstwa.
Francja- niegdyś córa Kościoła- kraj wojen religijnych, dziś staje się powoli muzułmańskim kalifatem. Ludność biednieje z roku na rok, odżywia się w restauracjach serca dla ubogich, płaci coraz większe podatki i nie rozumie dlaczego mając 56 central atomowych ma stale podwyżki cen energii, dlaczego ich zakłady przemysłowe są sprzedawane, dlaczego jest coraz mniej miejsc pracy, dlaczego ich armia jest uszczuplana – np. piechoty mają tyle co Szwajcaria. Dług wynosi 120% ich PKB.
Włochy już nie kryją się z zamiarem opuszczenia tonącej łajby jaką jest Unia Europejska. Niemcy skorzystały na wprowadzeniu euro, Włochy upadły z kretesem na tej zamianie walut. Ich dług wynosi 150% ich PKB. Nie do spłacenia w tym systemie. Dlatego spozierają na Chiny. Złośliwi mówią, że ruch 5 Gwiazd powstał dzięki chińskim gwiazdom.

Chińczycy nie napadają, nie kolonizują innych krajów wzorem Anglosasów, Niemców, Francuzów czy Hiszpanów. Oni kolonizują ekonomicznie. Kupili od zadłużonych Greków port w Pireusie. Zainwestowali w biedne kraje afrykańskie. Wynajmują areały pod produkcję żywności, bo mają sporo ludzi do wyżywienia.
Niestety, ani Chiny, ani Indie, ani inne kraje azjatyckie nie dbają o środowisko. Nie w sensie ogłupiającej ideologii dwutlenkowej, w sensie ograniczenia produkcji śmieci. Kiedyś ubrania, buty, produkty codziennego użytku cechowała trwałość. Zastąpiona została bylejakością, taniochą, ideologią jednorazowego użytku.
Zarówno Pacyfik jak i inne oceany i zbiorniki wodne są coraz bardziej zanieczyszczone. To daje tej sekcie zbawców ludzkości pretekst do działań w celu wyeliminowanowania znacznej liczby ludzi w imię ratowania Ziemi. Mówią o tym otwartym tekstem na łamach ONZ , UNESCO i WHO. Większość tych organizacji jest podległa ekonomicznie i ideologicznie sekciarzom, którzy nakradli i naprodukowali tyle kasy za pomocą lichwy i grabieży wojennych, że manipulują bez żadnych ograniczeń ludźmi na ich żołdzie.

Świat powoli staje się obozem koncentracyjnym, w którym rolę kapo spełniają politycy, dziennikarze, pracownicy budżetówki i wszyscy ci, którzy nie mając świadomości, służą temu sytemowi. Absurdalne gdy pomysleć, że tylko na powierzchni samego stanu Texas, który ma niecałe 700 000 km2 mogłaby zmieścić się cała siedmiomiliardowa rzesza mieszkańców Ziemi i każy miałby do dyspozycji 100m2…

Krakowska Niewiasta #WGO
20.09.2022r.

„…. a orkiestra grała do końca”

Jakieś takie dziwne odczucia panoszą się we mnie ostatnimi czasy. Użyłbym nawet tekstu ze słynnego skeczu z udziałem Jana Kobuszewskiego i Kazimierza Brusikiewicza, a brzmi on: „mam zbiegowisko w głowie”.

Sporo ostatnio jeżdżę, spotykam się, rozmawiam, obserwuję i tak jakoś nic mi nie pasuje do informacji, jakimi jesteśmy bombardowani zewsząd, a składających się na obraz
domniemanego, zbliżającego się końca świata. I tak. Tu ktoś planuje budowę domu, tu z kolei ktoś bierze ślub, spodziewa się lub myśli o potomku albo dzieli się marzeniami, które nie zakładają żadnych ograniczeń. Z telewizora wylewają się co prawda wieści, o których jeszcze niedawno powiedzielibyśmy, że są z gatunku jakiegoś tam dowolnego
fiction ale są podawane w taki sposób jakby to była normalka. Mało tego, ludzie zachowują się jakby to co ich otacza i osacza było właśnie tą normalką.

Na słynnym statku, który nie dopłynął do celu i gdzie orkiestra grała do końca, sytuacja
też była tragiczna, a stopień świadomości jakże podobny do tego, który tak jęczy w naszym społeczeństwie. Oto mamy elity mające pełną świadomość tego co się dzieje, oczywiście z wyjątkami tych niebieskich ptaków, których pełno zawsze i wszędzie, bawiących się i wydających pieniądze bez umiaru. Mamy też część całkowicie nieświadomych, podążających za głosem płynącym z góry, z boku, z dołu, nieważne.
Byle był na tyle wiarygodny aby zwolnił z myślenia. To chyba sort dominujący.

No i mamy tych przebudzonych, świadomych, próbujących działać.
Na Titanicu wiadomo było jak to się skończy. Na okręcie, którym my wszyscy płyniemy, niewiadomych jest tak dużo, że równanie wydaje się nie do rozwiązania. Ta obserwacja, o której wspominam na początku do miłych nie należy. Wrażenie mam takie jakby nikt
nie zauważał, że woda jest już w połowie okien i do tego sporo jest takich, którzy jak filmowy Jack Dawson mają kajdanki na rękach i mimo wiedzy i chęci nic nie mogą
zrobić. Wydaje się, że tym co w tej sytuacji jest dobrym wyjściem, to znalezienie osób, które znajdą siekierę i nawet mimo śmiertelnego zagrożenia uwolnią takich zakneblowanych ze związanymi rękoma. Wojowników nigdy za wiele. Nigdy też za wiele takich spryciarzy, którzy w każdej sytuacji i pod presją największego zagrożenia potrafią znaleźć wyjście tak jak Rose. Ona miała motywację jedną z największych możliwych czyli miłość. Ale czyż dzisiaj brakuje motywacji?

Zagrożone są wartości najważniejsze, prawo do życia, do godności osobistej, do wolności, do stanowienia o sobie i swoim
ciele, nawet do życia w rodzinie.

Jak wielu z nas skorzysta z tej motywacji? Czy iskra trafi w lont?

Eugeniusz Nowak #WGO
15 września 2022

Czy jeszcze warto ? Czy jest dla kogo ?

Wypaleni problemami rodzinnymi, zawodowymi, finansowymi oraz przede wszystkim bezradnością wobec wydarzeń ostatnich dwóch lat, tracimy siłę i zapał do wszystkiego. Zaczynają się pojawiać powoli i po cichu myśli „czy warto?”, „dla kogo?”, „nic nie zmienimy”, „to nie ma sensu”, „po co ja się tak męczę?”. Następnie próbuje wejść niepostrzeżenie „wygodnictwo”, „ucieczka w”, rezygnacja. Mniejszość kontra większość, wydaję się, że jest to bariera nie do pokonania. Czy właśnie tak jest?

Żyjemy wygodnie, bardziej lub mniej, ale wygodnie. Wszystko mamy podane, zrobione, gotowe, na już. Klikamy, przełączamy, zmieniamy. Działamy mechanicznie. Przytłoczeni codziennymi obowiązkami, rozleniwieni dostępnością wszystkiego co kryje w sobie fast i smart, zaczynamy faktycznie żyć w nowej rzeczywistości. Jednak nikt nie zadaje sobie kilku podstawowych pytań. Czy jest to dla nas zdrowe? Czy jest to zgodne z naszą naturą? Czy naprawdę wystarczy nam tzw. życie „od – do”? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego jako społeczeństwo przestaliśmy szanować więzi międzyludzkie? Dlaczego nie staramy się wygospodarować czasu na zdobywanie wiedzy, na intelektualne burze mózgów, wymianę doświadczeń, edukację i wreszcie wymianę międzypokoleniową? Co się stało z ideą rozwoju człowieka nie tylko na poziomie cielesnym, ale i duchowym? Dlaczego nie zwracamy uwagi na język jakim się posługujemy? Dlaczego przestajemy szanować naszą tożsamość narodową? Czy rzeczywiście jest nam to obojętne kto posiada legitymizację władzy? Zdecydowanie jest to temat na dłuższy artykuł, do którego z pewnością powrócę, ale dziś zależy mi na tym, aby każdy z nas spróbował sam odpowiedzieć sobie na te pytania. Abyśmy zadali te pytania swoim najbliższym, ludziom, z którymi spędzamy czas. Żyjemy w pewnego rodzaju zawieszeniu, niepewni jutra i tego jak świat będzie dalej wyglądał. Można się głęboko zastanowić nad tym jakie już zaczynają być i są przed nami konsekwencje wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce i na świecie w ciągu ostatniego roku.

Zacznijmy jednak od tego, co tak właściwie się wydarzyło?

Przede wszystkim zostaliśmy odcięci w pewien sposób od relacji międzyludzkich, od naszej pozornej stabilności, od możliwości samodecydowania w pełni o sobie. Dotychczasowy pęd i chaos jaki nas otaczał został uzupełniony o stały niepokój oraz lęk o jutro, o nasze życie i o życie drugiego człowieka. Daliśmy się złapać w pułapkę. Nie wykonujemy kroku w przód, nie potrafimy utrzymać też tego co mieliśmy dotychczas. Pomimo zamknięcia nie wykorzystaliśmy racjonalnie czasu. Oczywiście nie wszyscy. Jednak jako społeczeństwo nie zdaliśmy egzaminu (cytując klasyka). Jeszcze bardziej niż przed rokiem 2020 porzuciliśmy naszą kulturę i wartości, które wzmacniały naszą tożsamość. Uśpieni za pomocą przekazu medialnego, mass mediów i nowej technologii zaczęliśmy jeszcze mocniej odcinać się od sensu życia. Przestaliśmy całkowicie zwracać uwagę na to co przekazywane jest naszym dzieciom w szkołach i na Uniwersytetach, na to jakie treści promowane są w środkach masowego przekazu, na to co kupujemy i gdzie kupujemy, na co poświęcamy czas, o czym rozmawiamy. Nie szanujemy się. Nie wzmacniamy w sobie silnych podstawowych zasad i wartości. Przebywamy wśród ludzi udając, że tak samo postrzegamy świat jak oni, bojąc się jednocześnie wyrazić własne zdanie. Zaczyna nam być wszystko jedno, byle by…

Nagle budzimy się w nowej rzeczywistości, w której króluje brak poszanowania zasad, chaos, zobojętnienie, bierność, odejście od filarów utrzymujących z pokolenia na pokolenia nasze rody, a potem dziwimy się, że jest jak jest, a nie jest inaczej. Gdzie podziały się domy kultury z prawdziwego zdarzenia, instytuty wiedzy, dlaczego nie ma przestrzeni do wymiany międzypokoleniowej. Nie zwalajmy winy na ostatnie globalne wydarzenia. Przestańmy siebie usprawiedliwiać. Zastanówmy się czy takiego świata chcemy. Czy rzeczywiście nie potrzebna nam kultura przez duże K czy faktycznie wystarczy nam klikanie, przełączanie, zmienianie? Otwórzmy się na myślenie, zacznijmy rozmawiać i wymagać, zacznijmy od samych siebie.

Przywróćmy u siebie zdolność do racjonalnego myślenia, pobudzania intelektu, szukania przyczyn otaczającej nas rzeczywistości oraz budowania społeczności, która zna swoją wartość i nie jest bierna.

Możemy wszyscy odpuścić, możemy pilnować własnych czterech liter, możemy żyć z „duchem” czasu. Możemy ulec bierności, bylejakości, standardowi, uniwersalizmowi, żyć od-do, korzystać z „dóbr” współczesności. Możemy być wreszcie jak wszyscy, przecież nikt nam nie broni. O co nam chodzi? O co się tak wściekamy? Czy nie możemy po prostu się dostosować? Nie wychylać? Czy naprawdę nie możemy?

Uśmiecham się tu w tym momencie do Was

A no właśnie, NIE MOŻEMY (!)

…bo czy jest to nasz świat? Sztucznie wykreowana rzeczywistość, w której mamy żyć?

Świat, w którym wszystko odwracane jest do góry nogami?

Trochę ze smutkiem przyglądam się jak akceptowana jest damska-zniewieściała wersja mężczyzny, i męska-niedelikatna wersja kobiety. Chyba w końcu trzeba powiedzieć to na głos, że odchylenie-choroba-zaburzenie zostaje podniesione do rangi czegoś wyjątkowego, niemal cudownego, pełnego miłości i akceptacji, w miejsce stwierdzenia faktu, że coś jest nie tak z daną osobą i należy się tym zająć, a nie jedynie usprawiedliwiać, i dodatkowo stawiać wyżej od zwykłego, normalnego Kowalskiego, dany „przypadek”.

Czy jest to nasz świat, w którym nie ma szacunku do kultury, do przodków, do korzeni, do tradycji, do wartości, do nauki (tej prawdziwej), do zasad, do rozmowy, do drugiego człowieka, do respektowania pewnych uwarunkowań dzięki, którym przetrwały i umacniały się całe pokolenia i społeczeństwa? Czy świat, w którym nie wolno zadawać pytań, dociekać, analizować, dyskutować jest naszym światem? Czy dobrze jest żyć w świecie gdzie ktoś mówi Ci jak możesz (masz/powinieneś) teraz żyć? Czy nasze życie skupiać się ma jedynie na pracy, próbie przetrwania, imprezie/wakacjach i jedzeniu oraz piciu? Czy nie potrzebujemy czegoś więcej od życia? Jak jest z Tobą? Czy Ci się jeszcze chce czy już nie? I czy jeśli nie, to czy jesteś z tego dumny/a? Czy masz za sobą kilkadziesiąt lat walki i ciężkiej pracy w tym temacie? Bo jeśli nie, to masz wybór, albo będziesz „jednym z” – wielu – masą społeczną – jednolitą – bez smaku – albo, weźmiesz się w garść i uratujesz swój kręgosłup moralny. To Twój wybór!

I tak już na sam koniec. Przed drugą wojną światową były duże rodziny, majątki, własność, pewne schematy i tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenia. Są ludzie, którzy potracili dosłownie całe rodziny, majątki i wszystko co mieli. Ale mimo tego, co się wydarzyło, ktoś z rodziny przetrwał i krew z pokolenia na pokolenia płynie dalej. Dlatego następnym razem jak usłysz COVID – INFLACJA – WOJNA – UFO – I inne…a – to przypomnij sobie, że pomimo tego, że nad ludźmi wisiało widmo zagłady to Ty żyjesz, idź do lustra i zadaj sobie pytanie na głos: czego jeszcze nie zrobiłem dla siebie i mojej Ojczyzny, a potem przeczytaj nagłówek tego artykułu, weź głęboki wdech i wydech, i weź się do roboty, ku chwale Ojczyzny!

Andrea #WGO 10.09.2022

Moje filmowe impresje

Autentycznie mam jakieś skrzywienie filmowe. Bardzo lubię kino i to najróżniejsze. Oczywiście kocham musicale i muzykę filmową i tym gatunkom poświęcam najwięcej
czasu. A skrzywienie? No cóż, ciągle szukam nowych przekazów i myśli płynących z ekranu.

Dopiero co oglądałem stary polski film z lat 60-tych „Szatan z siódmej klasy”. No wiem, milicja, Adaś bohater, trochę propagandy i tak dalej. Ale co innego mnie zaprzątnęło.

Ja mam swoje lata i pamiętam jeszcze tę sielskość, ciszę
i spokój wiejskiego krajobrazu, wakacyjną beztroskę i wszechobecną życzliwość. To
oczywiście przypadek, że akurat ten film mi o tym przypomniał i jednocześnie uświadomił co wszyscy utraciliśmy, goniąc za nowoczesnością. Goniąc albo przyjmując jako dobro podawane nam gadżety. Tymczasem spójrzcie jak my teraz żyjemy. Zamiast w piękne pejzaże gapimy się w ekrany, a zamiast rozmawiać piszemy „krótkie wiadomości tekstowe” okraszając je namiastką emocji w postaci obrazka. Nikt nie jest bez winy. Pamiętam jak sam wpadłem w ten wir zachwytu technologią. Nawet koledzy
synów mówili, jaki ten wasz tata „mobilny”, mając na myśli „obeznany z nowinkami”. I musiało minąć dobre 20 lat zanim do mnie dotarło, że brniemy w odczłowieczenie.

Może wspomnę o jeszcze jednym polskim filmie. „Człowiek z magicznym pudełkiem”
objawił mi się wczoraj. Wiecie jak to jest kiedy człowiek leży chory i książka go parzy. Odruchowo sięgamy po pilota. Włączam patrzę a tu jakieś polskie Si-fi. Jakoś dziwnie mnie zainteresowało i okazało się, że słusznie. Warszawa, rok 2030. Jakieś dziwne obrazki podobne do ulic z okresu pandemii. Zamaskowane służby, policja. Mamy rządy
jakiejś wielkiej korporacji, podział klasowy na tych którzy mieli i na tych co nie mieli na tyle szczęścia aby znaleźć się wyżej w hierarchii, chipy wszyte w dłoniach, kredyty
na nich zapisane i służące do płacenia za wszystko. Brzmi znajomo? Film jest z 2017
roku i opowiada o podróży w czasie, wolnym duchu, którego zdławić się nie da, tęsknocie za bliskością między ludźmi. Tak mnie jakoś ścisnęło za gardło jak to
oglądałem. Gdzieś tam nasi twórcy czują podskórnie, że człowiek może drugiemu człowiekowi
zgotować niemiły los, powodowany żądzą władzy, chęcią zysku czy przerośniętym ego. I dają nam też wskazówki co może powstrzymać takich ludzi.

My właśnie to robimy. Nie pozwalamy odebrać sobie godności, wolności i praw
nabytych od urodzenia, prawa do uczuć, popełniania błędów i wielu innych spraw.

Najłatwiej opisać to tak:
Walczymy, o paradoksie z ludźmi, o prawo do tego aby być ludźmi.

Eugeniusz Nowak #WGO
8 września 2022

 Jawa czy sen?

Obudziłem się, którejś czerwcowej nocy, niedawno, z tym dziwnym uczuciem, kiedy nie wiesz czy to co przeżyłeś przed chwilą było jawą czy snem. Zazwyczaj mija trochę czasu zanim doświadczony takim zjawiskiem zapanujesz nad mieszanką strachu, zdenerwowania i dezorientacji. W każdym razie po dłuższej chwili, już w zasadzie uspokojony, zacząłem „przewijać taśmę”. Odtwarzałem po kawałku, ten jak się okazało koszmar.
Otworzyłem oczy w jakimś pokoju, do którego zaglądało słońce. To co mnie zdziwiło to ściany
z drewnianych bali. Nie jestem u siebie, pomyślałem. Za oknem było słychać krzyki, ale nie zdołałem stwierdzić kto krzyczy i w jakim języku. Po chwili usłyszałem jednak wyraźne: uciekać!!! Nie wiedziałem co zrobić. Wyjść
i zobaczyć co się dzieje czy może dać sobie spokój bo przecież tak naprawdę co mogło się dziać? Kiedy usłyszałem strzały poczułem w gardle dziwne ściskanie. Nie mogłem przełknąć śliny.
O takich sprawach jak przełykanie śliny normalnie przecież nikt nie myśli a ja miałem w głowie w tej chwili
tylko tę myśl. Jak przełknąć.

Druga seria z automatu musiała dosięgnąć ścian domu w którym byłem bo dało się słyszeć dźwięk, który pamiętałem z czasów służby wojskowej kiedy strzelałem do tarczy. Tym razem postanowiłem wyjrzeć na
zewnątrz. Obraz jaki mi się objawił był bardzo podobny do efektu, który każdy kto był
w dobrym kinie 3D dobrze zna. Miałem wrażenie bycia wewnątrz jakiejś scenografii, którą w przybliżeniu umiejscowiłem na jakiejś wsi na wschodzie. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem toczącą się akcję.

Uciekających ludzi, mężczyzn, kobiety i dzieci. Panował straszny chaos, a przestrzeń wypełniały krzyki. W tym
momencie zorientowałem się, że nikt mnie nie widzi. Po wykrzyczanych z trudem słowach: hej ludzie co się tu dzieje, dotarło do mnie, że nikt mnie też nie słyszy. Obrazy które kolejno przesuwały mi się przed oczami były jak wyjęte z filmu wojennego ale po chwili było już jasne, że jedni ludzie byli ofiarami, a inni oprawcami. Nie było żołnierzy. Wszyscy ci ludzie, niezależnie po której byli stronie, znali się bo wykrzykiwali do siebie imiona
i nazwiska.

Teraz dopiero wyraźnie zobaczyłem, że wielu miało w rękach jakieś narzędzia. Siekiery, widły, tasaki i co tam jeszcze można znaleźć w wiejskim obejściu. Ale ci ludzie nie rąbali drewna, nie przerzucali gnoju czy siana i nie przecinali tusz wieprzowych. Oni zabijali. Zabijali wszystkich których udało im się złapać, znaleźć, dogonić. Umierały dzieci, kobiety i mężczyźni. Moje przerażenie narastało ale nie
z powodu strachu o siebie. Byłem przecież widzem, niemym i niewidocznym świadkiem strasznych rzeczy. Niech to się skończy, niech to się już skończy, huczało mi głowie.

Obrazy przesuwały się jednak dalej. Kiedy zatrzymywałem wzrok to miałem wrażenie stopklatki, tak jakby projektor w kinie się zatrzymał. Miałem odczucie, że te nieruchome kadry stoją mi przed oczami całą wieczność. Nie chciałem patrzeć na odcięte głowy,
ręce i nogi, na wnętrzności wylewające się z brzucha, a zwłaszcza na wykrzywione twarze z otwartymi oczami, w których widać było tylko przerażenie. Zacząłem krzyczeć, gdzie ja jestem, co ja tu robię, to nie kino. To nie było kino i jednocześnie było.

Kiedy w 2016 roku wszedł na ekrany „Wołyń”, obiecywałem sobie że nie zdecyduję się go obejrzeć. To było takie dziwne uczucie strachu pomieszane z płynącym z wnętrza głosem wołającym, musisz. Bałem się znając historię, że twórca nie będzie oszczędny. I nie był, co stwierdziłem kiedy w końcu obejrzałem film.

Ta czerwcowa noc, która tak odcisnęła się na mojej świadomości, na długo pewnie w niej zostanie.

Zwyczajnie jak każdy polski patriota szukałem informacji, czytałem, oglądałem jakieś obrazy i filmiki. Nie mogłem przypuszczać, że moja podświadomość zafunduje mi tak realistyczną podróż.

Wczoraj był 11 lipca. Dzień, który polskie Państwo ustanowiło Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego na Obywatelach Rzeczpospolitej Polskiej, w latach 1943-1945 przez ukraińskich oprawców. Nasuwa mi się jedno proste słowo.

Pamiętajmy!!!

#Eugeniusz #WGO

Wołyń !! Komu zależy żebyśmy zapomnieli? – Dr Lucyna Kulińska & Andrzej Poneta: https://youtu.be/df0awTnmAc4

Dołącz do Watahy GO! Zapraszamy! Nasz komunikator -> DISCORD GO: https://discord.gg/ZsMryWYa8J

Moje małe dumne Wilki ❤️

Brzmi jak nazwa stowarzyszenia, może jakiejś partii politycznej, ale zastanawiając się nad każdym słowem to dla mnie 
WATAHY WILKÓW co mają i chcą mieć głos, wyją 🐺💪🇵🇱
 
 
A kto chce usłyszeć to wycie. W końcu usłyszy.
 
 
Watahy GO to tworzenie wspólnoty, rodziny.
 
 
Znamy się, spotykamy, rozmawiamy, szanujemy i dobrze wspólnie bawimy.
 
 
Są w naszej rodzinie najwyższe świętości – NASZA POLSKOŚĆ, NASZA HISORIA i WARTOŚCI RODZINNE.
 
 
Mocno czuję w końcu, że jestem tam gdzie powinnam, wśród swoich!
 
 
Standardowo pojawiają się ludzie co jątrzą, potrzebują czerpać energię i poniższe zdjęcie, na którym są trzy moje małe wilczki skomentowano, że WATAHY WYKORZYSTUJĄ dzieci do tworzenia wizerunku.
 
 
Te wilczki moje małe same tam poszły, bo chciały, nawet my rodzice im nie kazaliśmy. Jeden to w ostatniej chwili doszedł robiąc krok za krokiem i w końcu dołączył 😍
 
 
Niezaplanowane, a nic się bez przyczyny nie dzieje i uwielbiam to zdjęcie i jestem dumna jak pochylają głowę przed pomnikiem poległych partyzantów♥️🇵🇱🐺🇵🇱 A i oni jako dorośli ludzie spoglądając na to zdjęcie przypomną sobie jakie wartości przekazali im rodzice 🇵🇱🇵🇱🇵🇱
 
 
Pomnik Czynu Partyzanckiego na Porytowym Wzgórzu pod Janowem Lubelskim

#WIOLA
#WGO

Najwyższą siłą sprawczą w tworzeniu historii jest siła woli! 

Historia uczy nas, że siłą woli nielicznych władców, upadały cywilizacje i tworzyły się nowe. W chwili obecnej jesteśmy świadkami upadku cywilizacji łacińskiej i supremacji białego człowieka.  Dotychczas wszystkie cywilizacje powstawały w oparciu o przemoc. Ginęły ogromne armie i ludność cywilna. Niszczycielska siła przemocy raniła również przyrodę. Ogniem i mieczem. W XX wieku także bardziej śmiercionośnymi metodami wykuwano nowe zasady dominacji, nie licząc się z mieszkańcami tego globu, ani z prawami natury. W XXI wieku deep state opanował rządy większości  rozwiniętych “cywilizacyjnie” krajów i narzuca NOWY ŁAD. Za pomocą manipulacji, fałszu, szalbierczego prawa narzucanego całemu światu, dominacji medialnej i grabieży niszczona zostaje Ziemia i jej mieszkańcy. Znajdujemy się w okresie przełomu cywilizacyjnego, tak jak to miało miejsce wielokrotnie w historii, ale tym razem stawka jest o wiele wyższa. Istnienie cywilizacji ziemskiej w całym zakresie może być unicestwione, gdyż człowiek odrzucił etykę i moralność. Zastąpiła ją oślepiająca żądza zysku i dominacji. Militarne siły destrukcji rozrastają się w zawrotnym tempie, nowe technologie dążą do kontroli umysłu każdego mieszkańca Ziemi i podporządkowania całej ludzkości poprzez transhumanizację człowieka. Imperium Zła zagraża całemu Światu. My Polacy Słowianie, zwracamy się do wszystkich z przesłaniem: Stwórzmy razem nową cywilizację pokojowego współistnienia opartą na wzajemnym poszanowaniu i ochronie Matki Ziemi oraz bezwzględnym stosowaniu zasad etyki we wszystkich dziedzinach życia i nauki. Nie zrobimy tego jednak bez wyrażania prawdy stanowczo i głośno oraz bez rozliczenia naszej historii i naszych oprawców. Uznajmy nasze błędy w sposobie gospodarowania zasobami naturalnymi. Natura sama się odradza, ale nie umie sobie poradzić z nowym kontynentem śmieci plastikowych na Pacyfiku, ze śmiercionośnym promieniowaniem zakłócającym migracje gatunków, zanieczyszczaniem wód i gleby chemią oraz odpadami przemysłu zbrojeniowego, także nuklearnego. Za pomocą manipulacji medialnych przekonuje się ludzi, że rzekomo CO2 jest szkodliwe i opodatkowuje się ludność wielu krajów, których rządy ulegają naciskom deep state, by pozyskane środki wykorzystywać przeciw człowiekowi za pomocą broni bakteriologicznej kreując sztuczną pandemię i dyktaturę sanitarną. Do tego transformuje się ludzkie DNA, by tworzyć nową rasę posłusznych niewolników, niszczy się ludzi i zwierzęta zatrutą żywnością, narzuca się niebezpiecznie zawyżone normy promieniowania w celu wywołania nowych chorób cywilizacyjnych i depopulacji, manipuluje się nawet pogodą. Powszechna cenzura, destrukcja szkolnictwa, manipulacja umysłami od najmłodszych lat, odejście od tradycji i mądrości przodków jest równią pochyłą, po której stacza się ludzkość. Ten stan rzeczy został stworzony poprzez światową lichwę i fałszywy pieniądz fiducjarny. Świat pod rządami psychopatów i zboczeńców jest zagrożony. Dlatego potrzebujemy nowej cywilizacji opartej na prawdzie i odpowiedzialności za czyny i słowa. Siła woli jest siłą twórczą historii. Walczmy o to, by siłą woli pokonać Imperium zła  i wspólnie wypracować nowe zasady współistnienia wszystkich istot żywych. 

Krakowska Niewiasta #WGO