Marazm

Wczoraj, 5 sierpnia 2023 roku, byłem na obchodach Rocznicy Urodzin i Imienin Romana Dmowskiego.
Tak się składa, że niedaleko mojego domu, w podpoznańskiej wsi Chludowo, ten Wielki Polak mieszkał w latach 1922-1934.
Wróciłem do domu uduchowiony, w patriotycznym nastroju, ale też z refleksją, jak mało jeszcze wiem
o swoim najbliższym kawałku Ojczyzny. Co prawda, w mojej świadomości była informacja o tym, że
Roman Dmowski mieszkał niedaleko, ale do tej pory, mimo wielkiego szacunku jakim go darzę, gdzieś
mi umykały coroczne uroczystości. Jest we mnie postanowienie, że odrobię lekcję historii.
Wracając do nastroju. Spoglądam za okno, a tam jesień w środku lata. Leje jak z cebra i człowiek myśli
o wygodnym fotelu i bamboszach. Czy pasuje tutaj słowo marazm, którego użyłem nie bez powodu jako
tytułu? Mojej naturze, dzięki usilnym staraniom, własnym także, jest ono obce. Jest jednak coś takiego,
co człowieka czasem dopada i wciska w fotel, powoduje jakieś myślowe majaki i skłania do zapadnięcia
w letarg. Szum padającego deszczu potęguje to uczucie, ale także dodaje uroku każdemu spojrzeniu przez firankę.
Dlaczego marazm? Dlaczego jest tak, że rozmawiając z kimś o Polsce, wartościach, patriotyzmie,
tożsamości narodowej i pamięci historycznej, czasem od razu widzisz tę mgłę na oczach i myślisz,
szkoda czasu? A czasem ogień zapala się od razu i dostrzegasz kogoś, kto nadaje na tych samych falach.
Natychmiast aktywuje się Twoje wnętrze i zaczynasz myśleć, że warto, że jest nadzieja, że nie szkoda
czasu. Podczas kazania w Kościele pw. Wszystkich Świętych w Chludowie, padły słowa określające
Romana Dmowskiego „Budzicielem Dusz”. Czyż jego postawa, wiedza, ogromna inteligencja i instynkt
polityczny, nie zasługuje na to miano? Wielki ruch społeczny, ogromny wysiłek Polaków, także
Wielkopolan, i trudna nawet dla wytrawnych graczy, argumentacja Dmowskiego podczas rozmów
w Wersalu, wsparta jego niewątpliwym talentem, doprowadziły do sukcesu i powstania na nowo
Niepodległej Polski.
Patrząc na ten piękny drewniany kościół, zebranych w nim ludzi, niektórych w mundurach wojskowych
z okresu II Rzeczypospolitej, biało-czerwone flagi, wtopiłem się w słowa padające
z ołtarza podczas mszy i czułem powiew takiej Polski, o jakiej my nieustannie myślimy. I nawet płaczące
na ulicy dziecko, nawet krzyki wskazujące na toczącą się zabawę jakichś urwisów, nie były w stanie
tego zburzyć. Podniosłem głowę słysząc słowo „świadomość”. Ksiądz mówił o tym najważniejszym,
co jest naszym obowiązkiem, o podnoszeniu świadomości historycznej i dbałości
o tożsamość narodową. Te słowa i hasła wybudziły mnie na moment z nastroju, bo rzeczywistość
skrzeczy tuż za rogiem. Spojrzałem na ulicę, dostrzegając samochody straży pożarnej i miejskiej, gdzie
mała grupka mundurowych, paląc papierosy o czymś debatowała. Jakiż kontrast – pomyślałem.
W Piaskach Królewskich, gdzie mieliśmy jako Wataha okazję spędzić popołudnie, wieczór i noc z 8 na
9 lipca, przy ognisku Andrzej mówił o marazmie, ale jeśli dobrze pamiętam, nie wypowiadając tego
słowa. Nie skłamię jeśli powiem, że myślę o tym od tego wieczora bardzo często, może nawet
codziennie, zastanawiając się nad tym, jak radzić sobie ze stanem w jaki wpadamy, zniechęcani przez
otoczenie, także to najbliższe. Teraz, w tym momencie, to co napiszę, będzie moim osobistym
odczuciem. Łapię się na tym, że wstaję rano i moje myśli natychmiast kierują się w stronę wszystkiego
tego, co jako Wataha codziennie robimy. Mam nadzieję, że nie wybrzmiewa to tak, jak nie chciałbym
aby wybrzmiało. Chodzi o to, że taki stan powoduje wrażliwość a może nawet nadwrażliwość, na brak
zaangażowania i popadanie w marazm. Wtedy zadaję sobie i innym pytanie, które słyszymy od
Andrzeja: czym mój czas różni się od czasu kogoś innego? Czym różni się moja sytuacja od sytuacji
kogoś, kto mówi, że nie ma czasu, że nie dzisiaj i nie teraz, bo to, bo tamto? Absolutnie nie chcę, aby
zabrzmiało to jak pretensja i mentorska połajanka, lecz jako coś, co ma skłonić do refleksji.
Bo o co chodzi z tym zaangażowaniem i pracą? Jesteśmy tylko ludźmi, mającymi swoje słabości
i wady, i wiadomo, że całego świata nie zbawimy, nikogo nie zmusimy do tego aby nas kochał albo
lubił. Mamy za to wpływ na to, jaki będzie ten nasz mały, własny świat i kogo do niego wpuścimy.
Mogę zrobić tylko tyle, ile mogę i wystarczy mi sił, i właśnie to tylko jest takie bezcenne, ponieważ
właściwie ukierunkowane może dać wielkie efekty. Do tego doskonale wiadomo, że to co robimy, woła
znacznie głośniej od tego co mówimy. Właśnie dziś, kiedy piszę te słowa zauważyłem na czacie dla
sympatyków, lekko prowokacyjny komentarz o depopulacji. Pozwolę sobie przytoczyć sam komentarz
i moją odpowiedź, bo wydaje mi się, że w części opisuje sens naszego zaangażowania:
Marcin Ant: „Czemu wszyscy są przeciwko depopulacji? Zastanówmy się jakby zacząć od jednostek
zużywających najwięcej zasobów mogłoby być to nie takie złe”.
Eugeniusz Oborniki: „Wiem, że nasza wiedza o tym co się dzieje, poczucie bezsilności i nieuchronności
(z tym bym polemizował), budzą w nas najgorsze instynkty i nie ma się co dziwić. Jednak my depopulację
stawiamy w naszym działaniu jako jeden z tych elementów agendy globalistów, który odbiera im cechy
ludzkie. Piętnujemy to jako sprzeczne z naszą kulturą więc nawet tak stawiając sprawę jak Ty, nie
możemy się nimi zrównywać. Oczywiście nie chcę aby to wybrzmiało tak, że mamy być frajerami i ulegać
zasadzie miłosierdzia, wypaczonej do granic absurdu przez słynne “nadstaw drugi policzek”. Mamy
przez naszą pracę, biorąc pod uwagę ich przygotowanie, doprowadzić do sytuacji, że będziemy lepsi,
mądrzejsi, sprawniejsi w każdym aspekcie życia i działalności. Pandemia i wojna pokazały, że stopień
indoktrynacji i zidiocenia społeczeństw jest przerażający i nie dający nadziei. Niemniej jednak poziom
świadomości rośnie. Oni się temu przyglądają i reagują na bieżąco. Uważam w związku z tym, że nasza
praca nad sobą i uświadamianie coraz większej liczby ludzi, jest tym czego oni najbardziej się boją a to
jest wielka szansa”.
Warto tutaj zacytować Michała z Łodzi, który w tym samym wątku napisał:
„podczas mojej obecności na wydarzeniu publicznym, gdy byłem pytany o WGO, wskazywałem jako cele
organizacji, na działalność informacyjną, edukującą, na kreowanie debaty wewnątrz oddolnego frontu
oporu, jak i zabieranie głosu w szerszej debacie publicznej”.
Dla mnie osobiście jest to wystarczający motywator do działania, z przekonaniem o wpływie na
rzeczywistość, choćby wszystko świadczyło o tym, że jest inaczej. I tylko na małą chwilę może mnie
zniechęcić nie ktoś, kto żyje w nieświadomości, bo moją rolą jest właśnie to aby go uświadomić, lecz
ktoś, kto ma tę świadomość i jest często obok mnie.
W tym momencie wspomnę o tym, co między wierszami, mam nadzieję, wybrzmiewa o naszej trosce
o wpływ na rzeczywistość. Mamy okazję, właściwie typując osoby i wspierając je w staraniach
o uzyskanie mandatu Posła na Sejm Rzeczpospolitej, taki wpływ uzyskać. Mam ten zaszczyt
i uważam to za obowiązek, wspierać Damiana Garlickiego z Piły. Podczas spotkania w Nowym Tomyślu
poproszono mnie abym powiedział kilka słów przed kamerą lokalnej telewizji kablowej, na temat
wydarzenia w którym braliśmy udział. Pozwolę sobie, pewnie nie dosłownie, ale zacytować moją wypowiedź:
„Dlaczego ja osobiście i dlaczego Wataha Głosu Obywatelskiego, którą reprezentuję, wspieramy
Damiana Garlickiego? Odpowiedź na to pytanie będzie jednocześnie odpowiedzią na pytanie czym jest
Wataha i jakimi wartościami się kierujemy. Damian jest dobrym, uczciwym, pracowitym
i odważnym człowiekiem, kierującym się w życiu takimi wartościami jak patriotyzm, miłość do
Ojczyzny, rodzina, dbałość o prawa i wolności człowieka, tożsamość narodową i pamięć historyczną.
Można zażartować w tym miejscu i spytać, dlaczego Damian tak źle sobie życzy idąc do polityki
i dlaczego my, którzy go wspieramy, tak źle mu życzymy pchając go tam? Odpowiem, przytaczając
słowa bohaterki serialu „Ranczo” Solejukowej, która na propozycję senatora Kozioła aby zaangażowała
się w politykę, odpowiedziała prosto z mostu, że póki zdrowia to woli uczciwie na życie zarabiać.
Dlaczego więc mimo takiego obrazu polityki, postrzeganej jako śmierdzące szambo, pomagamy
Damianowi aby politykiem został? Odpowiedź jest tylko jedna. Mamy nadzieję, że takie osoby jak
Damian, o takich cechach które dają mu moralne prawo aby reprezentować nas w Sejmie, zmienią obraz
polityki. Można podejrzewać, że ci, którzy od wielu lat siedzą w tym szambie, wcale nie mają zamiaru
zmieniać obrazu polityki i wpuszczać tam uczciwych ludzi, celowo taki obraz utrwalają”.
Wiecie równie dobrze jak ja, że zarządzający globalnie tym co się dzieje, dbają także o to, abyśmy nie
mieli czasu na myślenie i zastanawianie się, nie mówiąc o wyciąganiu wniosków, bo to dla nich jest już
za dużo. W tym celu uruchomiona jest cała machina medialna i rozrywkowa, pracująca 24 godziny na
dobę. Naszą rolą jest nie poddawać się temu, robić swoje i “nieść światło”. Cudzysłów dlatego, że wolę
takie słowa włożyć, np. w usta Justyny Orzelskiej z “Nad Niemnem”.
Bądźmy jak Ci, którzy za przykładem Romana Dmowskiego, obudzili dusze Polaków i dzięki temu
mieliśmy piękny obraz Polski międzywojennej, która do dzisiaj stanowi wzór wspaniałego rozwoju
Narodu i Państwa.
Marazm? A o czym mowa?
Eugeniusz Nowak WGO

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *