Kiedy wyruszyłem w drogę do Warszawy, temperatura była jeszcze całkiem znośna. W moim, i jak sądzę
także w pozostałych sercach tych z nas, którzy zmierzali 15 sierpnia 2023 roku do Warszawy, było coś
w rodzaju radosnego oczekiwania, a to sprawiało, że nie czuliśmy lejącego się z nieba żaru. Mam
wrażenie, potęgowane ostatnimi doświadczeniami podczas zbierania podpisów poparcia, że My
Wilki w ogóle jakoś inaczej odczuwamy i myślimy. Z jednej strony działa to na mnie przygnębiająco,
a z drugiej przywodzi refleksję na temat tego, czy możliwa jest zmiana mentalności i jakakolwiek zmiana
jakościowa w naszym społeczeństwie. Bezrefleksyjność, zamulenie, obojętność, to tylko trzy słowa,
które na gorąco mi przyszły do głowy. Myślę, że tych określeń znalazłoby się więcej, ale nie ma sensu
ich wyszukiwać, gdyż mamy już nazwę opisującą takich ludzi. Andrzej nazwał ich kiedyś
„bezobjawowymi patriotami”. Przy czym nie wiem, czy słowo „patriota” nie jest na wyrost. No cóż, nie
chcę popadać w depresyjny nastrój, więc koniec o tym.
Bitwa Warszawska 1920, której endecki polityk Stanisław Stroński przypisał miano „Cudu nad Wisłą”,
pisząc o tym tak 14 sierpnia 1920 roku w Rzeczpospolitej: „… żeby Warszawa wpaść miała w ręce
bolszewików, żeby Trocki miał wejść do miasta jak ongi Suworow i później Paskiewicz, żeby ten sam
dziki, a dzisiaj jeszcze dzikszy, bo podniecony przez mściwych i krwiożerczych naganiaczy sołdat i mużyk
pohulać miał w stolicy odrodzonej Polski, tej myśli wojsko nasze nie zniesie i każdy żołnierz sobie powie:
po moim trupie. /…/ I gdy w jutrzejszą niedzielę zbiorą się miliony ludności polskiej w kościołach
i kościółkach naszych, ze wszystkich serc popłynie modlitwa: Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Ojczyznę, Wolność, zachowaj nam Panie. Błogosławiony tą modlitwą ojców, matek, sióstr i małej
dziatwy o ziszczenie się cudu Wisły, żołnierz polski pójdzie naprzód z tym przeświadczeniem, że oto
przypadło mu w jednej z najcięższych chwil w naszych tysiącletnich dziejach być obrońcą Ojczyzny”,
stała się przy okazji każdej jej rocznicy, przyczynkiem do świętowania polskości oraz do wyrażania czci
dla chwały oręża polskiego.
Środowiska wolnościowe skupione wokół Telewizji wRealu24, BanBye oraz Młodzieży Wszechpolskiej,
tradycyjnie tego dnia zorganizowały Marsz Polskości. Watahy Głosu Obywatelskiego nie mogło tam
zabraknąć. Byliśmy, i jak zawsze, kiedy się gdzieś pojawiamy, zostaje to zauważone. Nasza siła to
autentyczne, oddolne zaangażowanie ludzi przekonanych do idei i wyznawanych wartości. W zderzeniu
z wszechogarniającą obojętnością społeczeństwa, ogłupionego przez medialny, oszukańczy przekaz,
zarówno my, jak i pozostałe grupy reprezentowane na Marszu Polskości, jesteśmy nadzieją i szansą na
odbudowę Polski.
Z parkingu, na którym mieliśmy zbiórkę, do kościoła, w którym odbyła się msza z okazji święta 15
Sierpnia, dotarliśmy komunikacją publiczną. Wspominam o tym, ponieważ przy okazji naszych pobytów
w Warszawie, zdarza nam się to często. Zawsze wtedy obserwujemy pozytywną reakcję mieszkańców
stolicy a także Policji, na widok naszych jednolitych barw i prawie wojskowej organizacji. Są oczywiście
tacy i pewnie jest ich większość, którzy patrzą na nas jak na zakłócających im spokój. To ludzie
zaprogramowani przez telewizory, ale o tym niewiedzący. Niewiedzący, dlatego, że ten sam telewizor
wpaja im, że wyznawane przez nich poglądy są słuszne i nie podlegają dyskusji, oraz, że wyznając je,
należą do lepszego sortu ludzi. Tak więc są przekonani, że są lepsi, nie wiedząc, że wszystko jest po to,
aby władcy tego świata mogli ich zamknąć i nimi zarządzać. I tak będą sobie żyli w cyfrowym obozie
koncentracyjnym nie mając nic i będąc szczęśliwymi.
Nie chciałem się aż tak zapędzać, ale w chwili kiedy to piszę, nachodzą mnie refleksje związane
z toczącą się kampanią wyborczą, która problem bezrefleksyjności naszych Rodaków, ujawnia
szczególnie mocno.
Wróćmy jednak do 15 Sierpnia i gorących ulic, którymi po mszy i przemówieniach, ruszył Marsz
Polskości. Jakimś dziwnym trafem i przypadkiem (a może nie?), nasza sześćdziesięciometrowa białoczerwona flaga, przygotowana przez niezawodną Basię,
była głównym akcentem przemarszu. CałaWataha, w białych barwach z Wilkami i kilku, może kilkunastu innych uczestników Marszu,
prezentowała się magicznie. Kilka razy wiatr sprawiał, że widok był jeszcze piękniejszy i łapiący za serce.
Po drodze rozmowy o historii, refleksje nad zachowaniami przechodniów a także momenty zadumy
i milczenia, kiedy mnie osobiście zdarzało się odpłynąć gdzieś daleko i zamarzyć o Polsce, w której
barwy, godło, hymn i wartości są dla wszystkich treścią życia, nie tylko od święta, ale codziennie.
Mimo upału, w dobrej kondycji i nastrojach, dotarliśmy na miejsce Pikniku Patriotycznego, gdzie stało
już wcześniej przygotowane, stoisko Watahy Głosu Obywatelskiego. Pewnie się tego nie
spodziewaliśmy, ale stało się ono miejscem wielu spotkań, rozmów, degustacji a także pracy przy
zbieraniu podpisów poparcia w celu utworzeniu Komitetu Wyborczego Wyborców Krzysztofa
Lechowskiego, kandydata na Senatora RP.
Przy okazji mała refleksja na ten temat. Ostatnie dni to właśnie akcja zbierania podpisów poparcia, dla
wspieranych przez nas kandydatów do Sejmu i Senatu. To znamienne, że najciekawsze rozmowy
toczyliśmy z ludźmi w średnim wieku i starszymi. Od nich jeszcze biło zaangażowanie, zainteresowanie
i zwykła życzliwość oraz chęć pogadania. I żeby nie było, nie zawsze byli to zwolennicy Konfederacji czy
ogólnie ludzie o konserwatywnych czy wolnościowych poglądach. To, co przygnębiające, to totalna
apatia młodych ludzi. Dochodziło do tego, że przechodzili i nie zauważali, że ktoś do nich mówi. Nie
będę tu przytaczał słowa, które często jest używane przez młodych właśnie, na określenie takiego
podejścia do czegokolwiek. Trzeba mieć w sobie wiele optymizmu, pogody ducha, dobrego nastawienia
do ludzi a także zwykłej odporności, aby nie zareagować agresją na takie znieczulenie wobec spraw
podstawowych dla Kraju i społeczeństwa. My wiemy, ale oni nie wiedzą, że jest to efekt celowych
działań. Globalnym zarządcom zależy na takich właśnie masach ludzkich, uśpionych, obojętnych,
wynarodowionych i pozbawionych wartości.
I właśnie dlatego my w taki stan nie popadamy, bo nie wolno nam tego zrobić. Nasze zaangażowanie
i walka musi wystarczyć także za tych, którzy nie chcą. Dla nich nadziei już nie ma, ale dla nas jest
i warto o to zawalczyć. Jakież to proste. Kilka razy w roku pojechać na marsz, manifestację, protest,
pikietę, konferencję czy zlot. Poświęcić swój czas, pieniądze, energię, rodzinę, wydawałoby się na
próżno, i aby mieć poczucie bezsilności i beznadziei. Nikt z nas nie jest wolny od takich myśli, ale nasza
siła to świadomość, wiedza i motywacja. Być w towarzystwie podobnie myślących ludzi, to bezcenna
wartość. Czerpiemy od siebie nawzajem, ładujemy swoje akumulatory i utwierdzamy się
w przekonaniu, że najważniejsza jest Polska. Pozwólcie, że posłużę się tutaj słowami Rotmistrza Witolda
Pileckiego. Wobec jego walki, nasze zmagania są igraszką. W celi na Rakowieckiej napisał na ścianie:
„Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać”, a swojej żonie
i dzieciom pozostawił takie przesłanie: „Kochajcie ojczystą ziemię. Kochajcie swoją świętą wiarę
i tradycję własnego Narodu. Wyrośnijcie na ludzi honoru, zawsze wierni uznanym przez siebie
najwyższym wartościom, którym trzeba służyć całym swoim życiem”.
Jeśli będziemy pamiętać o takich ludziach i ich niezłomności, żadna wymówka nie będzie ważna.
Piknik Patriotyczny był okazją do poznania ludzi, zakupu książek, rozmów i wymiany myśli oraz
zaznaczenia obecności Watahy. Wzięliśmy udział zarówno w Hyde Parku jak i w debacie prowadzonej
przez Andrzeja. Wróciliśmy do naszej zwykłej pracy, z nowym ładunkiem energii. Dlaczego piszę
o zwykłej pracy? Nie po to, aby umniejszyć jej znaczenie, ale podkreślić fakt, że te proste i zwykłe rzeczy,
które robimy codziennie: rozmowy z ludźmi, akcje ulotkowe i plakatowe, pamięć o ważnych datach
z naszej historii, o których niektórzy, a także niestety rządzący chcą zapomnieć, są najważniejsze.
Ogromne znaczenie ma codzienne monitorowanie działań władzy, patrzenie jej na ręce i poprzez
protesty i akcje internetowe oraz mailowe, uświadamianie jej przedstawicielom, że nie są bezimienni
i bezkarni.
15 sierpnia 1920 r. i wydarzenia z tą datą kojarzone, zyskały miano „Cudu nad Wisłą”. Nie czas i miejsce,
aby wchodzić w rozważania na temat rzeczywistych twórców owego cudu. Chcę raczej, aby to
określenie stało się dla nas drogowskazem i argumentem do wzmocnienia nadziei. Nikt w owym czasie
nie spodziewał się, że sowiecka nawałnica zostanie zatrzymana, a jednak to się stało. Naprawdę nie
wiemy, co może się wydarzyć i co spowoduje zatrzymanie obecnych zmian, które nazywamy resetem
czy wprowadzaniem nowego porządku. Ja osobiście żyję w przeświadczeniu, że nasze wydawałoby się
drobne działania są tym, co przyczyni się do odwrócenia szaleństwa, którego jesteśmy świadkami.
Eugeniusz Nowak, WGO