Kiedy w Warszawie po Konferencji Brońmy#Gotówki, usprawiedliwiałem u Andrzeja moją nieobecność
za tydzień na marszu, nie przypuszczałem że jednak będę i że będzie to dla mnie aż tak ważne.
Tomek zaproponował spontan do Warszawy. Ja wykonałem szybką konsultację, wiadomo z kim i decyzja
– jedziemy. Jeszcze tylko wiadomość do Judyty i jak to mówią, „takich trzech jak nas dwóch wystarczyło
za czterech”. Czas wyliczony perfekcyjnie pozwolił na przerwy kawowe i dotarcie na Wawrzyszew przed
czasem i to tym drugim przesuniętym. Przywitał nas widok białych bluz na parkingu i od razu poczuliśmy
tę rodzinną atmosferę którą wszyscy tak cenimy. No i wiadomo, przywitania. Te męskie, twarde
przybijanie łap i całusy z Wilczycami. Słuchajcie, tydzień czasu się nie widzieć to można traumy dostać
przecież. Wszyscy zdążyli już nastroić radia, kupić bilety i odwiedzić miejsca oznaczone kółkiem
i trójkątem.
Sielankę przerwała komenda Dawida z Radomia: w dwuszeregu zbiórka!!! Potem metro, szybki marsz
i już byliśmy przy pomniku Traugutta, miejscu zbiórki Marszu. Ja stary koń jestem i dziwnie to trochę
zabrzmi ale wcale się nie wstydzę. Szedłem dumny i wyprostowany przez ulice Warszawy na Plac
Zamkowy. Patrzyłem bez cienia wątpliwości na twarze przechodniów i policjantów, tym drugim
szczególnie się przyglądając. My mówimy często, magia WGO, WGO w sercu i dla nas to takie normalne
ale wiecie co? Ci ludzie przechodzący obok, nawet jeśli nie do końca a raczej wcale się z nami nie
zgadzają, albo nie rozumiejąc albo świadomie szydząc, i tak patrzą z podziwem. Jasne że tego nie
przyznają ale dobra organizacja i dyscyplina zawsze budzą respekt. Rozmawiałem w przerwie pisania
tego tekstu z chłopakiem który jest stąd, z Obornik i jest rówieśnikiem moich synów. Często
rozmawiamy bo mimo dzielących nas czterdziestu lat łączy nas Polska. Napisał mi tak: „Trzeba zebrać
dobrych ludzi i ruszyć na Warszawę 11 listopada większą ekipą. Chciałbym autobusem. Taki klimat
zrobić patriotyczny”. Damian już jest Wilkiem tylko jeszcze o tym nie wie.
Pod Kolumną Zygmunta kolorowy, na szczęście w większości biało-czerwony tłum, przeplatany
granatem mundurów. Spokojnie ale gwarno. Spod kolumny przebijały się przemówienia Leszka
Sykulskiego, Lucyny Kulińskiej, Sebastiana Pitonia i Andrzeja Ponety. Dla zdecydowanej większości
obecnych na Placu Zamkowym to wydarzenie wydawało się wielkim zaskoczeniem. Ich twarze zdradzały
pytania. To jest tyle ludzi którzy są przeciwni wciąganiu Polski do wojny? Jest aż tylu którzy głośno
o tym krzyczą? Żadna wielka telewizja tego nie pokaże bo nie było kamer z logami znanych kanałów.
Jak to, dlaczego, jakim prawem? Przecież jest tak pięknie, słońce świeci, ptaki śpiewają a Wisła płynie.
I jakże niepokojąco wybrzmiały wtedy słowa Andrzeja kiedy mówił, że w sierpniu 1939 roku Polacy też
spacerowali po ulicach Warszawy, plażowali nad Bałtykiem i bawili się ma wiejskich zabawach
i festynach. 1 września sielanka dobiegła końca i okazało się, że balon potęgi militarnej nadmuchany
przez propagandę II Rzeczpospolitej, sflaczał już w pierwszych dniach wojny. Tylko honor zwykłego
żołnierza wciąż był na właściwym miejscu. Jakieś analogie?
Całe swoje dotychczasowe życie mogę określić jako pokojowy czas i jeszcze do niedawna jakakolwiek
myśl o wojnie nie miała dostępu do mojej świadomości. Chciałbym bardzo aby tak było nadal zwłaszcza
dlatego, że w mojej najbliższej rodzinie są kilkuletnie dzieci i kiedy patrzę w ich ufne oczy to ból
przeszywa mi serce na myśl o tym, jakie nieszczęścia niesie wojna i że mogą one być udziałem tych
małych istot. I dlaczegóż to? Bo ktoś sobie umyślił wywrócenie wszystkiego do góry nogami dla zdobycia
większego majątku i władzy? Bo chore umysły, dla których ludzkie życie znaczy mniej niż splunięcie,
chcą więcej i więcej? I dlatego, że są w naszym Kraju ludzie gotowi go sprzedać mając w nosie los
Narodu polskiego? Nie ma i nie będzie na to przyzwolenia.
Ania🇵🇱ANDZIA🇵🇱 Kraków napisała na Czacie Watah: „marsz w Białych Szeregach WGO to zaszczyt”.
Skojarzenie jest oczywiste i wszyscy którzy mają świadomość jaką organizacją były Szare Szeregi, czują
ciężar wielkiego zobowiązania Watahy Głosu Obywatelskiego, wobec wielkości i chwały młodych
polskich patriotów w harcerskich mundurach. Nic więcej tu nie napiszę. Pomilczę trochę…… .
Wróciłem do domu dumny i niezwykle spokojny. W perspektywie był wolny od pracy 2 maja,
przeznaczony na pracę w ogrodzie i krótki wyjazd w okolice Poznania. Coś mnie sprowokowało do
wejścia do kawiarni i wypicia soku wyciskanego ze świeżych pomarańczy. Mimochodem i niechcący
przysłuchiwałem się rozmowie dwóch pań i mężczyzny. Wszyscy byli w słusznym wieku i dawali oznaki
dużego dystansu do rzeczywistości. Ich rozmowa była niezwykle ciekawa i zainspirowała mnie do tego
aby trochę z nich życzliwie podworować i nieco poważniej wejść w polemikę.
Zrobię to bez ich udziału w jednym z kolejnych tekstów.
Eugeniusz Nowak