Mam tak czasem, że otwieram oczy, patrzę na zegarek i widzę, 2:47. I albo przymykam powieki
i odpływam w sen który kończy się śniadaniem, albo wstaję bo jakaś myśl nie daje mi spokoju.
No i dzisiaj dopadło mnie to drugie. Pierwszy odruch, zaglądam na czat ogólny. Czytam, chcę
pisać, cofam się, spoglądam na ciepłą jeszcze poduszkę, znowu parę wpisów i w końcu czuję,
że jakby stoi ktoś za mną i dyktuje. A ja posłusznie chwytam myśl.
Trudny tydzień za mną bo trochę złego samopoczucia, jakiejś zapaści i spowolnienia było.
Bardzo mi blisko teraz do Anzelma Bohatyrowicza, który w baraniej czapce, zapadnięty
w sobie, spędzał całe dni w łóżku. Jemu trzeba było odgłosu rozmowy Janka z Justyną aby się
wyrwać z tego stanu. Benedykt Korczyński rzekłby na to: to, takie, tam, tego i tylko on wiedział
co to oznacza. A dla mnie to zawsze szalejące myśli, pomieszanie zwątpienia z parciem do
przodu, takim nieznośnym, przez które jadę potem jak szalony do Radomia na przykład.
Szukam czegoś bo czegoś mi brakuje. W tym poszukiwaniu najczęściej wraca nieznośne, po co
i dlaczego. To bardzo ludzkie zadawać sobie takie pytania. Od czasu kiedy kupiłem białą bluzę,
doszedł jeszcze jeden powód aby wyrwanie się ze stanu Anzelma było szybsze. Odpowiedź na
pytanie po co i dlaczego, wszyscy wiedzą gdzie znaleźć.
Tak więc albo siadam i piszę albo wracam w objęcia snu bo czasem ten co za mną stoi przestaje
mówić. Dzisiaj mówi dużo. To mój Przyjaciel. Nigdy mnie nie oszukał. Nawet jeśli tak
w odruchu myślałem to po chwili dłuższej lub krótszej okazywało się, że jednak nie. Przez lata
nabierałem wielkiego zaufania jakie dzisiaj mam do niego. Jak tylko mnie budzi to wstaję
i słucham. I tak przypadkiem albo raczej nie, lektura czatu sprowokowała mnie do pisania. Już kiedyś
wspominałem w jakimś tekście o nieznośnym ego, które wydaje się czymś tak ważnym, że
barykady jesteśmy gotowi stawiać. No a po czasie barykada staje się zupełnie zbędną budowlą
i nie dość że spoza niej nic nie widać, to jeszcze z podkulonym ogonem musimy ją rozebrać.
Oczywiście przyznajemy się do tego tylko przed samymi sobą i to jeszcze w pełnej konspiracji.
Ale dobre i to bo pozwala wrócić do szeregu i nie stracić istoty rzeczy. Czasami wygrywa to
drugie. Czy to jest łatwe? Nie jest i powiem więcej, że to bardzo trudne, posłuchać głosu rozsądku. On
jest i woła, to ten Przyjaciel do którego mam takie zaufanie. Mam je bo nigdy go nie zawiódł.
A teraz mocniej bez bawełny i lukru. Kim my jesteśmy? Kto jest wśród nas? Popatrzcie
i zauważcie. Otacza nas jakieś morze ze zgniłą i mętną wodą, w której pływają dziwne stwory.
Czasem trudno uwierzyć jak mimo tego normalny człowiek jakoś funkcjonuje. Mówimy
o sobie że jesteśmy wolnymi ludźmi o otwartych umysłach i tak przecież jest. Odwiedziła nas
dzisiaj siostra mojej żony, świetna dziewczyna która jest w głębi duszy wartościową osobą.
Rozmowa z nią uzmysłowiła mi przewagę jaką mamy, każdy z nas z osobna i razem zwłaszcza.
I mimo tego, że ja zdecydowanie wolę swoje myśli przekazywać pisząc, to czułem że słucha
i chłonie. Miałem wrażenie, że jej partner którego znam krótko chciał pytać i pytać. A rozmowa
była niewinna. O gotówce i zdrowiu.
I po tym przydługim odlocie wracam do pytań kim jesteśmy i kto jest wśród nas. Bądźmy dumni
i nośmy wysoko głowy. Białe, i jak mówi Dowódca, wyprasowane bluzy wyglądają wspaniale
na pewnym siebie człowieku niosącym przesłanie. Każdy z nas jest inny i jest to niezwykły
kapitał. Nasze spotkania są jak wykłady na dobrej uczelni. Jesteśmy studentami i profesorami,
jak gąbki chłoniemy i jak magazyny pamięci oddajemy zasoby tym, którzy chłonąć chcą.
Uczymy się przy tym relacji, kultury rozmowy, szacunku, tolerancji, współczucia,
posłuszeństwa i umiejętności decydowania i przewodzenia.
Miałbym to wszystko stracić dla chwilowego poczucia zwycięstwa? Ryzyko jest zbyt duże.
I dodam może na koniec, że nie siedzę i nie myślę na okrągło, nie kalkuluję i nie wartościuję
na gorąco. To tak nie działa. Co zatem działa? Instynktowne wyczucie prawdy i dobra.
Podskórne, duchowe przekonanie bycia we właściwym miejscu i z właściwymi ludźmi.
Skoro mój Przyjaciel, ten co stoi za mną i dyktuje, do którego mam bezgraniczne zaufanie,
woła na całe gardło, to słucham. Głuchy wszak nie jestem.
Czasem jest tak, że idę spać i wtedy czekam aż znowu się pojawi mój Dobry Duch.
Eugeniusz Nowak