Niezwykły dzień

Był piątek wieczór, 17 lutego 2023, kiedy mimochodem mój wzrok zatrzymał się na informacji o tym, że jutro jest spotkanie z Piotrkiem Szlachtowiczem.
Pierwsza myśl? Byłeś na spotkaniu z nim i Damianem Garlickim w Pile. No i wypiłem kawę, zjadłem ciacho i jak zwykle przerzuciłem kilka
obrazków w smartfonie ale zauważyłem, że nie mogę się pozbyć myśli o pojechaniu na spotkanie ze Szlachtą.„Przewinąłem film”, spojrzałem jeszcze raz na wiadomość i już wiedziałem dlaczego myśl mnie nie opuściła.

Radom!!! To tam zaczęła się moja nowa przygoda, to tam pojechałem z Łukaszem w pewną sobotę kiedy wiatr był taki, że bałem się wyjść z domu.

Pojechałem mimo to i ta przygoda trwa do dziś. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to będzie Wilcza przygoda. Ale wiecie co? Tu muszę się zatrzymać bo pewną ważną rzecz muszę Wam przekazać, o tym o czym zapomnieliśmy wpatrzeni i wsłuchani w zabawki, jakie ten niby nowoczesny świat nam podsuwa. Pamiętacie to uczucie kiedy wstawaliście rano, wcześnie rano, znacznie wcześniej niż Mama i Tata, w dzień zaplanowany na wyjazd gdzieś w nowe miejsce, na wycieczkę albo w odwiedziny do wujka w mieście w którym nigdy nie byliście?

Pamiętacie ten niepokój i podniecenie?

Przygoda, nieznane, nowe widoki, miejsca, ludzie.

Życie!

To jest to.

Wtedy właśnie to czułem. Jak ja się cieszę, że nie zatraciłem tego, że wciąż budzę się rano i chce mi się wstać w nieznane, w ten dzień który zaczyna się albo świergotem ptaków, albo delikatnym dudnieniem deszczu którego krople spadają na parapet, albo wyciem wiatru jak wtedy. Nie zatraciłem
podniecenia każdym nowym dniem bo wciąż czuję że spotkam kogoś nowego, innego, nową sytuację, nowe wrażenia. No i w końcu przecież jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia co?

I to właśnie zawiodło mnie, jak mówią moje dwa łobuzy, na „pełnym spontanie” do Radomia na Rwańską 19, właśnie to, że Radom kojarzę z czymś nowym co mnie spotkało. O tym pierwszym wyjeździe do Radomia muszę jeszcze kiedyś napisać. Muszę opowiedzieć co wtedy czułem kiedy zobaczyłem ludzi w białych bluzach i o tym zdziwieniu i pierwszej myśli – „Oni wszyscy wiedzą co mają
robić. Ja też tak chcę”.

Miałem przed sobą sporo drogi bo przedtem musiałem jeszcze coś załatwić w innym miejscu, ale ta droga i czas mijały szybko bo myśli biegały mi wokół oczekiwania na spotkanie grupy ludzi z Radomskiej i nie tylko Watahy, których już poznałem. Nawet zapomniałem, że trochę źle się czułem od rana z niewiadomego powodu, którego nie miałem zamiaru dociekać.

Deszcz na dwupasmówce przed Radomiem był taki, że przegapiłem zjazd i nadłożyłem parę kilometrów. Spojrzałem na czas i myśl, że zdążę uspokoiła mnie. W końcu dojechałem a deszcz wciąż padał. Na progu kamienicy stał ktoś w białym nasuniętym na głowę kapturze. A więc trafiłem.

Wszedłem a tu półmrok. Ktoś nie zapłacił rachunku za prąd pomyślałem. Wilcze przywitanie ze wszystkimi, herbata, ciacho i już czułem że jestem u siebie. No a kiedy przyzwyczajony do półmroku wzrok zaczął odkrywać co jest na stole, to już żadnych wątpliwości być nie mogło.

Jestem w domu.

Spotkanie autorskie z Piotrem Szlachtowiczem zaczęło się. Kto go zna wie czego się spodziewać.

Przekazał jak zwykle sporo nowych wieści o tym co się dzieje, a przecież dzieje się wiele.

Czy nie macie wrażenia, że od trzech lat jesteśmy wikłani w jakiś totalny bajzel?

Teraz możecie pomyśleć, ale odkrycie. W tym środowisku to akurat wszyscy to wiedzą więc po co tu przynudzasz? No my to wiemy ale zdecydowana większość myśli, że to jakiś przypadkowy zbieg zdarzeń. Zwykły zjadacz chleba nie kojarzy razem ceny benzyny i nagłych zgonów, wojny i problemów z umówieniem wizyty lekarskiej i wielu innych dziwnych rzeczy które zaczynamy uznawać za normalne, a w żadnym wypadku takimi nie są. To Ci, którzy tym bałaganem zarządzają chcą abyśmy tak myśleli.

Piotr jak zwykle sprowokował sporo ciekawych pytań. Zawsze odpowiedzi to kolejny dłuższy lub krótszy wykład, a Gospodarz jasno zakreślił ramy czasowe. No i ten ksiądz, który zadając pytanie właściwie też zrobił mini wykład, z którego w głowie zostało mi jedno chyba najważniejsze zdanie. Mamy wciąż wolną wolę i możemy zrobić z niej użytek. Tamci bardzo się tego boją, że w końcu to zrobimy.

Tak to właśnie jest, że na takie spotkania przychodzi się po jedno zdanie, słowo czy myśl.

Ja tak mam, że z bogactwa informacji które odbieram bezpośrednio, patrząc w oczy prelegenta, na jego mowę ciała
(bo to uczucia w końcu), wyławiam to co najbardziej mnie poruszyło i staram się zapamiętać fakty i odczucie jakie miałem kiedy wbijały się gdzieś tam pomiędzy szare komórki w mojej głowie.

I tu pomyślałem, że czas się pożegnać i wracać do domu (znowu kawał drogi). Nawet nieśmiało zacząłem, ale trafiłem na Lecha i jego pytanie. Nie zostaniesz? Za chwilę do mnie dotarło, że nie chciałem wyjeżdżać. Przyjechałem na spotkanie z Piotrem, ale ten Radom przecież. W „Potopie” jest taka scena gdzie pada zdanie „mam sentyment ku temu miejscu” czy jakoś tak. No mam.

Nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do tego piątkowego wieczoru przed wyjazdem, kiedy zrodziła się myśl. Wciąż się oszukiwałem, że to jeszcze nie decyzja. I po co było łazić po domu i kłaść się spać i budzić jeszcze z jakimiś wymówkami? Po to żeby usłyszeć od mojej Ani, no jedź bo widzę że Cię nosi. Mądra. Wiem kogo wybrałem trzydzieści lat temu.

Dzięki Lechu!!!

Zostałem bo po to przyjechałem.
Żeby siąść przy stole i słuchać. To co na stole było to osobna opowieść.

Zorientowaliście się już w większości, że wolę pisać niż mówić, a odzywam się wtedy kiedy czuję że muszę bo inaczej wybuchnę.

No i się zaczęło. Miałem wrażenie, że jestem na połączonym seansie wszystkich części filmu „Psy”
Władysława Pasikowskiego. „Bo to zła kobieta była”, „spudłowałeś z takiej odległości?”, „co wy tam
palicie Stopczyk? Radomskie ale jak Pan major woli to Franz ma Camele”, „nie chce mi się z tobą gadać”.

Można by tu cytować bez końca.

Znacie moje zamiłowanie do filmowych cytatów. Piotr i Andrzej przerzucali się nimi wplatając je w rozmowę, jakże fascynującą rozmowę o tym co nas otacza i jak sobie z tym radzić. Było na przemian bardzo poważnie i bardzo wesoło. Nie da się tej rzeczywistości inaczej
przyjmować i na nią reagować. Zresztą historia pokazuje, że nasi przodkowie też tak robili. Nawet w najtragiczniejszych okolicznościach, w człowieku jest skłonność do obracania w żart tego co go spotyka, włącznie ze śmiercią. Wszyscy czujemy, że pętla się zaciska i że przyjdzie nam stawić czoła trudniejszym wyzwaniom niż organizacja spotkania z dziennikarzem, autorem książek.

Ze stołu powoli znikały znakomite potrawy przygotowane przez nasze Wilczyce. Piotrek nawet
zażartował, że on z Watahami to ze względu na te pyszne słodkości się związał. No tak, w tym miejscu nachodzi mnie refleksja o tym, że bardzo wiele jest niedopowiedzeń w tym w czym biorę udział od ponad roku. Ale nie chodzi tu o zwyczajowy wydźwięk tego słowa. Chodzi o zawieszone wśród nas uczucie, które nie wymaga tego aby je nazywać. Każdy kto się o to pokusi wpadnie w pułapkę patosu i górnolotności a stąd jakże blisko do śmieszności.
Nie mogę nie wspomnieć o tym z czym Andrzej zwrócił się patrząc prosto w obiektyw smartfona jeszcze podczas odpowiedzi na pytania. Prosto w obiektyw czyli prosto w oczy tych, którzy będą to oglądać i słuchać. Zostawiłem to na koniec ze względu na wagę słów. Działamy czy tego chcemy czy nie w sferze polityki. Andrzej często powtarza, że polityka to jesteśmy My tu na dole i to nie są żarty. Dlatego słowa jakich używamy mają swoją wagę i znaczenie. Ta tak zwana „klasa” polityczna chce nas przyzwyczaić do relatywizmu a przez to do obniżenia rangi tego co mówią. Ta sprytna pułapka polega na tym, że mamy ich słuchać ale nie zapamiętywać słów i symboli, których używają w zależności od potrzeby chwili. I tutaj znowu odwołanie do filmu, do znanego „Polowania na Czerwony Październik”. Tam jest taki śliski typ w randze sekretarza obrony USA, który
mówi: „Jestem politykiem czyli oszustem i kłamcą. Kiedy jedną ręką głaszczę dziecko po głowie, drugą kradnę mu lizaka.” To co Andrzej przekazuje nam i tego dnia przekazał politykom to to, że nie ma zgody na takie zachowania.

Wracając do moich ukochanych Obornik, całą drogę odtwarzałem wciąż na nowo „film” ze spotkania. O 4:00 nad ranem wjechałem na podwórko pod moim domem. Przed snem wysłałem obiecane informacje o tym że szczęśliwie dotarłem. Położyłem się w rozgrzanej pościeli i ….. .
Kiedy się obudziłem pomyślałem, że to był niezwykły dzień.

Eugeniusz Nowak #WGO

1 thoughts on “Niezwykły dzień”

  1. Apropos znaczenia słów – mam takie natręctwo, które każe mi zastanawiać się nad kazdym słowem, bo kazda definicja to osobne pojęcie, więc i osobny zbiór desygnatów.
    Na początku było słowo. I Bogiem bylo Słowo.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *