W starym dworku

Przyszedłem na świat gdzieś tam głęboko w czasach Gomułki, w małej miejscowości pod Poznaniem. Moi rodzice mieszkali w starym dworku, którym „zaopiekowała” się rolnicza spółdzielnia, taka miękka wersja
PGR-u. Mieszkali tam, ponieważ mój ojciec w poszukiwaniu pracy właśnie w tym miejscu ją znalazł. I tu, w pięknej zimowej scenerii otaczającego dworek parku, w wigilijny czas, zaraz potem jak przygotowana wcześniej przez moją mamę wieczerza dobiegła końca, a moje rodzeństwo zanurkowało pod choinkę
w poszukiwaniu prezentów, postanowiłem zawitać na tym najlepszym ze światów.
Kiedy już świadomie zacząłem przemierzać ścieżki tego najlepszego, dotarło do mnie, że ten dworek ma swoją historię. Okazało się, że bywał w nim Adam Mickiewicz. On też urodził się w Wigilię. Przyjeżdżał
tutaj w odwiedziny z pobliskiego Objezierza. To nie ten moment by akurat tę historię opisywać. Wspominam o tym tylko po to abyśmy sobie uświadomili, że każde miejsce i każdy czas ma swoją historię, że przed nami
żyli ludzie którzy przeżywali tu swoje urodziny, zabawy, miłości, smutki i zwykłe codzienne, niezauważalne za młodu i coraz bardziej widoczne później, przemijanie.
Idziemy zwykle się nie zatrzymując i nie zastanawiając, z kim z przeszłości splata się nasza droga przez to wspólne miejsce i że z naszą drogą splecie się kiedyś historia kogoś, kto jeszcze się nie narodził. Czy mogliśmy przypuszczać ja i moja mama, że przez miejsce w którym przyszło nam żyć, spotkamy się z ze
słynnym Adamem? Czy słusznie odczuwałem dumę z tego powodu? Przecież to czysty przypadek ale jednak dotknął on kogoś kto się nad tym zastanowił, szukał i może coś z tego wyniósł. Uważam że wyniosłem. Może
ten duch Adama, może wspólnota dnia urodzin a może jedno i drugie, wpłynęło na to kim jestem? Może każdy powinien poszukać w swoim byciu czegoś co pozwoli żyć lepiej, mocniej, bardziej zaznaczając swoją
obecność?
Wspominam o tym bo w tym starym dworku spędziłem piękne, beztroskie dzieciństwo. To miejsce było rajem do zabawy, do ciągłego szukania dziwnych miejsc, wchodzenia na stare drzewa a zimą biegania po
zamarzniętym stawie pomiędzy trzcinami i pod zwisającymi wierzbami. Jakże radosnymi były chwile przebudzenia, gdy za oknem wśród promieni słońca już dało się słyszeć śpiew ptaków. I każdy kęs śniadania się dłużył bo myślami już byłem tam, gdzie poprzedniego dnia nie dokończyliśmy zabawy. Kto pierwszy wyrwał się z domu, z jeszcze niedokończoną skibą chleba, ten wygrywał i zajmował terytorium.
Wszystkiemu towarzyszyły odgłosy z gospodarstwa. Krowy wychodziły na pastwisko, konie zaprzęgane były do pracy, a nieliczne jeszcze traktory hałasowały niemiłosiernie. Nasze zabawy zakłócić i przerwać mógł
tylko głos mamy wołającej na obiad. Ostatecznie wszystko kończyło się kiedy słońce już dawno zniknęło za parkiem i wracaliśmy do domu w całkowitej ciemności.
Kiedy odwiedzają mnie wnuki widzę, że najszczęśliwsze są w ogrodzie, na trawie, biegające za motylami, znajdujące ślimaki albo tylko muszelki, jak mówi Kubuś, domki które ślimaczki zgubiły. I serce ściska i łza się kręci kiedy słyszę takie przeciągnięte: dziadeeeek, a czemu one gubią te domki?
Jakże niewiele trzeba aby przeżyć szczęśliwe chwile. Niepotrzebne są do tego współczesne zabawki, te wszystkie smartfony, tablety i smartwatche. I jak obco brzmią ich nazwy w porównaniu z procą, łukiem czy zwykłą szpulką po niciach, która robiła za koła samodzielnie zbudowanego traktora.
Jeszcze nie jest za późno, jeszcze możemy sprawić, że mimo osaczającej „nowoczesności” znajdziemy w tym wszystkim miejsce na powrót do tego, co mnie kojarzy się ze starym dworkiem. Do biegania boso po
błocie, do swędzącej rany po użądleniu przez pszczołę, do jedzenia szczawiu i popijania go wodą z rowu, do starej felgi rowerowego koła za którą się goniło bez celu. Bo ten cel był niepotrzebny, bo za wcześnie na
niego.
Musimy dać radę. W Polsce mnóstwo jest starych dworków, a z każdym z nich wiąże się jakaś piękna
historia.
Eugeniusz Nowak #WGO

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *