To był jakiś impuls. Jechałem już właściwie do domu po załatwieniu sprawy, którą miałem
w podpoznańskim Suchym Lesie. Postanowiłem odwiedzić Cukiernię Sowa i wypić jakiś sok ze
świeżych owoców. Wybór padł na pomarańcze. Usiadłem w najdalszym możliwym od lady
miejscu i w oczekiwaniu ma pyszny soczek, mój wzrok padł na kilka osób przy stoliku obok.
Kobieta i dwóch mężczyzn mocno zaabsorbowani byli rozmową na tematy polityczne. Na
pierwszy rzut oka wydawało się, że są zgodni w poruszanych kwestiach i nawet przez chwilę
miałem wrażenie, że są to nauczyciele. Nikt bowiem nie wypowiada się takim tonem, z takim
zawodowym przeświadczeniem o nieomylności. Chyba tylko politycy są górą w tej manierze.
Co prawda dobry nauczyciel nigdy nie spowoduje u ucznia poczucia niższości, ale ja mówię tu
o masie, o całości, o tej krzykliwej części nauczycielskiego stanu, która odciska się
w świadomości społecznej jako niereformowalna grupa zawodowa. Odbiegłem trochę od
tematu, może nawet krzywdząc nieco nauczycieli, ale już wracam.
Otóż właśnie polityka i ogólnie to co dzieje się w Polsce i na świecie, podzieliło rozmówców,
których niechcący podsłuchałem. W sumie to nie miałbym o czym pisać gdyby nie to, że
przemknęła mi przez głowę pewna myśl. Zacząłem słuchać dokładniej i doszedłem do
przerażającego wniosku, że właściwie ta trójka mówiła o rzeczach, które są wypluwane jako
tematy przez media głównego nurtu, mające odwrócić uwagę od spraw rzeczywiście ważnych.
Nikt z nas nie jest święty i musimy przyznać, że sami czasem łapiemy się na te doskonale
przygotowane wrzutki. Nie jest moim celem aby w tym momencie podawać przykłady. Zresztą
dla zorientowanej i świadomej części społeczeństwa jest to oczywiste. Problem w tym, że ta
część jest znacznie mniejsza i póki co władza nie musi się nią przejmować. I tak będzie dopóki
te proporcje nie zaczną się zmieniać na tyle, że zostanie to uznane za groźne dla „ciągłości
władzy”. Tragedią naszego kraju jest to, że również tak zwana opozycja ma interes
w utrzymywaniu tej „równowagi”. Do czego to może doprowadzić albo do czego już
doprowadziło? Z pola widzenia umykają sprawy rzeczywiście ważne. One mają być
niewidoczne bo jest to bardzo wygodne dla władzy, zwłaszcza takiej z jaką mamy teraz do
czynienia, ewidentnie skorumpowanej i działającej na rzecz obcych interesów.
Zasłony dymne stały się normą we współczesnym świecie przekazu medialnego. Jak się przed
tym bronić? Jak zarażać wiedzą i chęcią działania wszystkich tych, którzy ulegli? Jak do nich
dotrzeć?
Ostatnio oglądałem dość znany film, w którym jakaś obca cywilizacja podjęła decyzję, że
gatunek ludzki zagraża Ziemi i trzeba ją od ludzi uwolnić. Proces zagłady ruszył, ponieważ
wszelkie próby rozmów z ziemskimi władzami, w ocenie przedstawiciela obcych, zawiodły.
Ostatnią próbę przekonania go do zmiany decyzji podjęła kobieta, która zaaranżowała
spotkanie obcego z wielkim uczonym i myślicielem. Po tej rozmowie obcy zaczyna się wahać,
zaczyna widzieć inną, lepszą twarz ludzkości. Uczony prosi kobietę aby wpłynęła na obcego
i daje jej radę jak to zrobić. I tu dochodzimy do sedna po tym przydługim wstępie. „Przekonaj
go działaniem a nie argumentami”, usłyszała. Czyż nie to właśnie robimy? To działaniem
każdego dnia zarażamy innych. Konsekwentnie i z zasadami.
Na chwilę, może nawet dłuższą, wrócę do nauczycieli. Całkiem przypadkiem wraz z żoną
byliśmy świadkami rozmowy kilku przedstawicieli tego stanu. Jedliśmy obiad w naszej
ulubionej „Kawernie Pod Orłem” i nagle uświadomiliśmy sobie, że mamy dość głośne
towarzystwo. Treść konwersacji nie pozostawiała złudzeń co do profesji jaką reprezentowali.
Piszę o tym, ponieważ przytłoczyło mnie odczucie, że mam do czynienia z grupą ludzi
stwierdzających fakty i godzących się z nimi jako nieuchronnymi. Chodziło oczywiście o stan
oświaty i sposób zarządzania nią. Wedle wizji roztaczanej przez rozmówców, istnieje jakaś
niewidzialna moc zarządzająca szkolnictwem i walka z nią jest tak samo bezskuteczna, jak walka
z ciemną stroną mocy w Gwiezdnych Wojnach. Po szkolnych korytarzach chodzi i straszy Lord
Vader a gdzieś w kuratorium i w ministerstwie siedzi i zarządza wszystkim Imperator Palpatine,
wstrętna postać w kapturze. To bardzo wygodne podejście. Można zwolnić się dzięki temu
z odpowiedzialności i mówić, że nic się nie da zrobić. Swego czasu miałem okazję dwukrotnie
wykorzystać siłę zapisów ustawy o oświacie w walce z takim nauczycielskim podejściem. Za
każdym razem zadziałało. Problem polega na zniechęcaniu do działania, na „znieczulaniu” nas
przez media i to co nazywamy systemem. Mamy mieć wrażenie, że nic nie da się zrobić. Mamy
nie wiedzieć i nie widzieć co z naszymi dziećmi robi system edukacji. Mamy zapomnieć o art.
48 Konstytucji: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.
Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego
sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Jakież to proste. Mimo ułomności Konstytucji
z 1997 roku, jest w niej wiele zapisów, które możemy i powinniśmy wykorzystywać.
Na koniec kilka słów o tak zwanych „wydarzeniach”, jakich byliśmy świadkami w ostatnich
dniach. Przez Polskę przetoczyły się i nadal przetaczają różne kolorowe marsze. 4 czerwca na
ulicach kilku miast a zwłaszcza w kilku telewizjach, odbył się spektakl mający na celu
podtrzymanie sporu i podziału Narodu polskiego. Ewidentne korzyści polityczne odnieśli
główni uczestnicy, i zamieniający się co klika lat rolami. Polski interes narodowy jak zwykle
ucierpiał, ponieważ to nie on jest celem działania kluczowych aktorów tej sceny.
W bliskim mi Poznaniu, na Placu Wolności, człowiek, który samozwańczo przyjął rolę zbawiciela
Polski, wykrzykiwał coś o wartościach, do których Wielkopolanie są szczególnie przywiązani.
Ani Donald Tusk, ani 99% obecnych na placu, nie mają pojęcia o wartościach dla których
Wielkopolanie ginęli w Powstaniu Wielkopolskim i oddawali całych siebie w walce z pruskimi
okupantami. Niestety Poznań za sprawą kilku prezydentów i rad miejskich, stał się miastem
lewackim i śmiem twierdzić, że gdyby dzisiaj zaistniała konieczność powstania, podobnego do
tego z 1918 roku, to nie byłoby komu walczyć. Mamy do czynienia z bezideową masą
pozbawioną tożsamości narodowej i do tego żyjącą w nieświadomości. Gdyby ich jednak
spytać, to z pełnym przekonaniem twierdziliby, że są patriotami.
Problem polega na tym, że stwierdzamy pewne fakty bez dalszych konsekwencji. Bo albo się
z tym godzimy, albo podejmujemy jakieś działania. Jeśli lewacki Poznań, to co możemy z tym
zrobić? Na tym etapie jedynym sposobem jest podnoszenie świadomości swojej
i przekazywanie jej dalej w rozmowach, akcjach, konferencjach. To właśnie robimy ale chodzi
o skalę. Każdy nowy człowiek to potencjalnie nowe środowisko. Mam wrażenie, że nawet
w naszych świadomych głowach nieznośnie skrzeczy przekonanie, że jest już pozamiatane. To
osiągnęła tamta strona. Właśnie poczucie bezsilności po naszej stronie. Nie wolno się temu
poddawać. Stara zasada mówi, że jeśli uwierzyłeś w porażkę, to jest ona tylko kwestią czasu.
Co wybierzesz?
Można wpaść w przytłaczające przygnębienie, kiedy obserwuje się takie stadne zachowania
współrodaków. Można i trzeba zadawać sobie i im pytanie, co się właściwie stało? Dopiero co
wysłuchałem któryś raz audycji „Watahy, po co, dlaczego?”. Wspominam o tym dlatego, że dla
mnie było to swego czasu te kilka zdań, które dało efekt otrzeźwienia. Być może, a raczej z całą
pewnością wśród tych ludzi, o których tak nieładnie tu piszę „bezideowa masa”, jest sporo
takich, którzy powinni trafić na takie czy inne audycje, słowa, osobę, autorytet czy zdarzenie,
które nimi wstrząśnie. Wydaje się to pobożnym życzeniem kiedy obserwuje się fora w mediach
społecznościowych. Tam prawie każdy komentarz, post, relacja niezgodna z oficjalnym
przekazem, wywołuje furię i atak. Czasem jednak zdarza się inna reakcja i to właśnie o takich
ludzi chodzi.
Wierzę, że nie jest pozamiatane. Nie dopuszczam innej myśli.
Eugeniusz Nowak WGO
Oczywiście, że nie jest pozamiatane. Dlatego zapraszam 24 czerwca do Krakowa- Dmowski na Wawel-
Wataha Głosu Obywatelskiego bierze udział wtedy w konferencji w Gdańsku