Wybaczyć?

Zdarzało się, że ktoś pytał, czy był moment, który szczególnie wpłynął na to kim się stałem.

To zawsze było i nadal jest proste pytanie. Pewnego dnia dzięki kobiecie, w której zakochał się mój starszy brat, zyskałem nieograniczony dostęp do biblioteki. Tak się złożyło, że zanim wyjechałem z domu na długie pięć lat nauki w szkole średniej z internatem, miałem już za sobą lekturę całego Tomasza Mannai Fiodora Dostojewskiego. Stało to na półce i kusiło więc wziąłem i czytałem. Oczywiście były inne rzeczy ale tych właśnie dwóch autorów wykuło mnie i rzuciło w dorosłość.

Wyjechałem więc z małej wiochy pod Poznaniem uzbrojony w zbytnią pewność siebie na zewnątrz i jednocześnie niewielką wiarę wewnętrzną w to, czy jestem dostatecznie wartościową osobą. Takie typowe rozterki nastolatka. Ktoś teraz może spytać, do czego on właściwie zmierza? Cóż to wszystko
ma wspólnego z wybaczaniem?
Ta kobieta, o której było na wstępie została żoną mojego brata i przez to była i wciąż jest w moim życiu tak czy inaczej. Nie bez znaczenia jest to, że jest głęboko wierząca i praktykująca co przy moim powierzchownym traktowaniu wiary, stanowiło widoczny kontrast podczas rozmów jakie toczyliśmy.
Muszę tu zawczasu dodać, że nie uznaję częstego wśród wierzących a przynajmniej deklarujących wiarę, tego co nazywam bezwarunkowym wybaczaniem. Odpuszczaniem jawnego draństwa tylko
dlatego, że tak nakazuje wiara. Ja nigdy nie nadstawię drugiego policzka bezwarunkowo.
Bardzo cenię sobie to, że los postawił na mojej drodze osobę, dzięki, której zakochałem się w literaturze, i z którą jednocześnie się tak totalnie nie zgadzam w kwestii wybaczania. Jakże często doprowadzałem ją do wzburzenia kiedy przytaczałem warunki sakramentu pokuty: rachunek sumienia, żal za grzechy,
mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

Uniwersalizm tych warunków jest porażający i może dlatego tak mało przestrzegane są te zasady
prowadzące do wybaczenia. I to ja, taki nijak wierzący i jeszcze mniej praktykujący, ośmielam się pouczać kogoś tak głęboko wierzącego i zanurzonego w życie wspólnoty kościelnej. A jednak to Ona dała mi to okno na świat, ten kaganek który młoda Pani Profesor od polskiego uznała za przedwcześnie odpalony. Dostojewski i Mann w takim wieku?

Tak właśnie uważam, że drań musi usłyszeć że jest draniem i ja mogę mu wybaczyć ale…, no właśnie.

A to co boli najbardziej to krzywdy wyrządzone przez bliskich i presja, że wybaczyć należy tylko dlatego, że to przecież brat, siostra, ojciec. No nie.

I tu chyba jest czas na pytanie, czy my jako Naród nie za bardzo jesteśmy skłonni do nadstawiania drugiego policzka, do bezwarunkowego wybaczania, zapominania, pomagania, do czegoś co w innych kulturach może być odebrane jako frajerstwo? Czyż nie jest to jedna z wielu przyczyn naszego
położenia? Czy teraz kolejny raz nie jesteśmy świadkami poświęcenia dla innych, bez nawet cienia obietnicy zapłaty?

Może czas na mądrość, pilnowanie własnego interesu, dbałość o nasze zasady,
tradycję, historię, bohaterów i pełnoobjawowy patriotyzm?

Zaraz, gdzie ja to słyszałem?
Ja mogę kochać i wybaczać wiedząc, że w moim ogrodzie stoi czołg, a moja kobieta w razie czego jest gotowa skoczyć do gardła każdemu kto odważyłby się zakłócić rodzinny spokój. To wspólnota takich Rodzin, myśli i idei jest fundamentem nie do skucia.

I wtedy jestem gotów wybaczyć sobie wszystko.

Eugeniusz Nowak #WGO

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *